Wcale nie dziwi mnie wypowiedź autora topiku. W mojej ocenie mieszkanie to atrakcyjnieszy wariant niż dom jednorodzinny. W PRL-u dom był synonimem luksusu gdyż ciasne mieszkanie w wielkiej płycie nie było dla niego alternatywą. Teraz można kupić mieszkania w o wiele lepszym standardzie. Z tego względu kupiłem mieszkanie 110 m2 i jestem z tego bardzo zadowolony. Uważam, że przestrzeni jest w sam raz. Ponieważ lokal jest na ostatnim piętrze i graniczy tylko jedną ścianą z sąsiadem nie ma problemu hałasów. Oprócz balkonu jest spory taras , na którym można nie przeszkadzając nikomu wylegiwać się na słońcu i robić grilla. Do mieszkania zakupiłem trzy garaże. Koszt urzymania to czynsz do wspólnoty 355 zł+prąd. Za cenę mieszkania oczywiście wybudowałbym dom o podobnej lub nawet nieco większej powierzchni. Okupione byłoby to dużo większym nakładem pracy by dom był ładnie utrzymany, uciążliwymi dojazdami oraz znacznie mniejszym poczuciem bezpieczeństwa. W zamian nie dostałbym tak naprawdę nic specjalnego. Nie robię też nic na pokaz więc uważam, że nie warto. Momentami dziwię się osobom, które "rzucają się" za wszelką cenę na budowę domu, zwłaszcza za ogromny kredyt zaciągany przy mizernych środkach finansowych. Myślą, że to recepta na udane życie (?). Jest tyle ciekawych rzeczy w życiu, którymi można się zajmować. Czy warto tyle sił i tyle nieuchronnie uciekającego czasu inwestować w jakiś budynek...