Pewnie, tak by było idealnie. Ja budowałam pierwszy dom z ekipą polecaną w mojej okolicy.Dom zbudowany solidnie,ekipa w porządku. Dom jednak okazał się zbyt duży i sprzedaliśmy go przyjaciołom. Budowę kolejnego domu zleciliśmy tej samej ekipie, 5 lat po pierwszej inwestycji.Z powodu naszej częstej nieobecności zleciliśmy budowę na podstawie umowy -co ma być zrobione i za ile, ale z nadzorem kierownika budowy i wykonawcy w jednym. Na etapie tynków wewnętrznych zastaliśmy katastrofę -brak kątów prostych, fale, niecki i inne twory zamiast gładkich płaszczyzn, potem kolejne coraz bardziej dołujące błędy. Brak porozumienia,brak woli likwidacji wad i usterek itp.Do domu wprowadziliśmy się,bo po prostu nie mieliśmy się gdzie podziać. W końcu zastosowaliśmy argument ostateczny- brak zapłaty części ostatniej raty-żeby wyegzekwować jakąś poprawę tego co spaprali. I co? Wykonawca podał nas do sądu o zapłatę, rzeczoznawca sądowy podczas oględzin domu stwierdził że sam jest budowlańcem i też "się go czasem czepiają", wydał opinię że nic takiego się nie dzieje i sprawę przegraliśmy. Teraz niemal jednocześnie z komornikiem odwiedzili nas panowie z nadzoru budowlanego. Pierwsze orzeczenie- natychmiastowe wstrzymanie budowy z powodu rażących błędów w budowie (realnie zamiast dom wykończyć poprawnie to wykonawca włóczył nas po sądach), i oczekiwanie na nakaz wystąpienia o ponowne zaprojektowanie, rozbiórkę dachu (wszystkie belki dachu są albo zbyt cienkie a części po prostu nie zamontowano) wystąpienie o pozwolenie na budowę i budowanie "od połowy" lub po prostu rozbiórkę. Nasz adwokat nam nie pomógł bo orzeczenie rzeczoznawcy nie potwierdziło naszych racji. Mamy dzieci,mamy spartolony dom i potężny kredyt. Już nie jestem taka radosna i pełna wiary i nie samobiczuje się że źle wybrałam czy nie nadzorowałam. Po prostu zaufałam budowlańcowi i to mnie zabiło. Straciłam podstawowe poczucie bezpieczeństwa, bo prawo nie obroniło oszukanego, tylko egzekwuje nienależyte prawo oszusta.