Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

trash_bin

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    32
  • Rejestracja

Informacje osobiste

  • Mój klub zainteresowań
    Budowa - wymiana doświadczeń

Dane osobowe

  • Miejscowość
    Częstochowa
  • Województwo
    śląskie

Profil płatny

  • Kategoria
    usługi

trash_bin's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. Wiesz, ja tam się murarzom w kolejność wtrącać nie będę. Teraz piasek ma czas, żeby sobie spokojnie siąść, zagęszcza się sam deszczem, paletami z materiałem, nogami itd. Przed samym zalewaniem i tak zagęścimy skoczkiem, ale to już będzie tylko dobicie go, większość się robi teraz. Tak mi tłumaczyli, trochę sensu dla mnie to ma. Zwłaszcza że widzę, iż faktycznie piasek siadł ładnie - już jest o dobre kilka centymetrów niżej, niż był na początku. Mniejsze będzie ryzyko, że mi pod chudziakiem się zapadnie. Oczywiście, gdyby zagęszczany był na początku mocno i porządnie, to można byłoby wylać od razu, ale myślę, że jakoś źle też nie jest. Ze stemplami też nie mają problemów, ładnie las rośnie w pomieszczeniach, równo i co najważniejsze - poziom jest. Tak, rura doprowadzać będzie do kotłowni powietrze. Piec gazowy będzie, więc powinna chyba wystarczyć (doprowadzenie swojego powietrza będzie mieć i tak przecież kominem, jeśli się nie mylę). Wyobrażam sobie jej zakończenie od zewnątrz w kształcie podobnym do takiej kołatki: No co, lubię smoki Jeszcze zobaczymy, jakie drzwi będą, ale kto wie, może się nada.
  2. Ehh, to prawda, dziennik się nieco zapuścił. Zły dziennik, siad! Aktualizowanie włącz! Nie zanudzając więc nadrabiamy Fundamenty zasypać i pierwsze Max'y zamówić - wykonano, o: Dać ogrodzeniu puścić w międzyczasie liście - się robi: Ściany zacząć - done: Ściany zaczęły rosnąć po zakopaniu kilku maxów pod fundamentami... Yyyy, znaczy ten, no może jednak murarze jednak się do tego trochę przyczynili, ciężko stwierdzić. Teraz to już się prawdy nie dojdzie, Panie. Na powyższym zdjęciu pokazany jest narożnik północno-zachodni, czyli tył domu od strony pralni. Widoczne drzwi prowadzić będą do kotłowni połączonej z pralnią, za tymi pomieszczeniami będzie garaż, o tu jest wjazd do garażu: Przy okazji wspominania kotłowni - długo się zastanawialiśmy, czy między kotłownią a pralnią dawać jakąś ściankę. Niby piec będzie gazowy, z zamkniętą komorą, więc się z niego nie powinno żadne paskudztwo na świeże i pachnące pranie wydostawać. Tak nam też wiele osób radziło, żeby sobie sztucznie nie ograniczać tam przestrzeni, że czysto będzie wystarczająco, żeby pranie mogło się tam suszyć. Zobaczymy. Jak nie, to wiem do kogo strzelać, a ściankę nawet z KG zawsze się dostawi. Tutaj widoczne przejście z kotłowni do garażu (jest na wprost drzwi wyjściowych z kotłowni, żeby wnoszenie/wynoszenie "czegoś" nie wymagało lawirowania między futrynami): Tu widok od strony tarasu: A tu rośnie... znaczy buduje się wyjście tarasowe pokoju gościnnego: Pokoik ten miał być w przyszłości, na starość naszą sypialnią, jak już nie będzie nam się chciało łazić po schodach i przeniesiemy się na dół. Na dalszych zdjęciach pokażę, że chyba te plany trochę zrewidujemy, bo tak nam się jakoś widzi, że jednak na stałą sypialnię będzie nieco za mały. Ale na pokój gościnny/gabinet będzie w sam raz. I z ładnym wyjściem tarasowym A tutaj (werble, baczność!) Wejście Główne! Widok na całość rezydencji z Akermanami garażowymi w roli pierwszoplanowej: Zmiana scenerii, przewijamy taśmę celuloidową nieco do przodu. Oto główne wyjście z salonu na taras, z widocznymi po prawej stronie zbrojeniami przyszłego filara wspierającego narożnik naszej sypialni na piętrze: Otwór dość duży, bo bardzo zależało nam na dużym przeszkleniu tej części. Będą tam dwuskrzydłowe drzwi tarasowe bez słupka (patrząc na to zdjęcie po lewej stronie otworu) oraz przeszklenie nieotwieralne (po prawej). A teraz, proszę szanownej wycieczki, imperium Małżonki - la Kuchnia (z rodzącą się po lewej la Spiżarnią): Pierwsze od lewej strony okno będzie w spiżarni, środkowe będzie nad zlewem, prawe - nad blatem kuchennym. Tak, mało miejsca na zawieszenie szafek - nie chcemy za bardzo szafek wiszących. Faile jest niskorosła... znaczy ten, wystarczająco wysoka... Nie będzie musiała wspinać się na krzesełko, żeby coś z górnych półek zdejmować. Tu salon - trochę bałagan, to się kiedyś sprzątnie, mocium Panie: I to na razie tyle, wkrótce ściągnie się kolejna aktualizacja
