Czuję mrowienie :) i inne takie z okazji zaczęcia. Oraz oczywiście dodatkowo włączył się komplikator - "czy mamy wszystko, czy pozgrywane terminy, co jeszcze trzeba zamówić" itp...
Ale w sumie to w piątek przychodzi geodeta oraz elektryk. Tyczyć i podłączyć prąd oczywiście :)
W czwartek z teściem stawiamy słupy do elektryki i podwieszamy kabel coby w piątek już mógł być prąd. Prąd podłączamy jak najbardziej budowlany a mój majster mówił, że na jednej z budów w Lublinie miał wizytację z Energetyki i chcieli wlepić karę za korzystanie z prądu cichcem od sąsiada. No granda to jest, szczególnie że ten budowlany to majątek kosztuje. Ale nic to
Do tego czasu pewnie zjedzie już beton komórkowy.
Mamy też barak, który stanie pewnie w sobotę.
Mamy też podpisaną umowę z cieślami..
W czwartek i piątek muszę zamówić cement do fundamentów, bloczki i stal.
Datowane 28 lutego :). Coś fantastycznego. Oczywiście oprócz euforii z posiadania PnB lekki niepokój, że już niedługo rozpoczęcie budowy.
W międzyczasie zamówiony BK, gładki. Będzie ok. 14 marca na placu budowy.
Do tego czasu pilnie trzeba załatwić prąd - czas zaczyna gonić
Wczoraj byłem również w Radomiu i rozmawiałem z cieślami. Zaproponowali cenę robocizny całkiem interesującą oraz cenę więźby w podobnej (znaczy interesującej) cenie. Chyba więc i to załatwione :)
W tym tygodniu trzeba dograć terminy koparki, geodetów i innych okołobudowlanych wyciągaczy kasy :)
Ooooo luuuudzie....to już niedługo. Podobno jak się zacznie to już jakoś leci - mam nadzieję, że i w moim przypadku to się sprawdzi
Chodzę sobie po hurtowniach i wszędzie na pytanie o beton komórkowy na pióro-wpust patrzą na mnie jak na kosmitę a poza tym jest strasznie drogi (betoniarnie nie produkują bo mają nawał zamówień na gładkie i przestawili wszystkie maszyny na gładki).
Wchodzę sobie do hurtowni i pytam o taką odmianę betonu:
pióro-wpust ?? - Paaaaanie, nikt z tego nie buduje, to tylko Ytong...
tłumaczę wtedy, że produkują to i Puławy i Faelbet... nerwowe szukanie w katalogu i właściciel hurtowni mówi:
"No patrz Pan, nie wiedziałem...nigdy takiego nie sprowadzaliśmy"
Dzwoniłem do mojego murarzai będzie gładki bloczek na cienką zaprawę.
Ile to człowiek się dowie po drodze...to budowanie to fajne jest
W Urzędzie Gminy Pani T. jednak uznała oświadczenie o otrzymaniu moich warunków zabudowy jednej ze stron i uprawomocniła je pięknym wpisem w WZiZT. Bagatela po 2 miesiącach.
W międzyczasie złożyliśmy wniosek o pozwolenie na budowę. Z racji tego, że PnB wydaje Pan - znaczy mężczyzna :) - sprawą zajęła się moja małżonka . Pierwsza wizyta po 11 dniach od złożenia wniosku i........ jak się okazało 1 dzień od przekazania wniosku z okienka obsługi do osoby, któa się tym zajmie. No wiadomo - wnioski składa się w jednym budynku a rozpatruje w drugim - przyległym. 10 dni to lekka przesada, ale żeby nabrało mocy urzędowej musi trwać
Pierwsze podejście, niechęć, ale chwilę później Pan J. bierze nasze papiery i sprawdza. Na bieżąco uzupełniamy to czego brakuje.
Kilka dni później małżonka odwiedza Pana J. pytając co słychać, tak z ciekawości :)
22 lutego - telefon. Pan J., że brakuje papierka o odrolnieniu. No tak - zapomniałem dać :)
Nastęnego dnia małżonka zawozi.....Pan J. ogląda......i składa nasz PnB do podpisu
Cuuuuud nad wisłą - może w lutym będzie nasze wyczekiwane PnB :)
W tak zwanym międzyczasie podpisujemy umowę z murarzem i dogadujemy pokrycie dachowe oraz robociznę dachu.
Usilnie szukamy Betonu Komórkowego na pióro i wpust. I tu jest tragedia. Czas oczekiwania jkiś tragiczny i ogólnie brak możliwości negocjacji
Słabo jest....kilka hurtowni w ogóle odmówiło ściągnięcia bo nie są pewni co do terminów....
Booom na rynku budowlanym skutkuje również tym, że nie mogę znaleźć kierownika budowy.
