Przeprowadzka skończyła się 31 lipca. Pozostało trochę formalności, trochę poprawek w domu, umeblowanie i mnóstwo pracy wokoło. Ale udało się - mieszkamy w swoim, wybudowanym w 4 miesiące, drewnianym domu!
W końcu cały dach i skończony komin http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/caly_dach.JPG" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/caly_dach.JPG
Kilka widoków ze środka: http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/srodek_1.JPG" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/srodek_1.JPG
Po kolejnym weekendzie praca posunęła się do przodu i powoli zaczynamy finiszować ze stanem zero.
Na pierwszym zdjęciu Piotr vel Nivelator elegancko wyrównał góry i doliny - przynajmniej wiem ile jeszcze piachu potrzebuje. Przymierzamy folię do izolacji poziomej. http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/niwelator.jpg" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/niwelator.jpg
Zwieńczeniem murowania ścian była podstawa komina - po burzliwej dyskusji i konsultacjach telefonicznych zmniejszyliśmy w stosunku do projektu wielkość podstawy komina - skos wyjdzie trochę mniejszy, ale za to miejsca na tarasie zdecydowanie przybyło - oryginał zajmował 1/2 podcienia - niektóre rzeczy ładnie wyglądające na papierze dopiero w rzeczywistości da się ocenić... http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/komin1.jpg" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/komin1.jpg
Sąsiedzi. Jak dobrze mieć sąsiada - nie dość, że możemy u niego przechować dachówkę, to dostaliśmy przyczepę kempingową na budowę.
Teraz postępy na budowie:
Stawiamy z teściem ściany z bloczków, tzn on stawia, ja robie za pomocnika. Wyszło mi, że na jedego murarza potrzeba 2 pomocników lub 1 właściciela Dziennie robimy ok 11 mb przy 7 warstwach co daje ok 370 bloczków. Na cały fundament (12x10m) mam 1400 sztuk do położenia - po 23 kg każdy daje 32 tony do przerzucenia - po trzech dniach nie czuliśmy krzyżów;-) a zdążyliśmy zrobić tylko trzy ściany.
Przy okazji wyszedł kolejny błąd w projekcie - tym razem merytoryczny - fundament po skończeniu będzie szerszy niż dom, więc woda z płazów będzie ściekać po ścianach pod dom! Muszę coś wymyśleć - zastanawiam się nad zmniejszeniem fundamentu (cholera - 3 ściany już są!) albo ponieważ krawędź będziemy murować cegłą (pod wylewkę - odpada szalowanie) to może tą cegłę cofnąć do środka domu i zrobi się taki uskok. Nie wiem, nie wiem...
Wybraliśmy projekt indywidualny, ale teraz za to co chwila mamy problem z brakiem danych na temat sposobu wykonania jakiś elementów. Bez względu na cenę powinna być w projekcia całość informacji - to informacja dla tych którzy zdecydują się na taki projekt - na spokojnie sprawdźcie, czy wszystko jest opisane - jak wykonać newralgiczne elementy domu - u nas problem to komin - w projekcie jest narysowany i ... to wszystko! A to dopiero początek...
Na osłodę zdjątko szopki, która powstała w zeszłą niedzielę - chuda i wysoka - jak ja
http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/szopka.jpg
A co na budowie? W wykopane rowy położyłem folię i zbrojenie. 55 metrów i 11 godzin pracy dwóch ludzi.
Dobry kierownik to skarb. Nasza pani Natalia czyta projekt do poduszki i wyłapuje to co moglibyśmy zespuć. Praktyk radził skręcić zbrojenie w jeden kawałek i dozbroić potem płytę - naraziłby nas na koszty a działanie wątpliwe. A tak po wizytacji kierownika dziś poprawiłem zbrojenie i wszytko bedzię jak trzeba - komin ma swój fundament a dom swój, każdy pracuje osobno i nie ma niepotrzebnych naprężeń w fundamencie.