  3. Trochę zaległości się porobiło z różnorakich powodów, więc szybciutko nadrabiam. Po postawieniu ogrodzenia zaprosiliśmy na działkę szefa ekipy budowlanej (zwanego dalej Majstrem), po pierwsze by wiedział, gdzie ma z ekipą przyjechać i budować (wiecie, słabo by było, jakby nam budować zaczął na jakiejś innej działce ), po drugie by ustalić co i gdzie składy budowlane mają nam przywozić. Przy okazji tej wizyty okazało się (jak to Jarek.P wyżej był napisał), że ogrodzenie tymczasowe jest nie tylko z nazwy tymczasowym - poniżej pierwsza modyfikacja ogrodzenia: wymyślona przez nas brama jest jak najbardziej ok, ale przydałaby się jeszcze jedna, żeby dostawcy materiał wygodniej mogli dowozić: Nowa brama, model pruski wypełniany siatką leśną, produkcji Teść Corporation Limited GmbH S.A. Wytyczanie dla koparkowego (niestety samego kopania nie udokumentowałem, bo jak koparkowy szalał, to ja musiałem na niego zarobić): Tutaj część drutów przygotowana do wiązania strzemion: I już powiązane zbrojenia podczas zalewania: I samo zalewanie: Od pierwszego planu do trzeciego: narożnik kuchni, wejście i garaż: Tutaj południowo-zachodni narożnik ze słupkiem tarasowym: A jak się zalało, to się i betonituje. Garaż: I jak w Harrym Potterze zaklęcie Betonitum Murioza i pufff: Najstarszy sprawdza poziomość poziomu i pionowość pionu. Po jego lewej przygotowane połączenie do kolejnej ścianki: A tu widok z kuchennego narożnika z opisem pomieszczeń: Widok od narożnika garażu: Malowanie Dysperbitem: I skarpetka z wodostyru: I tylko jedna myśl teraz mi chodzi po głowie, gdy tak patrzę na te fundamenty: czemu to wszystko takie maleńkie? I choć znawcy tematu zapewniają mnie, że to zawsze tak się wydaje na tym etapie, a po postawieniu ścian wydaje się jeszcze bardziej i że jeszcze mnie czeka panika "rany, ale tu ciemno, chyba okien za mało" (wspomniany znawca tematu i najlepszy doradca na tym forum wie, że o nim mowa ), to lęk i tak zostaje. Ale niestety choćbym się us... markał po pachy, to i tak dom większy być nie mógł. Warunki zabudowy nas tak ograniczyły, że z oryginalnego projektu i tak o 15% musieliśmy wymiary zmniejszyć. Durne warunki. Durne prawo. Ale niestety dura lex, sed lex. Taka jego mać (cytując pewnego najlepszego doradcę na forum).
  4. Hej, wspaniałą macie działkę i piękne widoki Aż miło patrzeć jak ściany się pną, gratuluję
  5. Witam dana0606 i stingietka i dzięki Ogólnie nie najłatwiej znaleźć w okolicy dużą działkę, w rozsądnej cenie, która nie byłaby "obciążona genetycznie". Oglądaliśmy np. z Faile działkę na Dźbowie: ładna, 1800m2, długa na 70m wzdłuż drogi asfaltowej, prąd, woda i kanał w drodze, gaz do dociągnięcia ale... No właśnie zawsze jakieś ale. Według agencji nieruchomości i właściciela - działka budowlana wszystko cacy, brać i budować. Pierwsza informacja w Urzędzie Miasta - działka wcale nie budowlana, tylko rolna. Informacja z planu zagospodarowania: tereny zielone bez możliwości budowy. Życzę powodzenia w poszukiwaniach, mam nadzieję że upolujecie coś fajnego
  6. Dzięki Przyznaję się bez bicia - nie impregnowałem. To ogrodzenie ma przeżyć jakieś dwa lata i mam nadzieję, że przy naszych ostatnich zimach nie będzie tak źle. A jak się któreś będą układać do snu, to albo je podeprę, albo wymienię, albo (w najlepszym razie) nie będą już potrzebne.