Szukamy dalej a po drodze trzeba by załatwić kredyt :)
Byłem sobie ja dzisiaj w urzędzie szczęśliwy - bo przeszedłem papierologię i właśnie dziasiaj Pani T wpisze mi uprawomocnienie Warunków Zabudowy. A dojście do tego nie było proste, bo od 19 grudnia 2006 kiedy to WZiZT zostały wydane i rozesłane do wszystkich zainteresowanych nie doszły do Pani T. wszystkie potwierdzenia odbioru. Mniej więcej pod koniec stycznia stawiłem się u Pani T w gminie Wawer a ona na to, że nie ma wszystkich potwierdzeń odbioru. Ustaliliśmy, że na pewno dojdą na początku lutego.
W zeszłą środę się zjawiam, bo z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ wszystko już jest i niespodzianka - brak zwrotki od jednej osoby
Bez tego ani rusz - może spadło za szafkę, może poczta zgubiła, może dziura ozonowa - nie wiadomo. Ale od czego pomyślunek - ustalamy, że oświadczenie tej osoby, że widziała i się zapoznała wystarczy. Dzwonię po ludziach - facet zapewnia, że odebrał pocztę i potwierdził odbiór. Podpisał oświadczenie i załatwione....
I właśnie z tym oświadczeniem stawiam się dzisiaj w Urzędzie gminy Wawer przed obliczem najjaśniejszej Pani T. a ona na to, że rozmawiała z szefem i że oświadczenie jest beeeeeee......a zwrotki jak nie było tak nie ma...
Noooooooo trzymajcie mnie bo nie ręczę za siebie.....
Ustaliliśmy sobie z Panią T., że skaładam wniosek o PnB bez tego a ona to jakoś załatwi ..... może i dobrze wyszło...... będzie podstawa do molestowania i przyspieszenia sprawy;)
Dzisiaj też odbieram pierwszą wycenę stanu surowego...pewnie mnie wgniecie w ziemię....
Jak przeżyję info ile to kosztuje to napiszę kilka słów
właśnie odebrałem warunki przyłącza elektrycznego oraz umowy na prąd budowlany i zasadniczy. Późna pora, ale załatwiała to znajoma (Pani S) i właśnie u niej byłem to odebrać
Byłem dzisiaj rónież w Gminie, żeby się dowiedzieć, że nie wróciły jeszcze 4 potwierdzenia odebrania informacji przez moich sąsiadów dot. WZiZT. No cóż. Może za tydzień się uda uprawomocnić :)
Od tygodnia stoję również przed dylematem jaki strop. Monolityczny czy Terriva. Oczywiście czytanie formum przysparza o ból głowy, ale dorosłem do decyzji że monolityczny.
I jeszcze bym zapomniał - byłem dzisiaj również w Sądzie i odebrałem księgę wieczystą z pięknym wpisem Banku w rubryce Hipoteka - dzięki temu zmniejszą mi oprocentowanie, ale wpis paskudny
NO I ZACZYAMY CASTING NA WYKONAWCĘ STANU SUROWEGO !!
No to kolejnych papierków przybywa. Dzisiaj odebrałem właśnie odrolnienie ziemi, bo miała wpisane że jes ziemią orną. Taki dokumencik niezbędny do pozwolenia na budowę. Jeszcze tylko prąd i oprócz projektu komplet.
W sprawie projektu wysłałem wczoraj do projektanda ostateczne uwafi i w piątek się do niego wybieramy. Oj żeby udało się skończyć jak najszybciej.
Brak projektu uniemożliwia złożenie dokumentów na pozwolenie na budowę, casting na podwykonawcę, kupna materiałów itp....
Niech to się skończy jak najszybciej i niechaj powstanie projekt.. :)
Trochę się martwimy, bo tak w zasadzie jedynym czynnikiem, który nas blokuje to projekt, a projektant jakoś się nie odzywa - no tak, przed świętami wysłałem mu zaliczkę
Odrolnienie ziemi będzie w przeciągu miesiąca więc jeszcze tylko załatwię prąd i czekamy na projekt, żeby złożyć do PNB. Fajnie by było już zacząć szukać ekipy, ale bez projektu marna sprawa.
........po przemyśleniach wróciliśmy do projektanta i przekazaliśmy my kilka uwag i przemyśleń. Zaakceptował i już po tygodniu mieliśmy nowe rzuty Parteru. Potem piętra i rzuty elewacji. Żeby nie było za prosto nasz projektant miał sporo roboty więc za każdym razem pojawiała się jakaś niedoróbka...a to okno, które kazaliśmy wyrzucić nie zostało wyrzucone, a to lukarny inne itp...
