Jak mieszkałam na wsi,to miałam dość sąsiadów,co to znali moje imię,zanim się przedstawiłam i wchodzili do domu,jak do siebie(kiedyś wychodzę z kąpieli,lecę po ubranie,a na środku pokoju - lokalny staruszek,nawet powieka mu nie drgnęła,chyba przyzwyczajony do takich akcji...w przeciwieństwie do mnie).Z piskiem opon wróciłam do miasta,a tu - sąsiedzi z dołu drą się na siebie i walą przedmiotami w pijackim amoku,w przerwach uprawiają sport-wrzucanie ludziom na balkon różnych śmieci,z płonącymi petardami włącznie,sasiedzi z góry - sporty wodne - a to pralka wylewa,a to wanna,a to podlewanie balkonowych kwiatków wężem ogrodowym...ostatnio remoncik - radosny paw"parapetówkowy" po balkonach 3 pięter z moim włącznie.Wracam na wieś,wolę staruszków .