Przyjaciele to też skarb. Piotr i Mikołaj przyjechali przed betonem i pomogli skończyć przygotowania. O 17 przyjechała gruszka i pompa - po 20 minut pompowania betonu mamy wylaną ławę
No i zaczęło się. Najpierw zdzieranie humusu. Tak wyglądała działka po wyczyszczeniu z drzew: http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa1.jpg" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa1.jpg
Po 2 godzinach pracy spychacza (mamy bardzo miłego sołtysa) efekt: http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa2.jpg" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa2.jpg
Wizyta geodety też była przyjemną, choć pracy na 4,5 godziny. Ale za to ja za pomocnika, więc jak ktoś ma teodolit i niwelator to mogę mu wyznaczyć położenie domu. http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa3.jpg" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa3.jpg
Potem wjechała koparka i wykopała w 2 godziny fundamenty. Poniej efekt naszej pracy - wszystko w jeden dzień! http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa4.jpg" rel="external nofollow">http://www.amu.edu.pl/~kleka/murator/budowa4.jpg
Podsumowanie weekendu: na mniej: złamany szpadel, złamany młotek na więcej: wykop i szopka.
Pojechaliśmy oglądać - Sylka pełna obaw (jak się okazało później słusznie). Zajeżdzamy - nikogo nie ma, za chwile wita nas pan z siekierką - szczęściem poznał
Zaprasza do oglądania, byle nie trzaskać drzwiami (ech te góralskie poczucie humoru).
Z ciekawszych wydarzeń to brak jednej ściany i nieporozumienie co do schodów i okna. W efekcie dopłacamy kolejne 5tys - to były twarde negocjacje, ale jednostronne - nasze argumenty odbiały się jak od skały, do tego bliskość i zapach domu - ech niech mu będzie...
Mamy wodę -teoretycznie, bo to tylko dziura w ziemi, ale zawsze. Robocizna z materiałami (bez pompy) bagatela 4 tys - ciągle taniej niż podłączenie do wodociągów (zaśpiewali 12 tys, z czego chcieli refinansować 7 tys). Pozostała sprawa pompy - taka "na zawsze" z 3,5 tys, a "ruska" za 200 zł - jest w czym wybierać, a zupełnie się na tym nie znamy - może ktoś podpowie?
Studniarze zrobili wszytko sami, po namierzeniu różdżką wody i umówieniu miejsca zrobili ładną betonową studzienkę z rurą na 15,6 m głębokości.
No i wszystko niby pięknie, ale zawsze jakiś kwas - pan p-poż. Od poniedziałku mnie zwodzi, że uzgodni projekt pod względem p-poż. A to mejl nie doszedł, a to spotkanie miał. Teraz, że w czwartek. Inna firma, niestety z Wrocławia, chce to zrobić od ręki za 100 netto. No ale lokalny patriotyz przeważył i poczekam. Pytam nomen omen Piłata o cenę a on że od 500-1000 netto! Skubaniec wiedział, że mam termin do piątku! Ale mnie wnerwił, Syla dzwoni i łagodzi, bo nie wytrzymałem i najechałem na skubańca... -- Wieczorem: no i pierwszy minus: Firma Iskra z Poznania - nie polecam. Szef zwodził nas przez 4 dni, na koniec się umówił i nie przyjechał. Może i fachowiec, ale takie wymówki, że komórka padła, że mejl - nu, nu proszę pana...
A na froncie ogniowym: pani Architekt nadal wielce zdziwiona, że cyt. "są ludzie, którzy dokładnie przestrzegają przepisów", kolejny strażak uznał nasz dom za kategorię IN - czyli budynek inwentarski(!), prawdopodobnie nie będzie gontu drewnianego - co za dzień...
Jest też dobra wiadomość - ściany z drewna o grubości powyżej 14cm są uznawane za nierozprzestrzeniające ogień (Opinia Instytutu Techniki Budownictwa z Warszawy - uznawana w starostwie (przynajmniej w Zakopanem) - więc mogą stać 4m od granicy! Hurra, dobre i tyle!