Nadchodzi wielkimi krokami 8 grudnia kiedy to mieliśmy otrzymać (już z tygodniowym poślizgiem) ostateczną wersję rzutów oraz elewacji. Jako, że tego dnia miałem delegację do Gdańska wziąłem sobie żonkę i małego budowniczego i zaraz po załatwieniu spraw w Gdańsku jedziemy sobie na weekend do Spa na Hel. Zadowoleni z życia przemieszczamy się po pomorzu gdy tu nagle telefon od projektanta, że cały sprzęt komputerowy zawirusowany, że siła wyższa itp.... Letko mnię szczelło i powiedziałem kilka słów, że to już nie pierwsza obsuwa i ta zabawa zaczyna być niesmaczna . Efekt był taki, że w poniedziałek mamy wszystko . Jakoś się udało jednak .
Już po 4 i pół miesiąca mamy papier. Niesamowite wręcz jak to wszystko sprawnie działa . Po 128 wizytach w Urzędzie i dodatkowych zabiegach w końcu udało się
Dawno nie pisałem przez stagnację Urzędniczo-Projektancką ale spróbuję to teraz nadgonić a więc to było tak.....
No to może popiszę dalej. W urzędzie zaczynam sobie bywać, żeby trochę przyspieszyć decyzję o WZiZT ale słabo idzie. Pani co to załatwia najpierw była na urlopie, później na zwolnieniu itd....
Liczę sobie że może w listopadzie by się udało takowe warunki uzyskać, ale jak to będzie czas pokaże...
W między czasie poszliśmy do projektanta, żeby ruszał z projektem. Sprawa wydawałoby się prosta, szczególnie że wiemy jak wygląda nasz wymarzony dom i taki chcemy a trzeba go narysować i ładnie oraz funkcjonalnie zaprojektować. Projektant (młody człowiek z otwartą, pełną pomysłów głową) zaczyna rysować i już po 2 tygodniach mamy koncepcję zagospodarowania parteru. Troszkę się ona rozminęła z naszym wyobrażeniem i jest na spotkaniu bardzo nerwowo. Mnie zatkało, moja małżonka z nienawistnym spojżeniem gryzie Pana Projektanta w rękę a on sam broni koncepcji. Powiem szczerze - spodziewaliśmy się czegoś bardziej z "jajem" a dostaliśmy takie sobie coś
Jutro jedziemy z przemyśleniami i propozycjami zmian. Jak się nie pozabijamy to coś jutro napiszę
W trakcie kupna działki kompletuję papierki do złożenia Wniosku o warunki zabudowy. Idę kupić mapkę zasadniczą, do STOEN i na wszelki wypadek do gazowni :)
O dziwo wszystkie papierki mam po tygodniu - szok
Oprócz gazowni oczywiście do której nie mogę się dodzwonić już miesiąc - a dzwonię codziennie w ramach sportu :)
Projekt domu:
miliardy miliardów przejżanych - brak ideału. Ideał jednak wiemy gdzie stoi - trochę się przerobi i będzie to to co nam się podoba. Jedziemy do domu (bo jest to dom stojący i zamieszkały). Przedstawiamy się, mówimy że bardzo nam się ten dom podoba i chcielibyśmy podobny czy możemy skorzystać s doświadczeń, rad itp. Właściciele niechętni - bo był to projekt na zamówienie i mamy się bujać.
Robimy zdjęcia z ukrycia w i nogi - będzie projekt indywidualny wzorowany :)
Na tydzień przed kupnem działki składam wniosek o warunki zabudowy. Mam czekać - miesiąc, no może dwa, bywało że 3 ale nie dłużej niż 4.
Oczywiście kupno działki i radocha z posiadania ziemi jest chwilowa - bo trzeba przebrnąć przez formalności i nigdy....przenigdy nie wygląda to różowo.
W banku oczywiście zameldowałem się dużo wcześniej przed podpisaniem umowy wstępnej z kwitkiem mówiącym, że warunków zabudowy to nie ma (jak w całej Warszawie) ale w starych to była to działka do budowy - oczywiście w wypisie gruntów jest że grunty orne.
Przemiły Pan po przeczytaniu pisemka z gminy, konsultacji z kolegą powiedział - tak..damy Panu kredyt !!!!!
Nie wiem czy to radosna chwila (trzeba będzie spłacać :) ale idziemy do przodu.
Umowa wstępna podpisana - też z przygodami, ale to nie temat do publicznej publikacji i czekamy na kredyt.
W między czasie przemiły Pan konsultant idzie na urlop i z braku wieści dzwonię do banku co i jak. Zastępstwo Pana konsultanta mówi...
Tak, jest wniosek, ale nie możemy przyznać bo nie ma warunków zabudowy. Tłumaczę tłumokowi, że byłem wcześniej, ustalałem itp... Wzrusza ramionami i mówi, że nie jemu to oceniać. Po moim frontalnym ataku (chyba Pan wyczuł że za chwilę może zginąć) znajdujemy rozwiązanie - dostarczam jeszcze więcej papierków i czekamy na kredyt.
