Witam, my mamy dom z 1910. Od 6lat mieszkamy. Są chwile że mam dość bo jak patrzę na ściany z piaskowego tynku i przebłyski wilgoci w deszczowe dni to aż płakać się chcę. Ale kochamy ten dom. Mój mąż nie zamieniłby go nigdy na nowy albo nie daj boże na mieszkanie. Wszystko w spadku - całe szczęście. Wraz z prądem i nawet tel. Kanalizację zrobiliśmy sami, poprowadzenie nowych kabli, ogrzewanie centralne (wujek grzał się tylko piecem żeliwnym), dach z dachówki bo przy większym wietrze to latały po ogródku (udało się naprawdę tanio). Poszło nie drogo, ale dzięki pomocy rodziny. Wiadomo, nie zrobiliśmy tak żeby było super, bo zawsze coś trzeba naprawić, poprawić, naprawdę kieszeń dziurawa. Ale chcemy zrobić jeszcze górę, schody poprowadzić, pokoiki ukochanym dzieciakom zrobić, łazienkę z wanną (hmmmm) i całą resztę. Na razie się zachwycam starym piecem kafelkowym przenośnym który w końcu znowu uruchomiliśmy... Bosko