Witajcie!
Nigdy mi nie przyszło zmierzyć z takim problemem jak zamarznięta rura z wodą, a mieszkam już 14 lat w mieszkaniu. Wszystko przez te mrozy, ale do rzeczy. Moje pierwsze pytanie brzmi, czy można coś z tym zrobić czy tylko czekanie na odwilż? Rura biegnie gdzieś koło przewodów kominowych, gdzie jest mroźne powietrze i pewnej nocy zmroziło na amen. Więc nie ma bezpośredniego do niej dostępu.
Przyszedł jednak mi do głowy taki pomysł, trochę szalony. U mnie jest tak, że rura z zimną wodą idzie do piecyka "Junkersa", od którego biegnie woda z ciepłą wodą w dwie strony: do pobliskiego kranu w kuchni (który działa!) i do łazienki (ta rura feralnie przechodzi przez przewód kominowy i zamarzła). I tu mi się nasunął szalony (?) pomysł, żeby może do kranu kuchennego przykręcić taki jakiś wąż ogrodowy i puścić go przez mieszkanie aż do łazienki i spokojnie się kąpać, trzymając w ręce właśnie ten wąż. Rodzina pomogłaby mi włączać kurki w kuchni, więc to nie problem. Zatem kran w łazience byłby nieużywany. Czy takim szaleństwem przypadkiem nie zaleję jakoś sąsiadów? Czy ciśnienie będzie dostateczne? Czy nie "rozwali" gdzieś czegoś przy okazji? Węża musiałbym się pożyczyć, więc sprawa też jest delikatna ze względu na jej komiczność. Mimo wszystko proszę o poważne mnie potraktowanie.
Jeszcze ostatnie pytanie: czy gdybym tego feralnego wieczora, po kąpieli zakręcił wszystkie "wajchy" przy rurach i odkręcił na jakiś czas krany, żeby ta woda jakoś spłynęła (tylko właśnie, tylko czy ona by spłynęła...), to by ewentualnie nie zamarzała rura? Jak można taką rurę "wypróżnić" z wody? Takie pytanie na przyszłość.
Z góry wielkie dzięki za każdą odpowiedź,
Bąbel