  7. @artix1 - Dzięki wielkie, a obu kolegów witam na pokładzie i zapraszam do lektury Brawo Panowie, a nagrodą w programie jest symboliczny uśmiech kierownika, odciśnięty w betonie... uzbrojonym... po zęby (że zacytuję klasykę kabaretu, choć podejrzewam, że nie ja pierwszy na łamach tego forum i zapewne nie ostatni - tak to już jest z klasykami ), którego fundatorem są Państwowe Zakłady Zbrojenia Uśmiechów Kierowniczych PZZUK Pol-Bud-Ex w Paluchach Dolnych
  8. Pracowita sobota była... Oj, pracowita. Od rana, skoro świt o 11 pojechaliśmy na działkę kończyć ogrodzenie. Teście pomagali nam (czy raczej my im ) i robota szła błyskawicznie. Ale po kolei. Mówiłem, że spalinówki nie umiałem odpalić? A no mówiłem. Okazało się jednak, że to nie ja taki ciamajda, tylko spalinówka leżała w garażu na wierzchu, bo zepsuta była i czekała na wywiezienie do serwisu Teść zabrał więc na działkę elektryczną piłę łańcuchową i zrobiliśmy wreszcie narożne słupki wszystkie i położyliśmy 100m siatki (no, prawie, ostatnie 2m zostały, bo nie chcieliśmy już zaczynać trzeciej rolki, bo późno było). Zanim jednak przejdę do zdjęć przytoczę króciutką anegdotkę: Najstarszy wybitnie upodobał sobie wdrapywanie się na hałdę ziemi zdartej z terenu pod budowę. Wdrapywał się, zbiegał (miałem tylko nadzieję, że zębów przy tym nie straci, ale nie miałem serca mu zabraniać zabawy - był nawet dość ostrożny, a zabawy miał co niemiara), wdrapywał się i ze szczytu rzucał ufem (freezbee czy jak to tam się zwie), zbiegał i wdrapywał się z piłką, którą kopał jak daleko potrafił - wiecie o co mi chodzi, zabawa najwspanialsza na świecie. Nie wiem nawet ile razy na tę górkę się wspiął. Nawet udeptał szczyt i powiedział, że tam ma swój domek. Przy obiedzie (z grilla oczywiście, pierwszy grill na działce niniejszym uznaje się za zaliczony) w pewnej chwili podchodzi do mnie i pyta: tata, a wiesz jak nazwałem tą górę? Ja na to, że nie wiem, obawiając się już, co też za chwilę usłyszę. Najmłodszy na to radośnie: Górą Dusz Nie ma co, wdał się synek w ojca (ja stary RPGracz, zapalony czytacz fantasy itd.) Oto młody na szczycie Góry Dusz (nazwa się przyjęła, a jakże): U stóp Góry Dusz widać (maleńką) część naszego zestawu obiadowego. Ogromne uznanie należy się również mojej Teściowej, która sama jedna, w palącym słońcu, rozkopała odnogę drugiej górki (darni z ziemią), która podczas zgarniania operatorowi spycharki przesypała się przez granicę: Do tych małych iglaczków była ta hałda. Dzięki mama, wspaniała robota! Na powyższym zdjęciu widać już pociągniętą siatkę, poniżej jeszcze kilka zdjęć w tym klimacie: (powyżej wjazd do garażu - tu zrobię bramę i podsypiemy gruzem, żeby maszyny miały jak wjechać na teren bez zakopania się) Tu widać siatkę czekającą na dokończenie. Tu widoczne małe zagęszczenie słupków narożnych - mamy tutaj takie wcięcie w działce. Na koniec mała zagadka: na poniższym zdjęciu pierwsza siatka, jaką zakładaliśmy z małą fuszerką (moja wina, nie zauważyłem; zwróciłem uwagę dopiero jak zaczęliśmy rozwijać drugą i już nie miałem najmniejszego zamiaru tego zmieniać). Kto wypatrzy co jest nie tak?
