Ja też mam problem z sąsiadką, a właściwie z sąsiadkami z dołu (panie działają jako team zorganizowany - matka z córką), bo a to szuram, a to stukam, a to...żyję. Wymiana okien (raz na 20 lat) o przyzwoitych godzinach zakończyła się jak zwykle "ziemia leci po parapecie". Dodam, że po tej niedoli sąsiadka władowała mi się do mieszkania z salwą pytań - skąd okna, za ile itd. itp. Musiałam panią w końcu grzecznie aczkolwiek stanowczo wyprosić po tym jak zdążyła przesłuchać pana od okien i zabrała się za przesłuchiwanie mojej ciotki, która akurat mnie odwiedziła. O remoncie nie wspomnę co się działo i ile żali się wylało, a dodam, że również remontowałam o przyzwoitych godzinach. Objaw dobrej woli z mojej strony (uśmiech i jakieś miłe sąsiedzkie zdanie o pogodzie) na początku naszego sąsiadowania zakończył się pytaniami "gdzie pani mieszkała", "gdzie pracuje" i "ile pani zarabia" - szczyt taktu
Lata mieszkania nad tą panią pozwoliły mi ustalić pewne fakty. Otóż zawsze salwa żali wylewa się najbardziej wtedy, kiedy mi się polepszy - remont mieszkania, kupno fajnego samochodu, szczęśliwe życie osobiste i inne "polepszenia" żywota mojego (czyli potwora), które można ustalić przez okno.
AAA - w związku z kupnem samochodu pani nie omieszkała stwierdzić, że "stawianie samochodu nie w jednym a w różnych miejscach przed blokiem świadczy o braku kultury". Tylko że ja pierwszy raz słyszę, że miejsce pod blokiem w którym mieszkam jest moje albo czyjeś i nie robię dramatu jeśli ktoś zaparkuje tam, gdzie ja bym miała ochotę to zrobić.
Naprawdę jestem dzielna w wysłuchiwaniu tych wyimaginowanych pretensji, lecz dziś sąsiadka-córka idąc chodnikiem z przeciwka, natychmiast przeszła na drugą jego stronę idąc tym samym na wprost mnie, żebym musiała jej ustąpić. Potrąciła zarówno mnie, jak i mojego konkubina (to też jej słowa, którymi koniecznie musiała kiedyś mnie obdarzyć podkreślając w ten sposób jaka to jest bogobojna, a ja jaka jestem bleee ). Wygląda na to, że chodnikiem też nie powinnam chodzić, bo to świadczy o braku kultury i że pani pomimo wszystko z butami do nieba się wybiera, bo nie ma konkubina .
Znalazłam się na tej stronie dlatego, że zamierzam w końcu zebrać dowody i podać sąsiadów z dołu do sądu, gdyż czuję się napastowana i nękana psychicznie ciągłym szukaniem dziury w całym. Dodam, że nikt inny, kto ze mną sąsiaduje nie zgłaszał nigdy do mnie żadnych pretensji.
Tak sobie myślę drodzy sąsiedzi z dołu, że może by tak warto było zacząć pracować, bawić dzieci, udzielać się charytatywnie, robić na drutach, czytać książki, gotować obiady lub w końcu dłubać w nosie z braku innego zajęcia itd. zamiast mówiąc bez ogródek - zazdrościć sąsiadom, że mają lepiej.