Witam! W październiku cieśla ułożył więźbę, którą później pokrył deskami i opapował. Wszystko wydawało się wszystkim OK do dziś gdy elektryk stwierdził że na deskach w niektórych miejscach jest kora a gdzie niegdzie pasy na całej długości i jest to doskonałe siedlisko dla robactwa , które może zniszczyć konstrukcje dachu. Więźba była impregnowana w tartaku ale deski impregnowaliśmy sami poprzez kilkukrotne malowanie impregnatem solnym- i do dziś nie miałem zielonego pojęcia o tym że robak moze takie praktyki przetrwać w korze, która jest ponoć bardzo odporna na impregnowanie- to wszystko widział cieśla i wszystko z nim było uzgadniane a jest to człowiek starej daty, który już swoje przepracował, jego praca, rozwiązania i porady były solidne i szczere. Do dziś byłem z niego bardzo zadowolny. Poradźcie, czy zeskrobanie dłutkiem widocznych i możliwych do dojścia, resztek kory na deskach ma sens, czy to nie będzie praca na marne? Czy jest może jakiś środek który po spryskaniu nim drewna da pewność( lub choćby uspokoi) że coś mi tego dachu nie zje? Poradźcie co zrobić!!