  9. Gratuluję projektu, bardzo ciekawy i dynamiczny Ekstra się patrzy na rosnące mury, na tym etapie roboty zdają się iść błyskawicznie. Dopiero później tępo widocznych zmian drastycznie spada. Pisałeś u mnie, że żałujesz, że nie grodziłeś - stemplo-słupki już masz, upoluj siatkę leśną i jeszcze można grodzić, na pohybel złym sąsiadom-kukułkom
  10. Ja pomagałem teściowi (prawdziwa złota rączka, nie ma chyba rzeczy, której nie umie koło domu czy na budowie zrobić) brukować miejsce parkingowe dla nas. Jednego nauczyłem się i zapamiętam na całe życie - nie chciałbym tak na chleb zarabiać. Nie wiem, czy porwę się na brukowanie u siebie. Teść pewnie będzie mnie namawiać, że zrobimy to sami, ale nie jestem pewien. Ale tak na prawdę to czas pokaże, czy kasy nam starczy na kostkę, czy tylko na początek (czyli pewnie na kilka ładnych lat) żwirem wysypiemy.
  11. Na dziś skończone. Tak wygląda obecnie: W dwie godziny zrobiliśmy więcej, niż przed obiadem. Ale tu muszę rekomendację złożyć dla Najstarszego - sam, własnoręcznie przytargał przez prawie całą szerokość działki (jakieś 40 metrów) trzy stemple. Tak, ciągnął je po ziemi, ale do diaska one ważą niewiele mniej od niego! Zuch chłopak! Faile również wykazała się nieprawdopodobną wytrzymałością i siłą. Ona szpadlem przebijała się przez darń i jakieś 30cm ziemi, a później ja świdrem drążyłem następne 40cm. Ja już powoli odpadałem, dyszałem jak stara lokomotywa, a ona jeszcze na szpadlu następne dołki mi szykowała. Ostatnie dwa już wspólnie drążyliśmy, bo jakaś glina się natrafiła i świder bardzo ciężko szedł. Pisałem wcześniej, że spalinówkę wezmę i będzie łatwiej ciąć? Pisałem. A pisałem, że już ją wcześniej odpalałem? A no nie pisałem... I nie odpaliłem. Wstyd i hańba. Nie mam pojęcia czemu. Nie mam siły myśleć. Ale z tego powodu narożne słupki sobie dziś odpuściłem, następnym razem... Dziś już wreszcie zasłużony odpoczynek, ale najpierw jeszcze muszę koledze pomóc z forum - obiecałem, a słowa się dotrzymuję Dobranoc, bez odbioru
  12. Wracając do opowieści - Małżonka moja w firmie budowlanej pracuje (ale tylko duże budowy robią, za domy się nie biorą) i sprzętu ciężkiego mają trochę, pomyśleliśmy więc, czy nie można by z firmy wypożyczyć spycharki z operatorem i humus zgarnąć. Na szczęście szef Małżonki to bardzo sympatyczny człowiek, zgodził się bez problemu i oto efekty: Udało się też Pierwsze Zamykane Pomieszczenie Budowlane załatwić, model wietrzony, kolor niebieski: Zamówiliśmy też (wspomniane już wcześniej) stemple, które za słupki ogrodzeniowe nam służyć będą (bo o połowę tańsze od najtańszych marketowych, a i tak mają najwyżej dwa lata postać): Panowie przywieźli (w cenie), zrzucili (w cenie, ale dychacza im Małżonka za to i tak dała), wizytówki zostawili, polecili się na przyszłość i pojechali. Drewno świeże, brzozowe, ciężkie i twarde jak diabli. Dziś przy grodzeniu chciałem jeden przepiłować ręczną piłą i normalnie myślałem, że płuca wypluję (tak, postury jestem - jak widać na zdjęciach - mizernej, informatycznej, można powiedzieć binarnej: cińki jak jedynka, bebech okrągły jak zero ). A Małżonka, mądra kobieta, pytała czy bierzemy z domu spalinową piłę łańcuchową, ale ja na to "nieeee, co ty, takie cieniutkie badylki minuta-osiem przetnę"... Po południu wezmę jednak spalinówkę No a teraz wynik dotychczasowych prac. Przed: I po: Za moimi plecami stoi jeszcze jeden, narożny, ale nie skończyłem go jeszcze (bocznych podpórek mu brakuje jeszcze), więc go nie pokazuję. Co słyszę? Że niby mało? Że wolno idzie? Parafrazując klasyka "to płot na miarę naszych możliwości" i idzie tak szybko, jak dajemy radę, o!
