Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Uroczanka

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    44
  • Rejestracja

Uroczanka's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. Prawie - buduję 2/3 (na obrazku z lewej strony), bo reszta juz stoi. Tak więc w zasadzie jest to rozbudowa. Jesli jesteś ciekawa szczegółów, to zapraszam do mojego dziennika. Pozdrowienia - U.
  2. Prawie - buduję 2/3 (na obrazku z lewej strony), bo reszta juz stoi. Tak więc w zasadzie jest to rozbudowa. Jesli jesteś ciekawa szczegółów, to zapraszam do mojego dziennika. Pozdrowienia - U.
  3. Witajcie, Kobity! Budować bez faceta - lub z niewielkim jego udziałem - to duża rzecz. Dołączam do klubu, mam nadzieje, że podołam. Co pewien czas radzę się swojego ślubnego, bo w końcu jest inżynier i różne rzeczy techniczne łapie szybciej niż ja. Jednak generalnie budowa jest moja i to ja wszystko organizuje i także o wszystkim decyduję. Małż jest lekko nadąsany, że nie zawsze słucham jego rad, no ale trudno. Prawda jest taka, że to ja chciałam budować, on nie chciał, więc teraz on ma wolność i spokój, a ja marzenia, ciężką pracę i satysfakcję. Są dwa światy, jak niegdyś śpiewała Maryla... Optymistycznie uważam, że nie zaszkodzi to naszemu związkowi, choć może przynieś jeszcze wiele wyzwań. Ale generalnie czasy sa takie, że tradycyjne wyobrażenia o związkach nie wytrzymują, trzeba szukać nowej formuły. A co do domu, na razie jest projekt. Zaczynam, gdy tylko pozwoli na to pogoda (na razie jest zbyt mokro) i starostwo (minął juz ponad miesiąc od dnia w którym złozyłam wniosek o PnB, jutro znów mam zadzwonić, może już cos będzie wiadomo). No i gdy uda mi się ostatecznie wybrac wykonawcę - ci tańsi i lepsi mają pozajmowane terminy do sierpnia lub dalej. Ale nie tracę nadziei... Pozdrawiam wszystkie Budujące Babki, będę tu zaglądać co jakis czas
  4. Witajcie, Kobity! Budować bez faceta - lub z niewielkim jego udziałem - to duża rzecz. Dołączam do klubu, mam nadzieje, że podołam. Co pewien czas radzę się swojego ślubnego, bo w końcu jest inżynier i różne rzeczy techniczne łapie szybciej niż ja. Jednak generalnie budowa jest moja i to ja wszystko organizuje i także o wszystkim decyduję. Małż jest lekko nadąsany, że nie zawsze słucham jego rad, no ale trudno. Prawda jest taka, że to ja chciałam budować, on nie chciał, więc teraz on ma wolność i spokój, a ja marzenia, ciężką pracę i satysfakcję. Są dwa światy, jak niegdyś śpiewała Maryla... Optymistycznie uważam, że nie zaszkodzi to naszemu związkowi, choć może przynieś jeszcze wiele wyzwań. Ale generalnie czasy sa takie, że tradycyjne wyobrażenia o związkach nie wytrzymują, trzeba szukać nowej formuły. A co do domu, na razie jest projekt. Zaczynam, gdy tylko pozwoli na to pogoda (na razie jest zbyt mokro) i starostwo (minął juz ponad miesiąc od dnia w którym złozyłam wniosek o PnB, jutro znów mam zadzwonić, może już cos będzie wiadomo). No i gdy uda mi się ostatecznie wybrac wykonawcę - ci tańsi i lepsi mają pozajmowane terminy do sierpnia lub dalej. Ale nie tracę nadziei... Pozdrawiam wszystkie Budujące Babki, będę tu zaglądać co jakis czas
