Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

ulado

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    20
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez ulado

  1. Zainstalować na wywiewach z piwnicy i z parteru przepustnice regulacyjne i wyregulować je tak, aby zbyt duży ciąg z dolnych wywiewów w czasie mrozów częściowo zdławić po to, aby z najwyższego wywiewu (na piętrze) nie było cofki. Prawa fizyki nie są mi bliskie. Staram się jednak pojąć, co to są te przepustnice. Bo zdaje się, że w czasie mrozów nie ma w piwnicy zbyt dużego ciągu. Kominiarz badał to jakimś urządzeniem i powiedział, że i w piwnicy ciąg jest za mały. Nie pamiętam tylko, jaka to była pora roku. Szkoda, że idzie lato - można by to zaraz sprawdzić. A nieużywane kanały ta czy siak zagospodaruję. W tej chwili wszystkie zapachy kuchenne znajdują ujście w łazience na piętrze. Ten dom jest chory.
  2. ukształtowanie terenu ma kolosalne znaczenie, sprawdź czy poziom parteru Twojego domu nie jest zbyt nisko względem domu sąsiada, moze bedziesz musiał podnieść chałupę Nie sądzę, by dom sąsiada miał jakiś wpływ na nasz. Wprawdzie stoi wyżej, ale daleko. Wokół mam lekko pagórkowatą pustą przestrzeń. Podnieść chałupę? Ona i tak duża jak brzoza i głupia jak koza.
  3. No właśnie, drugi komin - dymowy - nie stwarza problemów. Czapka to raczej jest OK. DRzew nie ma. Tylko te zawirowania przy kalenicy... Ale znów przedłużaliśmy dwa kanały rurami i nic nie pomogło.javascript:emoticon('') javascript:emoticon('')
  4. Chodzi o kratki w pomieszczeniach? Tak. Są. Kratki na zewnątrz? To nie jest nowy dom. Komin wentylacyjny nie ma kratek z boku, tak jak widzę to na zdjęciach w nowych domach. Powietrze wychodzi normalnie górą. A ponieważ swego czasu kawki zadomowiły się w jednym kanale i było sporo kłopotu, to od tamtej pory wyloty zabezpieczone są siatką. Kominiarz czasami tam zagląda, choć z oporami.
  5. Proszę mi pomóc. Mamy komin wentylacyjny z czterema kanałami. Ma wentylować dwie kuchnie (letnią w piwnicy i na parterze) i dwie łazienki. Nie działa, tzn. czuć w łazience na piętrze lodowate powietrze wdmuchiwane z zewnątrz. Na parterze powietrze stoi.Sytuacji nie poprawia otwarcie okna ani wydłużenie komina (komin i tak jest długi - ciągnie się przez piwnicę, parter, piętro i nieogrzewany strych. W piwnicy okna są na ogół rozszczelnione. Zastanawia mniey jedno. Czy błędem nie jest to, że łazienki są podłączone do tego samego kanału, tak samo kuchnie. Czy wybicie otworów do nieużywanego kanału poprawi sytuację? Co można poza tym zrobić? Dziękuję za wszelkie sugestie. Dodam jeszcze, że sytuacja komplikuje się podczas silnych wiatrów. Sąsiad też miał kłopot z ciągiem - wydłużał komin (nie wiem z jakim skutkiem). Czy ukształtowanie terenu może mieć wpływ na ciąg? Okolica jest raczej płaska. Problem występuje od zawsze, nie jest to wina zbyt szczelnych okien ani ocieplenia. Kominiarz powiedział, że to wina zbyt krótkiego komina, który nie wystaje ponad szczyt domu. Ale nie ufam mu, bo przez jakiś czas komin był przedłużony o dwa metry metalowymi rurami i nic to nie dawało. Czy ktoś mi to logicznie wytłumaczy?
  6. Akurat miałam ten problem. Parkieciarz w dwóch miejscach wbił estetyczne kołki (średnica ok. 2 cm) i skrzypienie ustało momentalnie
  7. trawnikowi to nie powinno zaszkodzić. Ma zdolność regeneracji przy regularnym koszeniu, ewentualnie zwałowaniu.
