Witam
Całe moje życie, począwszy od małego szkraba było przesiąknięte marzeniem o własnym domu. Zaszczepił mi je mój tata, którego celem była budowa domu.
Na każdym kroku o tym mówił, budował prowizorki z klocków, rysował, malował, ale przede wszystkim ciężko pracował od 13 roku życia( ponad siły), aby móc zrealizować to swoje marzenie i mieć w końcu ten swój, piękny i wyśniony domek.
Niestety nie doczekał, dostał zawału w wieku 47lat:(
Wtedy we mnie coś pękło i to jego marzenie stało się moim wyzwaniem i jednym z głównych celów mojego życia.
Przyrzekłam Jemu i samej sobie, że dam radę i będę też ciężko pracowała, aż osiągnę cel, budując własny dom.
Czas mijał bardzo szybko a ja ciągle pracowałam, wychowywałam dzieci i cały czas marzyłam .....starając się jednocześnie być na bieżąco w prawie budowlanym i architekturze. Takie czasopisma jak,, Murator", ,,Majster"itp wypełniały moje meble w mieszkaniu czekając, aż nadarzy się okazja je wykorzystać.
Tak było przez 10 lat , do chwili kiedy pojawiła się nadzieja....
W 2003 roku kupiliśmy kurnik z działką na wsi. Kurnik miał być przerobiony na stolarnię a pomieszczenia socjalne na prowizoryczne mieszkanie dla nas do puki...
Działka wielka ok 1,3 ha w samym centrum wsi, zapowiadało się pięknie. Teraz tylko pracować na materiały budowlane itp. i będzie można niedługo cieszyć się pięknym i wyśnionym budynkiem.
Tylko życie nie układa się tak jak planujemy.
Aby firma męża przynosiła zyski, to najpierw trzeba ją doinwestować. Moja firma również wymagała nakładów pieniężnych.
Inwestowaliśmy, inwestowaliśmy.....inwestowaliśmy przez następne 10 lat, aż dzieci urosły i się wyprowadziły zostawiając nas samych z niezrealizowanym marzeniem .
A potem już było tylko gorzej....
w 2014 roku pożar stolarni pochłonął nasze marzenia Była ubezpieczona przez 11lat i kilka miesięcy przed pożarem ubezpieczyciel się wycofał .
600 000zł poszło z dymem:(
Pomogli nam znajomi się podźwignąć a gmina zafundowała kilka plandek, aby częściowo przykryć część prowizorki domowej, która też uległa nadpaleniu.
To był cios!, który nasze marzenia wymazał z głów, ale tylko na moment, bo postanowiliśmy, że się nie damy i razem zrealizujemy, to co zamierzamy.
Mąż kredytami odbudował stolarnię a ja postanowiłam spieniężyć, to co jest nam zbędne a przynosi jakikolwiek zysk. Czyli nagromadzone wcześniej inne ruchomości i nieruchomości (odległe działki)itp. ....
No i jest ! w końcu po 23 latach przeglądania różnych projektów, nadeszła ta chwila, że możemy czuć nasz, jeszcze niewybudowany dom.
Oczywiście mamy swój projekt, dom-marzenie przebrany spośród tysiąca innych projektów i byłoby cudownie gdyby ..........
Niestety ...gdyby nie okazało się, że w międzyczasie w 2010 r gmina zmieniła warunki zabudowy tylko i wyłącznie dla centrum naszej wsi i wszystkie budowane, nowe domy muszą stosować się swoim projektem do kościoła, który jest oddalony od nas jakieś 600-700 m.
Obrys domu ma być prostokątem 2:1 z dwuspadowym dachem:( ( zupełnie nie nasza bajka)
nadmieniam, że nie dotyczy to plebani, która obecnie się buduje i wygląda jak luksusowy motel.
Co mamy począć? Proszę o pomoc, co możemy zrobić?
Czuję, że to gwóźdź do przysłowiowej trumny naszego marzenia i już się nie podźwigniemy ... z resztą starość już stoi nad nami.
Dodam, jeszcze że domy sąsiadów wybudowane wcześniej nie mają nic wspólnego z tymi obecnymi założeniami a nasz projekt pasowałby do ogólnego planu zagospodarowania gminy.
Przepraszam za tą chaotyczną pisaninę, ale chciałam abyście się chociaż trochę wczuli, w to co my czujemy.