  5. Mam wybrać wykonawcę. No właśnie - wykonawcy... Od nich wszystko zalezy - czym ostatecznie będzie moje marzenie o domu, w jaki sposób sie zmaterializuje. Czuję doniosłość chwili, ale nie dodaje mi to mądrości w wybieraniu. Jesienią przeprowadzałam remont (jeszcze nie dokończony) starej części domu i bardzo zależało mi, żeby jeszcze przed zimą dokonać znaczących zmian, a zarazem domknąć dom zanim przyjdą mrozy. W rezultacie wybierałam w pospiechu i zaufałam panu, który miał świetną gadkę na początek, ale potem okazał się prawdziwym zbójcą. Próbował wynusić swoje zbójeckie stawki na różne sposoby, w tym nawet poprzez porzucenie budowy - ale gdy nie uzyskał tego, na co liczył, w końcu trochę spuścił z tonu i jakos się dogadalismy, obeszło się bez chodzenia do sądu (choć się na to poważnie zanosiło). Cała ta historia sprawiła, że straciłam inwestorską "niewinność", wiem już, jacy wykonawcy być potrafią i że trzeba ich sprawdzić dokładnie oraz koniecznie podpisać umowę PRZED rozpoczęciem czegokolwiek w realu. No, ale jak to konkretnie wdrozyć, to inna bajka. Czy tym razem nie popełnię błędu? W peirwszym kroku rozesłałam lub przedzwoniłam zaproszenia do złożenia ofertyy do 5 firm - odpowiedziały na razie trzy (minęły ponad 2 tygodnie, więc pozostałe chyba juz na straty). Wyceny robocizny za SSO były dość urozmaicone - od 47 do 65 tys. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem, czy ta za 47 jest tania, czy ta za 65 jest droga - nie mam zielonego pojęcia, ile powinien kosztować mój dom. Po kilku dniach deliberacji postanowiłam zamówić kosztorys. Bałam się tego wydatku, bo jakis czas temu prywatne biuro kosztorysowe poinormowało mnie, że cena za kosztorys to 1,5% wartości inwestycji czyli kilka tysięcy. Ale okazało się, że np. w Muratorze nie jest tak horrendalnie drogo. Dzis dostałam od nich kosztorys do mojego indywidualnego projektu - kosztował 800 zł, tyle mogę przezyć. A wiedza z tego kosztorysu zaiste jest bezcenna. Okazuje się, że w ofertach, które dostałam pewne rzeczy były bardzo przecenione, a inne zadziwiajaco tanie. Własnie robię zestawienie, o wynikach napiszę niedługo. Dodatkowo postanowiłam przeprowadzic drugą rundę zapraszania do złożenia oferty - tym razem zaprosiłam 11 wykonawców, także takich spoza mojego regionu (podobno na Podlasiu taniej, a i górale jeszcze tak bardzo nie podrożeli). Aktualnie druga runda trwa. Jeśli ktos z Was chciałby polecic mi swoją ekipę, będę wdzięczna za wszystkie namiary.