  8. Irytująca jest każda skrajność - i nadużywanie środków chemicznych i ich negacja. Ja w tym roku nie spryskałam jabłoni. Efekt? Absolutnie wszystkie jabłka robaczywe. Wiem, że żaden mój gość nie odważy się po nie sięgnąć. Ja też nie. I wiem jednocześnie, że po jednokrotnym opryskaniu w przyszłym roku większość jabłek będzie czysta, aromatyczna, smaczna i zdrowa. Brzydzę się natomiast owocami ze sklepu. Lepią się od środków konserwujących, a po zjedzeniu odbijają mi się nawozem. A co do randapu (używam też różnych, tańszych jego odpowiedników). Stosuję go w razie konieczności od ośmiu lat nie tylko na żwirowym podjeżdzie. Pomógł mi pozbyc się jeżyn i ekspansywnego czarnego bzu. Smarowałam nim pień przeciwko odrostom drzewa. Niie ma on wpływu na posadzone póżniej rośliny. W tej chwili mam zniszczony i zachwaszczony trawnik. Tak jak przed ośmiu laty, przed zaoraniem spryskam go randapem. Tylko w ten sposób pozbędę się perzu, mleczu i innych kłopotliwych chwastów. Zbyt długą mam praktykę ogrodniczą, by walczyć z wiatrakami, tj. rwaniem perzu. I guzik mnie obchodzą sielskie wizje jakiegoś blokersa, któremu się marzy naturalny krajobraz. Tak się jakoś głupio składa, że w świecie realnym wokół domu nie chcą rosnąć maki polne, chabry i bławatki, jeno pokrzywa, oset, perz i bylica. Jak ktoś to lubi, jego sprawa. Ja wolę boso po mięciutkim zielonym dywaniku. I nie czerwienię się ze wstydu, że stosuję środki chemiczne. Nie mam czasu ani służby, by walczyć z zielskiemi robactwem metodami mechanicznymi Mój przekształcony świat mimo wszystko jest wybitnie naturalny i zdrowy w porównaniu z powietrzem miejskim czy produktami z supermarketów (warzywami i owocam)i zjadanymi przez statystycznego Polaka. Nie żyję na betonowej pustyni, tylko nadal wśród bujnej, ekspansywnej przyrody. Czy to są tuje, czy brzózki, to już inna rzecz, wszak de gustibus non est disputandum...
  9. Ja też ten temat przerabiałam przed ośmiu laty. Poszło mi jednak łatwo. Po prostu zrobiłam oprysk z Randapu wiosną (chyba maj), dając jednak max dawki, a nawet większe. Padły wszystkie chwasty, nawet te o łodygach jak bambusy i wielkości 1,5 m. Kiedy po paru tygodniach zaczęły rozsypywać się w proch - ziemię zorano, a zakątki przekopaliśmy szpadlem. Moja rada: nie mając sprzętu, nie pozbędziesz się mechanicznie rozłogów perzu. Jest to po prostu i tytaniczna i syzyfowa praca. To, co w tej chwili widać na foto. tylko pozornie jest czystą ziemią - za dwa, trzy miesiące będziesz miała dywanik perzu. Poczekaj, aż chwasty będą w bujnej fazie wzrostu (październik?) i wtedy potraktuj je serdecznie Randapem. Oranie późną jesienią, sianie trawy wczesną wiosną. Spychacz zniszczy ci najlepszą wierzchnią warstwę gleby. Zastanów się, czy chcesz tego. Ja żałuję, że działka mi się nazbyt zrównała podczas orania. Nie lubię sztucznych monotonnych płaszczyzn. I jeszcze jedna uwaga. Twoje marzenie o trawniku... Nam obrzydło koszenie trawy na tak dużym areale. Jeden dzień w tygodniu wyjęty z życiorysu (mam żyzną ziemię). Po konsultacji z fachowcem chcemy zasadzić grupy roślin wieloletnich, niezbyt wymagających, zabezpieczonych folią przed przerastaniem chwastami. Zostawimy 100 - 200 m trawnika jako tło.
