Batalia z ZE w toku ale zima tuż, tuż, także spróbuję powrócić nieco do tematu... Mam założony zapewne standardowy czujnik firmy z dwoma literkami ff w nazwie. W jego parametrach mogę wyczytać, iż opóźnienie wyłączenia wynosi 4s a asymetria napięciowa zadziałania to 55V. Przy ostatnich pomiarach gdy czujnik skakał (dosłownie skakał, w ciągu minuty z 10 razy wyłączył i załączył zasilanie) wychodziło, iż na jednej fazie jest ok 240V, na drugiej w okolicach 205V (trzecia faza stabilna 230V). Nijak nie daje to różnicy 55V a nawet gdyby taka różnica wystąpiła to tylko jako pik, więc jak ma się do tego to opóźnienie 4s mające jak rozumiem zapobiegać takim przypadkowych spadkom napięcia? Czy moje rozumowanie jest gdzieś błędne? A może po prostu powinienem wymienić czujnik na jakiś z wyższej półki? Próbowałem rozgryźć temat falownika ale dla mnie to czarna magia... Czy zwykły elektryk sobie z tym poradzi czy też trzeba szukać fachowca z innej dziedziny? Dzięki za wszelkie sugestie