Jakoś się Tobie nie dziwię, ponieważ emigracja menedżerów europejskich (i nie tylko) do Chin „za chlebem” jest – jak dobrze wiesz – bardzo przesadzonym slagonem, raczej należało by powiedzieć „za brakującym w kolekcji Ferrari”.
Nie dość że chińczyków stać na najnowsze technologie, najnowocześniejsze linie produkcyjne to jeszcze na najlepszych fachowców danej branży.
Mówi się że jeśli nie dostałeś jeszcze propozycji współpracy z Chińczykami (nie wszyscy z różnych względów na nią przystają) to trudno powiedzieć że jesteś wybitnym fachowcem danej branży a uwzględnienie tego w CV daje lepszą rekomendację niż ukończenie Harvardu.
Patrząc na rozwój gospodarki Chińskiej od tenisówek oraz bawełnianych koszulek poprzez produkcję gresu polerowanego a na zaawansowanej technologicznie elektronice kończąc oraz biorąc pod uwagę światowe kryzysy ekonomiczne jak również coraz większe ruchy społecznościowe „oburzonych” zadaję sobie i innym takie pytanie:
Czy gospodarcza droga Chin nie jest przypadkiem tą „trzecią” (właściwą) drogą do sukcesu?
W dzisiejszych czasach odpowiedz na to pytanie nie wydaje się być tak jednoznaczna jak kilka lat temu.
Gospodarka światowa poszła w kierunku globalizacji oraz „budowaniu marki” (polegającej w głównej mierze na wmawianiu klientowi co jest dobre a co nie)
Chińczycy wrócili do korzeni ekonomi na rzecz „klient nasz pan”. Polega to na tym że handlowcy europejscy widząc bardzo dobry chiński produkt za 50 dolarów pytają czy nie dało by się go wyprodukować za 10 dolarów. Ależ oczywiście (klient nasz pan) wprowadzimy tylko niewielkie „modernizacje”, zaskoczony handlowiec drąży dalej a za 5 dolarów - ależ oczywiście (pada odpowiedz) tylko że będzie to produkt z papieru. W tym układzie doświadczony (światowy) handlowiec rezygnuje jeszcze z kilku drobiazgów i ustalając cenę na 8 dolarów spokojnie sprzedaje go w Europie za 100 dolarów.
Nawet transport, cło i podatki nie są w stanie zniwelować kilkuset procentowych zysków których nie przyniosłaby żadna inwestycja w jakąkolwiek produkcję w Europie (no może w farmakologię).
Skąd więc bierze się powszechne przekonanie że wszystko co Chińskie to „badziew”?
Lecz o dziwo nawet takie książkowe zburzenie „marki” nie jest w stanie zakłócić rozwoju Chińskiej gospodarki.
Niektóre koncerny już to zrozumiały i w myśl zasady „jeśli nie potrafisz wroga pokonać – przyłącz się do niego” sprzedają Chińskie produkty pod własną marką (uzgadniając jakość i cenę przykładowego produktu na poziomie, powiedzmy 20 dolarów).
Nawet trudno określić słowo „produkt” Chiński gdy produkowany jest na zautomatyzowanych liniach produkcyjnych obsługiwanych i zarządzanych przez Europejczyków a rola Chińskich pracowników - na początku działalności - ogranicza się co najwyżej do pakowania produktu, załadunku i transportu, z czasem przejmują całość produkcji wraz z zarządzaniem przecież to też ludzie tak jak my i w niczym nie są gorsi od nas (a może lepsi ?).
Pozdrawiam serdecznie oraz życzę szczerze Chińskich propozycji.