  10. ta roślina lubi chyba wilgotne stanowisko, wówczas rośnie bujnie i wypuszcza od korzeni masę odrostów; przy wiosennym porządkowaniu bezceremonialnie wyrywałam kilka z nich i uzyskane niechcący sadzonki posadziłam. A że mamy lato deszczowe, ich przyrosty są większe w porównaniu z matką - sadzonką ze sklepu uprawianą od kilku lat.
  11. Analogiczny problem. W sklepach wszystkie kafelki mają ciepłe kolory ziemi. W dodatku niepokoi mnie ich antypoślizgowość - max. R 10 - 11. Rozważałam nawet płyty granitowe. Jednak nie stać mnie na nie (6 stponi), w dodatku nieodłącznie kojarzą mi się z cmentarzem. Jak tak dalej pójdzie, schody zostaną zeszlifowane i pomalowane farbą do betonu. Rozwiązanie przypuszczalnie tymczasowe, bo pewnie malowanie co dwa lata, ale przynajmniej da się po nich normalnie chodzić. Taką przynajmniej mam nadzieję. Najbardziej boję się, by wiosną i jesienią oblodzone schody nie były pułapką, tak więc stawiam funkcjonalność nad estetykę. Chyba że ktoś ma patent na szaro - grafitowe i bezpieczne stopnie.
  12. Od kilku lat mieszkam nad jeziorem w rejonie Zielonych Płuc Polski. Mój wypieszczony trawnik zniszczyły krety. Walczyłam dostępnymi metodami bez skutku. Poddałam się. W tej chwili miast zielonego dywanika mam klepisko porośnięte gdzieniegdzie kłaczkami trawy i mleczem. No i kretów nie ma. Problem z głowy. Pasja ogrodnicza zaowocowoła mi kilkoma drzewami i krzewami. Szybciutko pojęłam niestosowoność własnych ambicji - ilość owocnic , mszyc różnorakich, chrząszczy i motyli spowdowała, że zakupiłam opryskiwacz, przestudiowałam temat chemikaliów, po czym całe lato latałam jak szalona, by we właściwym terminie prysnąć gdzie trzeba. Wrzesień pokazywał, kto tu rządzi. Na wypracowane owoce opadały chmary szpaków i kawek i po godzinie, max. dwóch ogałacały czyściutko wszystko, co zdołało urosnąć. Efekt? Owoce kupuję, a swoje darowuję ptakom. Jeśli jakiś rok podaruje mi kg czereśni traktuje to jak cud boski. Nie ma co wspominać o pięknej , poniemieckiej drodze obrośniętej szczelnie starodrzewm, którą codziennie dojeżdżam do pracy. Te 22 km pokonuję w iście metafizycznych klimatach. Co drugie drzewo podświetlone jest lampką ku pamięci zabitych w wypadkach samochodowych. Ten pomnik przyrody( ) szerokości wozu drabiniastego (droga powiatowa!) ostatnio pojawia się w mediach jako przykład brudnej wojny złuch drogowców (chcą przecinki) z pięknymi = dobrymi ekologami. Jak tu żyć? Ano w zgodzie z naturą. Domu nie tynkuje się na biało, tylko w kolorze ptasich odchodów. Dobrze sprawdza się stare, niekonserwowane drewno. Należy też zrezygnować z wszelkich detali architektonicznych, w których ptaki się gnieżdżą albo przysiadają. A oddychać tylko nosem, bo połykanie chmar meszek wieczorową porą jest wielce niehigieniczne. Niech żyją Zielone Płuca POlski, niech żyje owocnica żółtoroga! Niech żyje UE i jej program ekologiczny
  13. ulado

    schody

    Mam kilka stopni z parteru na dwór. Obłożone są płytkami. To praktyczne - nosi się nanie piach z butów, w ogóle są zadeptywane. Na szczęście kolor ukrywa ślady, łatwo się myją. Jestem zadowolona z tego rozwiązania. Na piętro, do części sypialnej prowadzi na razie goły beton. Zamierzam położyć tam tradycyjnie drewno. To czysta strefa domu, a drewno jest przyjemne w dotyku. Przypadkiem jestem w posiadaniu bardzo starego, "carskiego" jeszcze materiału. Dam go stolarzowi i -mam nazieję- gotowe schody nie będą wiele kosztowały. Oczywiście wszystko jest kwestią upodobań i zasobności porfela. Znajomy zamówił u pomnikarza schody marmurowe.Ponoć kosztowały mniej niż firmowe drewniane. Ale jak po nich chodzi się boso? Moja wyobraźnia podsuwa mi też obraz raczkującego nimowlaka, który potknął się gdzieś w połowie drogi ..
