Widocznie koczownictwo mam we krwi, bo przeprowadzkę traktuję jak coś kompletnie naturalnego i normalnego. Zgodzę się, że można odczuć przez to jakiś szok - nagle odcinamy się od starego domostwa i układamy sobie życie w nowym. Co tu dużo mówić - przeprowadzka obraca nasze życie o 540 stopni.
Reorganizacja "planu życia" może być ciężka i trudna do wdrożenia, choć dzięki temu jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia i choć na chwilę zapominamy o czymś takim jak "rutyna".
Nie ukrywam, że troszkę zabolała mnie przeprowadzka ze wsi do miasta, choć też nieco odetchnąłem - wieś ograniczała mnie społecznie, gdyż większość moich znajomych pochodzi z oddalonego o 15 km miasta (teraz w nim mieszkam), ale za to czułem ogromną swobodę - nie martwiłem się, że ktoś krzywo spojrzy na mój dziwny ubiór (na wsi nie raz zdarzało mi się wychodzić bez patrzenia w lustro ), bez większego namysłu mogłem spuścić psa ze smyczy. Ogółem - nic mnie nie ograniczało, ale pustki, o której wcześniej mówiłem, nie mogło wypełnić kompletnie nic.
Nie mniej jednak wracając do zadanego pytania - nie bałem się, nie narzekam, choć nadal czuję sentyment do wsi i w najbliższej przyszłości przewiduję come-back.