Wspólne projektowanie z architektem naszego domu było niezmiernie ciekawym i pasjonującym zajęciem, natomiast efekt tej współpracy (dom w stanie surowym zamkniętym) do końca mnie nie zadowala. Ale jest to tylko moja i męża wina. Na piewrwszym spotkaniu raczej jasno i wyraźnie określiliśmy czego oczekujemy, jednak w trakcie dalszych spotkań, gdzie architekt przedstawiał nam swoje różne propozycje, wizja naszego bądź co bądź wspólnego domu zaczęła iść w troszeczkę innych kierunkach. Mąż przekonywał mnie, że dom powinien być duży i przestronny i że mniejszego to on nie będzie budował, bo to nie ma sensu. Nie brał pod uwagę tego ,że nas na to nie będzie stać, a po za tym jest nas tylko trójka. No cóż, architekt spisał się znakomicie, powstał piękny projekt domu o pow. ok. 250 metrów. Wszystkie nasze wspólne życzenia zostały spełnione, zachowane również wszelkie wymiary (chodzi o to w którym miejscu pozytywna energia ma wchodzić do domu-to wyznaczał i wyrysował radiesteta, a architekt musiał pod te wymiary projektować), architekturę zewnętrzną dopasował do naszych wyobrażeń i otoczenia. Tak więc wszystko niby było ok. Do tego szybko powstały projekty mediów. Ba, nawet w błyskawicznym tempie dostaliśmy pozwolenie na budowę, też architekt nam w tym pomagał. Rozczarowanie przyszło w momencie, kiedy otrzymaliśmy wstępny kosztorys budowy, i mimo, że wiadomo, że koszty są w praktyce znacznie niższe, to i tak kwota była przerażająca. Efektem, tego było zmniejszanie, tego co zostało zaprojektowane i to w bardzo szybkim tempie, składanie kolejnego wniosku do gminy, nie mówiąc już o kolejnych pieniądzach, które musieliśmy zapłacić architektowi za zmiany. W tym momencie jak już zmniejszony, gdzieś o 74 metry stoi dom, to chodząc po jego wnętrzu zastanawiam się wciąż, czy nie lepiej było kupić gotowy projekt, zwłaszcza, że jest ich duży wybór. Nie mniej jednak wracając do tematu, muszę powiedzieć, że architekt, w trakcie naszej współpracy bardzo komunikatywny, składał nam mnóstwo propozycji, każdy szczegół dokładnie omawiał, niczego nie "wciskał" , jak był spór między mną a mężem np. o kolor dachówki, to na następnym spotkaniu miał u siebie wszystkie kolory, tak, żebyśmy mogli w końcu dojść do porozumienia. Nie narzucał nam z jakich materiałów mamy budować, raczej doradzał na zasadzie za i przeciw. Jednak to zawsze my podejmowaliśmy ostateczną decyzję. Szkoda tylko, że od początku mąż mnie nie słuchał (ale po tej wpadce już mnie słucha i to nawet bardzo), ale też jest dobra strona całego tego zamieszania - mamy w końcu projekt, który, kiedyś może w innym miejscu będziemy mogli zrealizować. A dom, który budujemy (roboty w środku) wygląda bardzo sympatycznie, tylko trochę o parę metrów jest za mały salon i łazienka na górze, ale za to wszystkie "wymiary radiestety" zostały zachowane, więc mam nadzieję, ze będzie się w nim dobrze mieszkało.