  13. @aksamitka i @Mr A: dzięki za powitanie Przerwa w pracach, powiedzmy, że technologiczna (maszyna kopiąca się zmachała), trzeba napełnić brzucha @Jarek.P dzięki za radę. Tak też myślałem, ale pewien nie byłem, na wszelki wypadek nie kupowałem - stwierdziłem, że jak zacznie się wyginać, to pomyślę wtedy. Mówiłeś, że szpadel ma być, to jest, o: Obok też narzędzie mordu... znaczy pracy dla Kopacza Małego, jemu wystarczyło na 5 minut zabawy, mnie za to się przydało przy zasypywaniu dołków - za 19 złociszy wspaniała sprawa. Do kopania się nie nadaje, do zasypywania jak najbardziej A tu kopacz większy ze świdrem (genialna rzecz, polecam), zwarty i gotowy do pracy: Zdjęcia są wycięte z chronologii dotychczasowej opowieści, powiedzmy że to taki przebłyski przyszłości, taka fantasia poetica. Grodzić w zasadzie nie musieliśmy, prawo budowlane nie zmusza. A siatka leśna ze swej natury złodzieja raczej przed czynem karalnym nie powstrzyma. Cel był inny: otóż jeśli się nie mylę, to prawo budowlane mówi, że jeśli teren budowy nie jest ogrodzony, ktoś tam wlizie i kuku sobie uczyni, to ja za to po łepetynie dostanę. A że po łepetynie bity być nie lubię, postanowiłem na zimne dmuchać, stemple w liczbie sztuk 90 zakupiłem, siatkę Małżonka w promocji po 99 złotych za 50m wynalazła, 3 rolki zamówiła i jest. Sąsiadów (na ile na razie zauważyłem) mamy dość spokojnych, ale to oczywiście w praniu dopiero wyjdzie. Nie zazdroszczę Mr A sprzątania po jego autochtonach - strzelać do takich :/
  14. Nasza działka jest prawie całkiem pusta, jedna brzózka tylko sobie na niej rosła i nie planuję się jej pozbywać. Okolica za to składa się głównie z porzuconych pól, na których dopiero zaczynają rosnąć wszelkiej maści świerki i jodły, gdzieniegdzie brzózki się panoszą. Jeszcze kilka lat i będziemy mieć za płotem piękny widok na las A szpadel - nooooo, paaaanie, to szpadel teściowy, tylko wypożyczony, swojego się jeszcze nie dorobiłem Dziś, lata chwila, jedziemy tymczasowe ogrodzenie z siatki leśnej stawiać, może po drodze zawadzę o C i poszukam sercówki, dzięki za radę Bardzo się jednak rozglądać za nią nie będę, bo do dołków kolega mi taki sprytny świder pożyczył, więc szpadel tylko raczej do rozrywania darni mi potrzebny. Pod wieczór, jeśli nie padnę po rabotaniu, postaram się wrzucić zdjęcia ze zdejmowania humusu oraz ujęcia naszego pierwszego zadaszenia na działce - budy budowlanej, przez jednych zwanej melaminą, przez innych narzędziówką, a przez jeszcze innych szopą. Przy okazji - do siatki leśnej potrzebny jest drut naciągowy?
