Podpisuję się obiema rękami pod postem unplugged.
Temat również przerobiłam na własnej skórze.
U nas zapowiedź olbrzymich problemów z płodnością pojawiła się właściwie równolegle do rozpoczęcia budowy domu.
Po pół roku mieliśmy diagnozę, cały 2008 i połowę 2009 trwały starania.... w zwiazku z tym byliśmy cały czas na emocjonalnej huśtawce takiej, że nie miałam siły żeby jeszcze stresować sie budową.
Temat domu często angażował myśli i siły pozwalając oderwać się od "nakręcania" w temacie prokreacji.
2 tygodnie po przeprowadzce okazało się, że jestem w ciaży.
W tym momencie efekt naszych działań "zatankowany do pełna" śpi sobie słodko pozwalając mi napisać ten post
Madziorex nie powiem Ci co powinniście zrobić.
U nas strategia działania na obu frontach i nie planowania zbyt wiele okazała się skuteczna, czego i Wam życzę.
Nie zamartwiaj się- zawsze jest jakieś wyjście.
Jak bedziesz chciała to pisz na priva - dla mnie to jest ciagle cholernie emocjoalne, ale intymne podobnie jak dla unplugged już dawno być przestało.
Pozdrawiam serdecznie.