Tak, moi kochani. Jeszcze w styczniu czytałam z zazdrością o Waszych remontach starych domów, a tymczasem sama w tę środę stanę się właścicielką domu, który jest z początku XIX w. W porównaniu do większości z Was jestem szczęściarą: dom jest podpiwniczony, nie ma w nim wilgoci, na dachu dachówka trzyma się świetnie, i nie widać śladów małych wrednych robaczków. Czeka mnie praca nad stolarką okienną (żadnych plastików; BTW- jak już jestem, to się spytam: jaki jest sens kupowania szczelnych okien, które muszą mieć rozszczelnienia???- Swoim rozumkiem nie ogarniam tego). Dodatkowo: muszę się zdecydować na jakieś ogrzewanie. Porządne. Niestety, z czasów PGR zachowały się 3 kuchnie węglowe z kawałkiem pieca. W ogóle dom jest jakby podzielony na 2 części. Środek, to klatka schodowa + symetrycznie rozmieszczone pomieszczenia na parterze i piętrze. W sumie ok 130 m2 o wysokości 2.25. Do tego 3 pomieszczenia na poddaszu, ale niższe- 2,10? Na biedę będzie 200 m2. Dom ma 2 kominy. ocalałe kuchnie są podłączone do jednego z nich- o większym przekroju. Drugi komin ma mniejszy przekrój i ma pustą rurę sterczącą w jednym z pomieszczeń. Kuchni jeszcze dokładnie nie oglądałam i nie wiem, czy nadają się do ponownego uruchomienia. Mam 3 możliwości a,e nie wiem, którą wybrać i czy moje pomysły da się wcielić w życie. 1. CO, ekogroszek + miał. Kuchnie rozebrać i wywalić, ew. zostawić dla ozdoby. 2. Jw, + uruchomić kuchnię w kuchni, na górze w pokoju zamontować ładną kozę. (żeby palić w zimne lato i mieć coś na wypadek, gdyby elektryka siadła). 3.Żadnego ekogroszku, tylko reanimować kuchnie, do każdej z nich kupić wkład i pociągnąć grzejniki osobno dla każdego piętra? Najbardziej kusi mnie 2 opcja, ale nie wiem, czy jest do zrobienia? A czym Wy opalacie w Waszych starych wy/remontowanych domach?