Witam, Odgrzeję stary temat, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy robiłem eksperyment polegający na podlewaniu trawnika wodą z oczyszczalni. Mam inne doświadczenia (pozytywne) więc chyba jednak warto. Mieszkam w bliźniaku, więc dzielę oczyszczalnię z sąsiadem. Mamy małą oczyszczalnię działającą na zasadzie osadu czynnego i ruchomego złoża biologicznego (takie 2 w jednym), przeznaczoną do obsługi 8 osób. Marki nie pomnę, bo nie chcę być posądzony o reklamę. Woda po oczyszczeniu jest zrzucana do studni chłonnej. Podlewaliśmy trawnik przed domem na podjeździe dla samochodów. Jest to eko-kratka pod którą jest warstwa piasku a następnie tłucznia. Grunt to piaski. Sama trawa oprócz ładnego wyglądu ma stabilizować kratkę i grunt. Nasz developer odwodnił podjazd aż za dobrze - zanim zaczęliśmy podlewanie trawa nie chciała rosnąć - spalona ziemia, trochę chwastów i liche trawki – tak było przez 4 lata. Nawadnianie działało codziennie przez 15-20 minut o 4 rano - żeby nikt nie został opryskany wodą z oczyszczalni, a woda żeby nie parowała tylko spłynęła w głębsze warstwy. Woda jest pobierana z studni chłonnej za pomocą zatapialnej pompki za 70 PLN kupionej na targu o chińczyków. Przed rozpoczęciem nawadniania rozsypałem nasion traw - bez zbytniego bawienia się w przykrywanie ziemią - po prostu eksperyment na szybko. Oczywiście podlewamy sekcję podjazdu gdzie nie stoją samochody. Efekty przerosły oczekiwania. Trawa obecnie jest gęsta i szybko rośnie. Zaskoczenie jest tym większe, że wysiane nasiona potraktowałem po barbarzyńsku nie przykrywając ich ziemią. Nie ma żadnych niemiłych zapachów i innych problemów. Jedyne miejsca gdzie trawa ma kłopot z rozrostem to miejsca gdzie jest rozjeżdżana przez samochód (trawnik ma koleiny). Ostatnio dosiałem trawę w miejscach gdzie nie rzuciłem nasion na początku eksperymentu i został łysy placek podjazdu. Takie podlewanie sprawdziło się na tyle że mam plan na rok przyszły – zakopać rury i zbudować system zraszaczy, który będzie na stałe osadzony w podjeździe i trawniku pod domem. Pozdrawiam, Mikołaj