pepo82
dobrze kombinujesz chyba mogę Ci odrobinę pomóc.
Od wielu dni obserwuję ten wątek na forum. Udało mi się przeczytać już chyba ze 3/4 postów.
A teraz do rzeczy.
Mam kocioł podobny do Twojego czyli GALMET GT-KWR 27 kw (niestety bardzo przewymiarowany) z dmuchawą i sterownikiem.
Jestem po pierwszych eksperymentach z dolnym spalaniem.
O nieprzydatności dmuchawy przekonałem się natychmiast po kupnie kotła, rok temu, na długo zanim znalazłem ten wątek.
Zbadałem dokładnie kocioł i odkryłem:
- fabrycznie wstawiona w drzwiczki popielnika klapka dla miarkownika ciągu.
- po podniesieniu górnej blachy obudowy zaślepione gniazdo miarkownika (gwint 3/4 cala)
Wyciąłem w blasze otwór na wysokości gniazda, pobiegłem do Castoramy po miarkownik i jeszcze tego samego dnia uruchomiłem układ.
Z dmuchawą nie ma najmniejszego problemu, po rozpaleniu kotła wciskasz dwa razy "start", dmuchawa wchodzi w tryb wygaszania i się nie załącza - masz z nią święty spokój (ew. można wyciągnąć wtyczkę zasilania przy dmuchawie). Sterownika nie wyłączam - steruje pompką CO.
Już w tym momencie, nawet przy rozpaleniu w sposób ortodoksyjny, od dołu z dosypywaniem opału z góry stałopalność wydłużyła się o ok 50 - 60% (tak na "łoko")
Pozostał mi problem przewymiarowania kotła 27 kw,
Cały czas dokładałem do paleniska małymi porcjami (im zimniej na dworze tym większa porcja) Jak wsypałem za dużo, w krótkim czasie (mimo miarkownika i szczelności pieca) palił się cały wsad i ciężko było utrzymać temperaturę w ryzach.
Od kilku dni czynię próby z paleniem od góry i efekty są widoczne gołym okiem. Tylną przestrzeń za opłonkiem wypełniłem w ordynarny sposób kawałkami gruzu i popiołu (tymczasowo), tak by nie było przepływu powietrza. Problemu braku powietrza wtórnego jeszcze nie rozwiązałem, ale pomysły już mam.
Ładuję kocioł węglem, odpalam od góry, ustawiam miarkownik na 55 "celcjuszów" i.... jestem szczęśliwym człowiekiem. Stałopalność zwiększyła się o dalsze 30 - 50% (tak na "łoko"). Nawet problem przewymiarowania przestał istnieć, bo ile bym nie zapodał węgla przy załadunku, i tak pali się tylko wierzchnia warstwa, zapalenie całego wsadu jest mało prawdopodobne (a bałem się tego na początku jak jasna cholera). Im więcej wsypie (a do mojego smoka to mała przyczepa wchodzi), tym dłużej grzeję i tym oszczędniejszy robi się cały układ. Palenisko się w cudowny sposób oczyściło ze smoły i sadzy, węgiel spala się do drobnego popiołu.
Przed tym wszystkim zrobiłem jeszcze solidny nawiew do kotłowni (nie było go w ogóle, w domu budowanym 20 lat temu - nie do wiary!) i poprawiłem wyciąg wstawiając wentylator podłączony do włącznika światła, tak że prócz cyrkulacji grawitacyjnej każdorazowe zejście do kotłowni powoduje jej dodatkowe, solidne przewietrzenie. Kotłownia zrobiła się czysta sucha, ciepła i przyjemna (by nie powiedzieć przytulna) co nie jest bez znaczenia zważywszy ile czasu tam ostatnio spędzam na pieszczotach z kociołkiem.
Tak więc pepo82 życzę sukcesów w zapanowaniu nad kociołkiem. Koniecznie informuj o postępach. 3/4 drogi masz już za sobą - nabrałeś chęci by coś zmienić, poprawić a to jest najważniejsze - dalej już będzie z górki.
Drogi Last Rico - specjalne podziękowania dla Ciebie. Dzięki Twojej wiedzy, umiejętnościom i cierpliwości odkryłem w sobie żyłkę majsterkowicza, a - co najważniejsze - po każdym sezonie spodziewam się odkryć w kieszeni nie mniej niż 1700 zł zaoszczędzone na opale. Chętnie bym Cię poznał osobiście i przynajmniej jakiegoś browara postawił.
Wielki szacunek. Dziękuję