  6. Mam wybrać wykonawcę. No właśnie - wykonawcy... Od nich wszystko zalezy - czym ostatecznie będzie moje marzenie o domu, w jaki sposób sie zmaterializuje. Czuję doniosłość chwili, ale nie dodaje mi to mądrości w wybieraniu. Jesienią przeprowadzałam remont (jeszcze nie dokończony) starej części domu i bardzo zależało mi, żeby jeszcze przed zimą dokonać znaczących zmian, a zarazem domknąć dom zanim przyjdą mrozy. W rezultacie wybierałam w pospiechu i zaufałam panu, który miał świetną gadkę na początek, ale potem okazał się prawdziwym zbójcą. Próbował wynusić swoje zbójeckie stawki na różne sposoby, w tym nawet poprzez porzucenie budowy - ale gdy nie uzyskał tego, na co liczył, w końcu trochę spuścił z tonu i jakos się dogadalismy, obeszło się bez chodzenia do sądu (choć się na to poważnie zanosiło). Cała ta historia sprawiła, że straciłam inwestorską "niewinność", wiem już, jacy wykonawcy być potrafią i że trzeba ich sprawdzić dokładnie oraz koniecznie podpisać umowę PRZED rozpoczęciem czegokolwiek w realu. No, ale jak to konkretnie wdrozyć, to inna bajka. Czy tym razem nie popełnię błędu? W peirwszym kroku rozesłałam lub przedzwoniłam zaproszenia do złożenia ofertyy do 5 firm - odpowiedziały na razie trzy (minęły ponad 2 tygodnie, więc pozostałe chyba juz na straty). Wyceny robocizny za SSO były dość urozmaicone - od 47 do 65 tys. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem, czy ta za 47 jest tania, czy ta za 65 jest droga - nie mam zielonego pojęcia, ile powinien kosztować mój dom. Po kilku dniach deliberacji postanowiłam zamówić kosztorys. Bałam się tego wydatku, bo jakis czas temu prywatne biuro kosztorysowe poinormowało mnie, że cena za kosztorys to 1,5% wartości inwestycji czyli kilka tysięcy. Ale okazało się, że np. w Muratorze nie jest tak horrendalnie drogo. Dzis dostałam od nich kosztorys do mojego indywidualnego projektu - kosztował 800 zł, tyle mogę przezyć. A wiedza z tego kosztorysu zaiste jest bezcenna. Okazuje się, że w ofertach, które dostałam pewne rzeczy były bardzo przecenione, a inne zadziwiajaco tanie. Własnie robię zestawienie, o wynikach napiszę niedługo. Dodatkowo postanowiłam przeprowadzic drugą rundę zapraszania do złożenia oferty - tym razem zaprosiłam 11 wykonawców, także takich spoza mojego regionu (podobno na Podlasiu taniej, a i górale jeszcze tak bardzo nie podrożeli). Aktualnie druga runda trwa. Jeśli ktos z Was chciałby polecic mi swoją ekipę, będę wdzięczna za wszystkie namiary.
  7. Po świeżej wizji lokalnej w moim Uroczu stwierdzam, że woda troszeczkę opada. Wystarczyły 2 słoneczne dni. Gdy za moment ruszą drzewa, pewnie przetranspirują te hektolitry, co jeszcze zalegają. I chyba tylko we wiośnie możemy pokładać nadzieję, bo rzeczywiście - jak piszesz, Jezier - w gminie nie zanosi sie na rewelacje. O drogi i rowy jeszcze się nie upominałam (ale chyba zbiore się w sobie i zrobię to w poniedziałek), natomiast jakiś czas temu dzwoniłam w sprawie kanalizy, co miała byc ciągnięta juz już - pani z Wydziału Inwestycji wyjaśniła mi uprzejmie, że to tylko pogłoski, a prawda jest taka, że nie wiadomo kiedy, ale przez najbliższe 3 lata na pewno nie. Wydaje mi sie, że gmina Tarczyn jakoś lepiej jest zorganizowana, niz Piaseczno. A ja na samiutkiej granicy, ale jednak w Piasecznie - ech, życie....
  8. Po świeżej wizji lokalnej w moim Uroczu stwierdzam, że woda troszeczkę opada. Wystarczyły 2 słoneczne dni. Gdy za moment ruszą drzewa, pewnie przetranspirują te hektolitry, co jeszcze zalegają. I chyba tylko we wiośnie możemy pokładać nadzieję, bo rzeczywiście - jak piszesz, Jezier - w gminie nie zanosi sie na rewelacje. O drogi i rowy jeszcze się nie upominałam (ale chyba zbiore się w sobie i zrobię to w poniedziałek), natomiast jakiś czas temu dzwoniłam w sprawie kanalizy, co miała byc ciągnięta juz już - pani z Wydziału Inwestycji wyjaśniła mi uprzejmie, że to tylko pogłoski, a prawda jest taka, że nie wiadomo kiedy, ale przez najbliższe 3 lata na pewno nie. Wydaje mi sie, że gmina Tarczyn jakoś lepiej jest zorganizowana, niz Piaseczno. A ja na samiutkiej granicy, ale jednak w Piasecznie - ech, życie....
