W moim przypadku zdecydowanie zamknięta. Dla mnie kuchnia to nie salon, to pomieszczenie "robocze" nawet jeśli jest bardzo pielęgnowane i świetnie urządzone. Dopuszczam jedynie lekkie odsłonięcie i otwarcie przestrzeni, ale tak, żeby żadnych szafek i sprzetów nie było widać i tylko do jadalni. I nie chodzi mi o bałagan, bo mój pedantyzm mi na to by nie pozwolił. Niestety natura obdarzyła mnie słabym wzrokiem, za to wyjątkowo dobrym węchem i słuchem. W łazience ma być niemal sterylnie czysto i pachnieć perfumami albo i nawet domestosem. Wszystko ma mówić: tutaj jest czysto i Ty tez będziesz czysty:) W kuchni zapach jedzenia jest ok, chociaż preferuję zapach ciasta. W salonie ma pachnieć co najwyżej kawą i ciachem, a najlepiej kwiatami. Lubię pić kawę rano z mężem na tarasie albo w sypialni, więc poranny rytuał kawy w kuchni nie ma dla mnie żadnego waloru. Salon musi być dla mnie miejscem na poczytanie ksiązki przy lampce wina albo obejrzenie filmu z mężem, pełen obrazów, których szkoda narażać na tłusty kuchenny brud, kwiatów, miękkich sof, puf i foteli. Nie chcę widzieć wtedy kuchni, a oderwać się od prozy życia, gotowania i zmywania. Taki typ, który musi mieć oddzielne miejsce na sen, na mycie, na jedzenie i odpoczywanie. A co ktoś inny lubi, to już jego sprawa. Każdy ma swoją kuchnię, taką jaką chce i na jaką go aktualnie stać.