  14. Błędy w moim domu: -salon w kształcie kwdratu - nieustawny -za niskie sufity(ok. 2,45), nie rażą w mniejszych pomieszczeniach, w większych przytłaczają -pokoje mają po 20 m2 i 30 m2- bez potrzeby, są za duże -nie znoszę wielkich przestrzeni, trzeba się nachodzić, by coś sprzątnoć, zrobić pranie etc. Pralnia w piwnicy, suszenie na strychu, wcześniej znoszenie koszy ... Umycie okien to cała sobota. Do tego wielki trawnik koszony w maju co tydzień (dzień z głowy). Taki dom i duży ogród wyglądają atrakcyjnie, ale nie są proste w utrzymaniu -by ten duży dom porządnie sprzątnąc, trzeba by mieć służbę
  15. Ja tylko remontuję dom, po trochu, oszczędnie. Sądziłam, że to właśnie przyczyna kłopotów z fachowcami. Jaki szanujący się majster zgodzi się na przeróbki, rozbiórki, dobudowę... A więc pokornie znoszę wszystko. Efekt? -w kuchni mam kafelki tak krzywe, że za każdym razem, gdy włączę halogeny podszafkowe, ogarnia mnie bezsilna złość - złota rączka była chyba osobą leworęczną. Włączniki światła pomieszane, zawsze zapalam inny niż zamierzony, w dwóch miejscach, żarówki ciągle się przepalają- pogodziłam się z ciemnością - inna ekipa dobudowała wiatrołap. Nie umieli czytać projektu. Nie zrobili ławy, fundamentu - betan wlany na 20 cm w ziemię, brak jakiejkolwiek izolacji - a kosztorys wyliczony z ławą na głębokości 120 cm. I zapłaciłam! - budowa tarasu naziemnego - czysta udręka. Więżba dachowa niezaimpregnowana, zapomnieli (a preparaty postawiłam pod nosem), filary zakończone jakimiś prowizorycznymi deszczułkami, na nich opiera się konstrukcja dachu - przy większym wietrze drżę, czy to się nie zawali W tej chwili robiona jest elewacja z dociepleniem. Studiuję temat, by znów nie dać się wyrolować. Ale wkurzam się. Cz naprawdę w tym kraju trzeba znać wszystkie tajniki budowlane, mimo że jest się humanistą? Nie chcę tej wiedzy, jestem oszołomiona uporem tych wszystkich, którzy budują.
  16. Miałam w domu takie podwójne drzwi - rzeczywiście dobrze chroniły zimą przed ucieczką ciepła, szczególnie w miarę upływu czasu, gdy w tych zewnętrznych poszerzały się szpary. Jednak do dziś wspominam udrękę, to naprawdę niewygodne, jak ma się do pokonania dwie klamki. Prosiłam stolarza, by nowe otwierały się do środka ze względu na szczupłość wiatrołapu i sporą powierzchnię sieni. Zdecydowanie odmówił. Tłumaczył, że w ten sposób utracę gwarancję na ich żywotność. Ponoć sposób montowania uszczelek jest taki, że skraplająca się na zewnątrz para, szron itp spływać będą właśnie w tę uszczelkę, kropla po kropli drążąc potem drewno. Jako że jest rzetelnym rzemieślnikiem, ustąpiłam. I jeszcze jedno. Pamiętam z dzieciństwa wielkie, ciężkie, dębowe drzwi otwierające się do środka. Tylko że wtedy nie było uszczelek i innych tam bajerów. Drzwi zbite były z grubych desek, no i - choć zdrowe - szorowały posadzkę, spaczyły się.