  9. No to wiesz, Dzabij, jak to u nas jest. Na Różanej strasznie zaszkodziła ekipa, budująca kilka lat temu wodociąg. Wczesniej droga była utwardzona jakimś szutrem czy cuś - w każdym razie dało sie przejechać nawet wiosną. Przy kopaniu rowów pod wodociąg całą glinę (bo u nas glina jest, i nic innego) z wykopu mądra ekipa wywaliła na drogę i obok. W ten sposób droga zamieniła się w grząskie, wsysające bagno, a rów przydrożny został zasypany. Ale za to mamy wodę! Zastanawiam się, czy gdzies to mozna zgłosić, czegoś sie od kogos domagać - czy może szybciej będzie harcerskim sposobem skrzyknąć sie w kilku sąsiadów i naprawić na własna rękę... Za chwilę jadę tam (bo na razie wciąż mieszkam w Warszawie) ocenić, jak stan wód po ostatnich cieplejszych dniach. PnB w drodze, a tu nie ma jak wjechać na działkę... P.S. Wszystkiego dobrego w trudach rodzicielstwa
  10. No to wiesz, Dzabij, jak to u nas jest. Na Różanej strasznie zaszkodziła ekipa, budująca kilka lat temu wodociąg. Wczesniej droga była utwardzona jakimś szutrem czy cuś - w każdym razie dało sie przejechać nawet wiosną. Przy kopaniu rowów pod wodociąg całą glinę (bo u nas glina jest, i nic innego) z wykopu mądra ekipa wywaliła na drogę i obok. W ten sposób droga zamieniła się w grząskie, wsysające bagno, a rów przydrożny został zasypany. Ale za to mamy wodę! Zastanawiam się, czy gdzies to mozna zgłosić, czegoś sie od kogos domagać - czy może szybciej będzie harcerskim sposobem skrzyknąć sie w kilku sąsiadów i naprawić na własna rękę... Za chwilę jadę tam (bo na razie wciąż mieszkam w Warszawie) ocenić, jak stan wód po ostatnich cieplejszych dniach. PnB w drodze, a tu nie ma jak wjechać na działkę... P.S. Wszystkiego dobrego w trudach rodzicielstwa
  11. Johan, dzięki za dobre słowo i zrozumienie, cieplej mi się troszkę zrobiło Poczytałam ten wątek trochę wstecz i odkryłam, że naprawdę sąsiadujemy w realu (ja z Różanej). Byc może wiec masz ten sam kłopot, co ja teraz - woda na całej posesji, staw grozi wylaniem. Nie moge nawet wjechac na swoja działke, parkuję pod płotem sąsiada. Też tak masz? I chyba nie ma na to innej rady, niz czekać az opadnie poziom wód gruntowych, bo rowy melioracyjne pozatykane, pompowanie nie pomaga. Dzabij Ależ są takie szkolenia - nazywaja się zwykle warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców lub podobnie, prowadzą je psycholodzy. Nie wiem, gdzie aktualnie w Warszawie lub okolicach, ale z pewnością w guglu da sie coś znaleźć. Moje dzieci już dorosłe, ale swego czasu bardzo mi dobrze zrobiła nawet sama lektura książek na takie tematy, np. seria "Wychowanie bez porażek" T. Gordona . Polecam gorąco, bo wychwywanie pociechy bywa tyleż cudowne, co frustrujące, wkurzające, obciążające - a w szkole nas nie uczyli, jak sobie z tym radzic.