Kilka dni ro rozwiązania :) (przyznania kredytu) - dzwonię oczywiście Ja, Pan mówi - jest umowa - można podpisywać. JuuuuPI !!!!
Dla formalności Pan zastępca Pana konsultanta czyta mi dane - zaczyna od oprocentowania i kubeł zimnej wody 0,5% wyżej niż ustalałem.
Pan zamiennik już wie, że igra ze śmiercią mówi, że szybko to załatwi i się rozłącza.
Mija weekend wraca nasz pierwotny konsultant. Już mu przekazano, że jest niebezpiecznie i jest baaaaaardzo przemiły. Załatwiają wszystko i ostatniego dnia obowiązywania umowy wstępnej zjawiamy się w banku.
Jakież nasze zdzieiwnie, gdy wszystkie domumenty są wypisane z nazwiskiem panieńskim mojej małżonki. Nie wiadomo skąd
Zmieniamy, drukujemy jeszcze raz, drzemy, podpisujemy - mamy umowę.
Notariusz - formalność (oczywiście z przygodami jak przy umowie wstępnej :). I mamy akt notarialny. Oczywiście zgodnie ze słowami notariusza jak się załatwi wpis do hipoteki osobiście to jest szybciej następnego dnia (piątek) mam wolne bo chcieliśmy sobie wyjechać. Decyzja, że jak załatwimy formalności to jedziemy czyli max o 12.
Zjawiam się u Notariusza o 9 po akt notarialny i grzeję do sądu hipotecznego, gdzie pobieram numerek z terminem wejścia za 3 dni 18 godzin i 50 minut. Letko mnie szczela i z bojowym nastawiemiem......czekam
Załatwiam sprawę ok. 14, płacę 19 zeta podatku w US i grzeję do banku.
Pan konsultant z miłym uśmiechem przyjmuje papiery zastanawia się, czy to Panieńskie mojej żony nie będzie miało wpływu na uruchomienie kredytu. Olewamy to i jedziemy na Mazury.
Długi weekend, poniedziałek i telefon właścicieli, że nie ma kasy na koncie. Tłumaczę jak chłop na miedzy, że bank ma 7 dni na uruchomienie itp. Czterech współwłaścicieli działki dzwoni i pół ich rodziny z pretensjami. Jest nerwowo. Wracamy do domu i okazuje się, że jednak nazwisko Panieńskie mojej małżonki to wzięli z ich systemu bankowego po PESEL'u, gdzie i owszem moja żona złożyła przez internet wniosek o założenie konta ale nigdy go nie założyła. To nieważne - grzeje do banku, podpisuje jakieś idiotyczne oświadczenia i kasa poszła.
Ja wtedy włączam telefon (żeby mnie byli właściciele działki nie zmęczyli) dzwonię, że poszło i można wydawać :)
Z zamiarem zamieszkania jednak w domku a nie w mieszkaniu nosiliśmy się już od dawna czyli jakiegoś 2004 roku. Ja to jestem typowy blokers więc własny domek brzmi dla mnie bardzo egzotycznie, ale moja żona....:)
Moja żona wychowywała się w domku i nie ma innej opcji hahaha
Szukamy ziemi - objechaliśmy kawał okolic Warszawy i oczywiście tam gdzie nam się podobało to w 2004 roku ceny były dzisiejsze - tzn ponad 200 PLN/m.kw. Stwierdziliśmy również (a raczej Ja), że mieszkanie na odludziu to troszkę jakiś takie (no tchórz jestem i nie widzę tego :).
Decyzja - szukamy w Wawrze - w rodzinnych okolicach mojej połówki.
Poszukiwania po znajomych, znajomych innych znajomych przebiega tak trochę cienko i trafiamy do wspominanej na forum pani "S".
Działek nie ma !! i może za dwa lata, może nie .... dam znać
Czekamy, ale troszkę się rozglądamy i dzwonimy do Pani "S" z pytaniami czy może Ci chcą sprzedać a może inni.
NIKT NIE SPRZEDAJE, JAK COŚ BĘDZIE TO DAM ZNAĆ......
Czekamy (i po cichu szukamy).......
Poprzez znajomych dowiadujemy się, że jest działka. Sprzedają znajomi naszych rodziców. Umawiamy się z nimi, przyjeżdżamy i co ?? ??
Jest klient od Pani "S".
Dobrze, że to znajomi (ci sprzedający :)
Decyzja w 5 sekund. Szybkie negocjacje - Notariusz i umowa wstępna..
No to zaczęło się. 10 sierpnia 2006 podpisaliśmy akt notarialny i staliśmy się właścicielami działki o powierzchni 892 m kw. (w tym droga ) w gminie Wawer niedaleko osiedla Borki.