Wracając do pnącza zwanego kobea... bardzo łatwo można samemu "wychodować" jej nasionka. Wystarczy w okresie kwitnienia "połączyć" pręcik, na którym jest pyłek z pręcikiem, który dopiero otwiera się (wygląda to jak języczek węża, ale podzielony na trzy). Chodzi o to, żeby żółty pyłek znalazł się na tym dzielącym się pręciku. Jeśli "zapylenie" powiodło się, to po opadnięciu płatków widać powiększający się owoc - balonik. W środku są nasionka. Na jesień obcinamy gałązki z tymi balonikami i możemy wstawić do wazonika, wygląda dość uroczo. Wiosną otwieramy je i mamy mnóstwo nasionek. Nie jestem jakąś specjalistką w dziedzinie kwiatów tylko amatorką, a już wielokrotnie cieszyłam się "własnymi" nasionkami. Być może ktoś spróbuje. Polecam!