  12. Johan, dzięki za dobre słowo i zrozumienie, cieplej mi się troszkę zrobiło Poczytałam ten wątek trochę wstecz i odkryłam, że naprawdę sąsiadujemy w realu (ja z Różanej). Byc może wiec masz ten sam kłopot, co ja teraz - woda na całej posesji, staw grozi wylaniem. Nie moge nawet wjechac na swoja działke, parkuję pod płotem sąsiada. Też tak masz? I chyba nie ma na to innej rady, niz czekać az opadnie poziom wód gruntowych, bo rowy melioracyjne pozatykane, pompowanie nie pomaga. Dzabij Ależ są takie szkolenia - nazywaja się zwykle warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców lub podobnie, prowadzą je psycholodzy. Nie wiem, gdzie aktualnie w Warszawie lub okolicach, ale z pewnością w guglu da sie coś znaleźć. Moje dzieci już dorosłe, ale swego czasu bardzo mi dobrze zrobiła nawet sama lektura książek na takie tematy, np. seria "Wychowanie bez porażek" T. Gordona . Polecam gorąco, bo wychwywanie pociechy bywa tyleż cudowne, co frustrujące, wkurzające, obciążające - a w szkole nas nie uczyli, jak sobie z tym radzic.
  13. Cieszę się, że tak to odebrałaś, Tutli-Putli. A w moim związku dzisiaj juz świeci słońce, za chwilę jedziemy razem na działkę oglądać roztopy i rozważać, kiedy będzie można zaczynać budowę. Samuel - zgoda, że święty spokój to jest dobro becenne! Czasem to juz nawet ta opiewana prez poetów miłość wcale tak bardzo nie kusi, człowiek zwyczajnie jest zmęczony. Chociaż z drugiej strony jak się już odpocznie....
  14. Przeczuwałam, że w tym wątku znajdę coś dla siebie... Dzis w moim związku minorowo, nie raz juz tak było, potem znów świeciło słońce, pewnie i jutro zaświeci - ale na razie czuje się ponuro i w jakiś sposób dobrze mi z tym, bo na ten moment tak jest prawdziwie. Tutli-Putli - bardzo mi jest bliskie, co napisałas, choć moja historia jest inna - ale mimo to wydaje mi się, że znam świetnie takie stany i odczucia, o jakich piszesz. Podzielam zdanie Aglig, że Ty mądra kobieta jesteś! Największe wrażenie uczyniło na mnie, że potrafisz otwarcie powiedzieć sobie i forumowiczom, że ten facet to najwazniejsza dla Ciebie osoba - choć przecież zranił Cię i "normalna" w takiej sytuacji byłaby reakcja obronna ("skoro on tak, to mam go gdzieś!"). Ale Ty jej nie ulegasz i za to pełen szacun Mysle, że to, czego zwykle bronimy w takiej reakcji obronnej, to jedynie własna zraniona duma. A Ty chyba wiesz, że są rzeczy cenniejsze od takiej dumy i nie warto ich dla niej poświęcać - raczej przeciwnie. No bo dość trudno jest być prawdziwie blisko z kimkolwiek, a zarazem zachować dumę nienaruszoną. Związki - nie tylko miłosne - zmuszają do kompromisów, czasem wyrzeczeń, czasem nawet trochę bolą. Oczywiście nie chciałabym pochwalać np. przemocy domowej i trwania w związku z brutalnym typem - są granice wyrzeczeń i konpromisów. Ale Ty przecież nie o tym pisałaś, Tutli-Putli. Gdy sie kogoś sercem wybrało - i to z wzajemnością - to warto moim zdaniem w chwilach kryzysu odłożyć dumę na bok i zawalczyć o związek, być może druga strona kiedys będzie za to wdzięczna, gdy ochłonie z przejściowego szaleństwa. Nie jest dobrze, gdy na szaleństwo jednej osoby ta druga odpowiada własnym szaleństwem. Na tym polega