Zadwonił góral. Nie ma wymarzonych, umówionych płazów. Po prostu nie ma. Szlag, cholera i załamka... - Obiecał poszukać, ale 20-tek to ciężko... Na Podhalu budują z 18 i 16 i jest ciepło - Ale, panie Darku... - No ale nie ma, pół Podhala szuka... - To niech reszta też zacznie. Ja z 18 się boję w wielkopolsce budować... - Popytam, ale nie obiecuje.
Tydzień później znalazł - kamień z serca. Kupować! Kupować!
Dziś telefon: płazy jak bajka 60x22 do 24cm przyjechały! Jak puści mróz zaczną stawiać zrąb.
Jednocześnie z przebojami w urzędach trochę pracy fizycznej. W trzech podejściach powaliliśmy drzewa (uprzednio sporządziwszy mapkę 110 szt. - koszmar - gdzie, jakie, o jakiej średnicy rosną)
Po pozwoleniu na wycinkę wydawało się, że pojedziemy i hop siup - kolega drwal wytnie - duże zabierze, małe się złoży na kupkę i już.
Zrobiliśmy hop... i ... przyjechał teść z piłą na drugie hop, a potem hop trzecie i w tą sobotę ponownie Piotrek z piłą hopał
W międzyczasie spadł śnieg i złamał widokową gałąż sąsiadowi, która malowniczo upadła na naszą stronę. Musiałem wleźć na drzewo i obejmując nogami pień, plilarką pomóc "przejść jej na naszą stronę"
Najgorsze, że za cały dzień rąbaniny uzbierało się tylko kubik mieszanki brzozy z sosną - wstyd
W każdym razie spuściliśmy wszystkie wyznaczone - najstarsza sosna miała 22 lata - i choć żal, musiała ustąpić pod przyszły dom.
Okazuje się, że dom mamy źle usytuowany, w ogóle wszystko źle, bo:
1. Pani architekt nie przewidziała kilku spraw, m.in. uzgodnienie z p-poż bo dom drewniany rozprzestrzenia ogień i jako taki nie może stać 4m od granicy tylko 8m
2. W warunkach zabudowy gmina napisała martwy przepis z 1996 o uzgodnieniu oczyszczalni z Urzędem Wojewódzkim, który tego nie robi, a starostwo wychodzi z założenia skoro jest na papierze to ma być
3. Brak badań geotechnicznych
Jednym słowem załamka. Pierwsza myśl - rzucić w cholere, postawić namiot na lato i mieć spokój. No, ale nie można się tak łatwo poddawać, a i noc spędzona w internecie na czytaniu przepisów zaowocowała nowym szturmem
Znaleźliśmy rzeczoznawcę, który przyznał, że bal 20cm spełnia normy ogniotrwałości ISO (więcej: http://www.logbuilding.org/fire_resistance.pdf" rel="external nofollow">http://www.logbuilding.org/fire_resistance.pdf) a po impregnacji ściana może być traktowana jako zwykła, czyli 4m od granicy.
Gmina wyjaśni starostwu swój błąd (mam nadzieję).
Badania geotechniczne - cóż - w projekcie już są...
Czekamy tylko na niezbędne podpisy i pieczątki i składamy wniosek jeszcze raz.
Następny etap to geodeta i uzgodnienia. Ponieważ działka jest letniskowa (dobrze zmrużona to uzgodnienia tylko prądu i wody. Gazu na razie nie planujemy a kanaliza w postaci własnej oczyszczalni.
I tu pierwsze przygody: wody w drodze nie ma, może będzie w 2008, prąd dopiero za 9 miesięcy, ENEA sugeruje nam pożyczyć od sąsiada!
Podejmujemy decyzję o budowie studni (sąsiedzi mają), zdobywamy zapewnienie o przyłączeniu w razie rozbudowy sieci i z kompletem dokumentów idziemy do starosty 5 stycznia 2006.