  17. Ogrzewam węglem ok. 200 m nieocieplonego domu w północnej Polsce. Kosztuje to średnio 3,5 tys. zł rocznie (węgiel mamy z Białorusi). Grawiacyjna wentylacja, oddychające ściany, bardzo dobry mikroklimat. Właśnie robimy termomodernizację. Kiedy jednak liczę koszty inwestycji+późniejsze stałe wydatki na ogrzanie budynku, dochodzę do wniosku, że nie warto. Zamieszkam w termosie, a cena paliwa i tak nie da żadnych oszczędności. Zakładam nieuchronną zwyżkę cen nie tylko energii elektrycznej, oleju i gazu, ale też tych tzw, odnawialnych źródeł. Czy to nie ironia, że już teraz, mieszkając wśród lasów, nie mogę kupić drzewa w nadleśnictwie, bo każda ilość jedzie gdzieś w świat ? Ludzie spalają wszystko: słomę, trociny, zboże. To, czego kiedyś było w bród za bezcen, teraz staje się deficytowym towarem. Jedyna chyba nadzieja w nieprzetworzonym węglu. Jestem więc w punkcie wyjścia.
  18. A ja mam balkon z widokiem na ulicę, od południa, na piętrze. Nigdy nie był używany. Teraz stanowi kłopot, bo jego remont jest baaaardzo kosztowny. Latem służy do ekspozycji kwiatów, które w ty m miejscu poprawiają wygląd elewacji. Podlewam je chyłkiem i szybko uciekam. Zato bardzo lubię taras od północy (na gruncie). Daje cudowny chłód, tam odpoczywam po pracach ogrodowych, przyjmuję gości na grillu, bo jest intymny. Gdybym to ja budowała dom, zrezygnowałabym z balkonów. I jeszcze jedno. Żadneg drewna na balustrady. To szlachetny, ale bardzo wymagający materiał. No, chyba że ktoś lubi urlop poświęcać na ciągłe remonty
  19. Dom w pół. - wsch. Polsce, ok. 170 m. Szukam ciągle oszczędności, modernizuję. W tej chwili jest tak (w skali roku): ogrzewanie węglem - 4tys. rocznie prąd (stąd ciepła woda) - 2100 zł gaz (butla) - 360 zł woda i śmieci - 600 zł szambo (nieszczelne!już wkrótce kanalizacja) - 300 zł telefony - 2 000 zł internet (pakiet Non Stop) -960 zł TV,radio - ? (mąż opłaca, niewiele) Podatek niewielki, ubezpieczenie też. 500 zł Do tego dwa samochody - mój spala ok. 300 zł na miesiąc, tj. 3600zł rocznie (+OC i AC - ok. 1500zł),mężowi zwracają delegację. W domu 19 - 20 stopni, raczej marznę. Oszczędzam ciepłą wodę. Nie ma luksusu. Utrzymanie ok. 1330zł miesięcznie. Ale za to mój gabinet ma 30 m2 i mogę sobie wyjśc w koszuli na podwórko[/b]
  20. blacha na domu jest stara, ale nic jej nie szkodzi i zostaje; tymczasem robimy ocieplenie i należy podjąć decyzję, jaki kolor tynku byłby stosowny. Szukam wszędzie inspiracji. Przejrzałam katalogi, różne strony... I nic! Nikt na ten temat nawet się nie zająknie, jakby ten typ pokrycia pochodził z epoki kamienia łupanego. A ja jakoś nie potrafię wyobrazić sobie jakiegokolwiek fajnego kolorku w połączeniu z zimnym, metalicznym blaskiem dachu. W dodatku dom stoi na wsi w okolicy raczej tradycyjnej w zabudowie. Takiej blachy nikt nie ma!!! Pomóżcie. Nie chcę mieszkać w jakiejś futurystycznej budowli, choć jedynie taka wydaje się sensowna. Upadł projekt przemalowania dachu - tu na prowincji brak materiałów, fachowców do mycia... Z góry dziękuję za jakiekolwiek wskazówki bądź podzielenie się doświadczeniem w tym względzie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...