miłość i przyjaźń moim zdaniem, żeby mieć dość odwagi w takich chwilach, by zaryzykować zranienie, odrzucenie, wszystkie te straszliwie bolesne uczucia - i nadal chronić związek, zabiegać o niego, przyznawać przed całym światem, że mi na nim zalezy, choć teraz także boli. Być może nietesty mimo to okaże się, że potencjał naszego związku nieodwołalnie wygasa - no to trudno, nie ma wtedy innej drogi niz rozstać sie, pozwolić odejść. Jednak wcale nie zawsze tak musi być. Ludzie czasem błądzą, a potem spływa na nich nowa mądrość i chcieliby wykreślic z życiorysu to, co robili wcześniej. Gorąco Ci życzę, Tutli-Putli, żeby tak było z Twoim mężem i żeby docenił, jaką ma wspaniałą i mądrą żonę
  15. Podnoszę wątek, bo dotyczy waznej kwestii. Jak bardzo jest wazna, właśnie sobie niedawno uświadomiłam. Wczesniej byłam juz mocno zdecydowana na oczyszczalnię, głównie dlatego, że generalnie mam skłonność do rozwiązań samowystarczalnych i ekologicznych, ale troszke i dlatego, że w sumie oczyszczalnie jest tańsza, gdy się doliczy koszty wywozu nieczystosci z szamba, które (te koszty) nigdy się nie skończą. Byłam tak bardzo zdecydowana, że zamierzałam pokonywać trudności związane z gliną, wysokim poziomem wód gruntowych i bardzo prawdopdobnym sprzeciwem starostwa (choć w planie zagospodarowania nie ma jednoznacznego zapisu, że oczyszczalni nie wolno). A jednak... Teraz bardzo poważnie zastanawiam sie, czy pomysł z oczyszczalnią da sie uratować i czy jednak szambo nie jest jedynie słusznym rozwiązaniem, poniewaz tego roku zdarzyło się cos nietypowego, co dotąd się nie zdarzało, a nie można być pewnym, czy z powodu globalnego ocieplenia nie będzie się zdarzało częściej. Mam na myśli ilość wody, jaka w tym roku pojawiła się przy wiosennych roztopach. To zupełnie niezwykłe na moim terenie, ale tego roku woda stoi szerokimi kałużami, stawikami, jeziorkami niemal wszędzie - na drogach, łączkach, polach. Strażacy jeżdżą i pompuja ludziom wodę z chałup. Ja tez w piwnicy mam wodę i nie da rady jej na stałe wypompować, bo - jak wskazuje poziom w studni - wody gruntowe sa na tym samym poziomie, co moje "wody piwniczne". Trzeba czekać. No i właśnie, gdy juz ochłonęłam z pierwszych wrażeń i przerażeń tą sytuacją, nagle dotarło do mnie, że ta powódź jest moim nauczycielem i powinnam się cieszyć, że zdarzyła się teraz, zanim zbudowałam oczyszczalnię. No bo co by było, gdybym juz ją miała? W przeciwieństwie do szamba, oczyszczalnia nie jest szczelna, a więc te jeziorka, które teraz pokrywaja moja działkę, byłyby pełne nieczystości. I nic by się chyba z tym nie dało zrobić, prawda? W każdym razie nam z małżem nic nie przychodzi na mysl. Chyba po prostu zylibyśmy kilka tygodni wśród "pachnących" rozlewisk, czekając na opadnięcie wód i możliwość uprzątnięcia tego ohydztwa (ale jak to uprzątnąć? - osobny problem). Czy tez macie teraz takie refleksje z powodu tej wiielkiej wody, co nas tego roku nawiedziła? A może ktoś ma oczyszczalnię i wielką wodę, ale problem wcale sie pojawił? Jesli tak - strasznie proszę, niech taki Ktos napisze, jak sobie poradził. Bo ja usilnie poszukuje rady, ale jakos nic...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...