Ok, żeby cokolwiek zacząć trzeba mieć projekt i wcale nie było tak prosto. Zakładaliśmy miejsce na ogród z tyłu domu, a tam zimno, tzn. strona północ - wschód. Trzeba było wszystko zmieniać. Na szczęście na działce nie mamy wyznaczonej lini zabudowy, więc dom można postawić na jej końcu i otworzyć go na stronę południowo - zachodnią. Dzięki tym pięknym drzewom na działce, drogi nie widać i nadal mamy ogród w lesie.
Proces wyglądał w skrócie tak:
1. nasze mgliste oczekiwania
2. wizyta architekt poleconej przez kolegę
3. jeszcze bardziej mgliste oczekiwania
4. projekt nr 1, projekt nr 2, projekt nr 3....
5. projekt nr 5 - ok
Równolegle szukaliśmy fajnego wykonawcy - kryteria z racji naszego zawodu (psycholog ) - intuicyjno-estetyczne. Efekt: budować będą górale!
6. z projektem wycieczka do Zakopanego
7. korekty i (wydawało nam się że) już - mamy projekt
Nie mieliśmy żadnych większych zasobów finansowych - po powiększeniu rodziny, trzeba było zmienić samochód, więc w grę wchodził tylko ten bank, który zgodzi się sfinansować 100% inwestycji. Z budową - nie ma problemu, ale zakup działki i budowa - tu nie było żadnego wyboru. Całe szczęście korzystaliśmy z pośrednictwa i w ostatniej chwili zmieniliśmy bank, który pojawił się znikąd - b.dobra oferta - czemu nie. Notariusz i właściciele już czekali, bank dostał ultimatum i... wyrobił się. 2 godziny różnią podpis w banku i u notariusza. Co prawda potem zaczęły się schody, ale o tym może kiedyś...
Efekt: jesteśmy właścicielami działki na granicy Puszczy Zielonki, bez grosza przy duszy z ogromnym, jak dla nas kredytem na niebotyczne 35 lat, uff uff
Pokrótce, tak jak to pamiętam, bo działo się to od lata 2004 i zwieńczenie znalazło w listopadzie 2005:
Mamy małe mieszkanko w Poznaniu i co jakiś czas w rozmowach przewijał się temat własnego domu. Od słowa do słowa i zaczeliśmy pilniej przyglądać się pięknym kawałkom ziemi. To, że to będzie dom drewniany - patrz z bali ja, tzn Sylwia wiedziałam od dawna. Paweł jeszcze w dniu ślubu (VIII 2004r.) przebąkiwał coś o kanadyjczyku. Szybko go przekonałam i to w bardzo prosty sposób. Trochę informacji z forum balowiczów, parę fotek z netu i już go miałam... Później pozostało poszukać odpowiedniej działki. Marzenia o co najmniej 1h ziemi, niestety musiały zejść na plan dalszy. Taki areał to w okolicy dość bliskiego Poznania (cały czas pracujemy w mieście i to się póki co nie zmieni), kosztowałby majątek. Postanowiliśmy szukać działki w lesie lub bardzo bliskim jego sąsiedztwie. Nie przedłużając - poszukiwania nabrały tempa jak się okazło, że Syla jest w ciąży i nie zwolniły aż do porodu. W 9 miesiącu ciąży nadal szukaliśmy. Wertepy i dziury na drogach sprzyjały skurczom, ale byliśmy tak zaangażowani, że nawet poród na polu nie był straszny. Kiedy wydawało się nam, że już znaleźliśmy, odgłosy ruchu ulicznego dobiegające z dość daleka wypłoszyły nas z tamtego miejsca. I słusznie!!! Potem pojawił się Jakub i musieliśmy "to" przeżyć - koło jego 3 miesiąca, Sylka znowy zaatakowała biura nieruchomości, a właściwie byliśmy już tylko w jednym miejscu. Tak jakoś magicznie, nawet bez oglądania Syla była przekonana, że to to. Wreszcie trafiliśmy na TO miejsce na ziemi - cudny kawałek lasu o wymiarach 24x52 - ot 1260m2 zadrzewione, chaszcze i wogóle dzicz - pięknie.... Ani przez chwilę nie mieliśmy złudzeń, że to tu będziemy mieszkać!