Witam.Last Rico jesteś WIELKI .Twoja wiedza i znajomość tematu zasługuje na pokłon.Niesamowite jak mało wiedzą lub nie chcą wiedzieć projektanci i producenci kotłów,bo inaczej nie można wyjaśnić tego co widać na rynku.
W tym roku kupiłem swój pierwszy kocioł, i popełniłem błąd.Po pierwsze przy wyborze kotła sugerowałem się tylko opinią jednego człowieka-sprzedawcy.Po drugie-ceną.I po trzecie kupiłem Zębca KWK 25 górnego spalania.
Mój dom jeszcze nie jest skończony,przede wszystkim nie jest jeszcze izolowany,jednak korzystając z działającego już CO zająłem się pracami wykończeniowymi wewnątrz (płytki,podłogi szpachlowanie itd).Do czasu ostatnich mrozów tylko "przepalałem" w piecu podczas robót.Jednak jak zaczęło przymarzać musiałem grzać już cały czas aby przede wszystkim nie dopuścić do zmarznięcia i uszkodzenia instalacji CO,poza tym świeżo położone płytki i szpachle raczej nie ucieszyły by się z niskich temperatur .
I wtedy przeżyłem szok,to kanciate niebieskie coś w mojej kotłowni okazało się opałożernym wiecznie głodnym monstrum .Aby utrzymać temperaturę na poziomie 55-60st. musiałem dosłownie co 1-1,5h dorzucać spora łopatę węgla.
opał znikał w masakrycznym tempie.Nawet załadowany do pełna(ok 40kg węgla) o 20stej o 7dmej rano był już zimny .Dosłownie rozpacz i tragedia.
I wtedy szukając rady i ratunku trafiłem na ten temat .
Po przeczytaniu kilku pierwszych postów nie czekałem długo,pobiegłem do kotłowni,wyjąłem resztki żaru z pieca do blaszanego wiadra,wybrałem popiół,zasypałem piec ok 30kg węgla i na wierzch wsypałem żar i dorzuciłem trochę suchego drewna.
Na miarkowniku ustawiłem 55st. w górnych drzwiczkach ustawiłem szczeliny na ok 1-2mm a zastawe w czopuchu otworzyłem na maxa.Rozpalało się powoli ale nie przygasało.Z komina wydobywała się raczej nie wielka ilość dymu,stopniowo coraz mniej,temperatura rosła powoli ale płynnie,ciągle w górę .
Dojście do zamierzonych 55st.trwało ok 40min.
Z komina przestało dymić,dosłownie bo nic z niego nie wylatywało.
Otwieram drzwiczki,na powierzchni zasypu jest coś w rodzaju rozżarzonej skorupy z której wydobywają się niebieskie płomienie.Jest godz.21.pali się już ok 1,5h.temperatura stała i praktycznie bez wąchań,bardzo stabilna,zero "fuknięc" dymu z pieca co się wcześniej zdarzało.
Zostawiam wszystko jak jest i idę spać, z nadzieją .
Jest godz. 6.30 rano,idę do kotłowni i szok,temperatura nadal 55st.!!!!!!!.
W piecu jest teraz masa żaru,dymu zero,palenisko suche,bez sadzy.
Godz.10 rano,temperatura 45st !!! żaru ubywa.
Godz 12 w południe temperatura 30st.pompka nadal pracuje i grzejniki są jeszcze trochę ciepłe.
Godz. 15sta. temperatura 20st.pompka już nie chodzi,na rusztach jest trochę żaru.W popielniku o polowe mniej popiołu niż przedtem.
Wnioski.Wielki szok tym razem pozytywny.
Chwalę się tym kolegom w pracy,pukają się w czoło i mówią że się nie da a poza tym co za różnica .
Jeden jednak próbuje .i tez jest w szoku jak ja .
Potem próbują następni i następni a oni mówią o tym innym którzy maja zwykłe kotły,często stare i produkcji domorosłych wiejskich fachowców.
Każdy mówi że jest lepiej
Mało tego,ten temat jest dość nasycony wiedzą aby pokosić się o budowę własnego kotła na podstawie wyjaśnionych tu zasad i procesów spalania się opału.Taki kocioł mógłby być prawie doskonały.
.
Życzę wszystkim szczęśliwego nowego roku i ciepła bez dymu