  15. Mijały miesiące, w czasie których załatwialiśmy projekt (indywidualny), pozwolenie na budowę, umowę z elektrownią i kredyt. Po niewielkich bojach wszystkie dokumenty są w komplecie, oprócz kredytu (znaczy teraz już jest, ale nie uprzedzajmy faktów). No to z robotami czekamy, bo nie ma sensu nic zaczynać, jak nie wiadomo, czy kredyt będzie. Pewnego wiosennego dnia, bodajże niedziela to była, słoneczko nawet postanowiło wyjść z nory i poświecić, postanowiliśmy wybrać się na działkę, pooglądać co w trawie piszczy i czy nasze drzewka rosną (bo w międzyczasie, niestety bez mojego udziału, rękami Małżonki oraz teściów na działce zalęgło się jakieś 30 świerków, 2 jałowce i cuś tam jeszcze) i trochę okolicę zwiedzić. Tereny mamy mocno zielone, w zasięgu strzału z procy Górę Ossona no to wypadało się trochę rozejrzeć po okolicy. Inspekcja działki przebiegała gładko, nic w międzyczasie na niej nie wylądowało (tak, Góra Ossona słynna jest na całą Polskę z wizyt niezidentyfikowanych pojazdów latających) i wiosna powitała nas takim widokiem: W tle słabo widać kominy koksowni, która na szczęście modernizację przeszła niedawno i już nie smrodzi. Uwiecznić też chciałem małą fuszerkę geodety, który nam działkę wytyczał. Mianowicie na planie zaznaczył nam, że na zachodniej granicy drzewo rośnie. Jakiś czas zastanawiałem się, czy to moja pamięć jest aż tak dziurawa i go nie zauważyłem, czy też jemu coś się poprzestawiało. No i organoleptyczne badanie patrzałkami i obiektywem pokazało, że fakt, drzewko jakieś jest, ale jakieś 3 metry za granicą :/ I teraz trzeba będzie się zastanowić jak wytłumaczyć ewentualnej Inkwizycji Od Ochrony Drzew, że drzewo nóg dostało i za granicę się przeniosło? Emigrant jakiś? Z wizytą powyżej opisaną wiąże się jeszcze jedna historia, która dla Najstarszego na długo w pamięć zapadnie traumatycznymi wspomnieniami. Zwiedzając bowiem okolicę, oglądając tropy sarenek (tak, dzika zwierzyna u nas powszechna - sarny i zające już mieliśmy okazję widzieć mimo tego, że byliśmy na działce nie dłużej niż po godzinie za każdym razem) i ogólnie ciesząc się (znaczy Małżonka i ja, dzieci znacznie mniej) przyrodą, natrafiliśmy na miejsce, które stało się początkiem koszmaru dla Najstarszego. W miejscu tym bowiem jakieś nagłe nastąpiło zgrupowanie muszek, nie wiem, wylęgły się i z całej okolicy na sabat się zleciały czy inne zebranie latających terrorystów. I jeden taki latający kamikaze wykonał samobójczy nalot na lewe oko Najstarszego. Ryk nagły rozdarł ciszę, płacz i histeria. Terrorysta latający nie miał zamiaru opuszczać swojego celu i mimo prób moich usilnych coraz głębiej pod dolną powiekę się przesuwał. Wreszcie, jedną ręką trzymając ręce Najmłodszego, drugą trzymając go, żeby się nie ruszał, trzecią ręką trzymając mu powieki, czwartą ręką wyciągnąłem wreszcie intruza. Najstarszy ryczy (i nie dziwię mu się), Najmłodsza ryczy (solidarnie z Najstarszym), chcą natychmiast i w tej sekundzie być już w samochodzie, chaos, zagłada i apokalipsa. Zacząłem się rozglądać, czy Bladego Jeźdźca na szkieletowym koniu nigdzie nie widać, ale ryk dzieci zagłuszył ewentualny dźwięk trąb anielskich, więc nie wiem, czy koniec świata przyszedł ostatecznie, czy nie. Najstarszy oganiając się od much oczu nie chce otwierać, więc za rękę go prowadzę i wracamy do samochodu. Ale przecież nic nie może być proste - Najmłodszej zachciało się siku. No nic, uskrzydleni terroryści się przerzedzili, więc Małżonka z córą poszły na stronę, a synowi tłumaczę, że oczy może już otworzyć, tylko żeby się oganiał od much, żeby ciągle je z przed buzi przeganiał rączką. No i dzielne dziecko otworzyło oczka, macha rączką, ja się rozglądam czy dziewczyny wracają i... Ryk, płacz, druga apokalipsa przyszła. Murphy to jednak wredny sukinkot był. Najstarszemu drugi napastnik oko zaatakował! Tym razem błyskawicznie się z nim rozprawiłem, z zamkniętymi oczkami do samej działki już młody maszerował trzymając mnie za rękę. Po drodze jeszcze zapytał, czy ja aby na pewno wiem, którędy do samochodu, ale wybaczyłem mu chwilę zwątpienia, gdy sama natura się przeciw niemu zbuntowała. Gdy dotarliśmy do samochodu, dzieci się wtarabaniły pochlipując do środka, odpaliłem silnik i... RYK. Poprzednio Najmłodsza tylko solidaryzowała się z bratem, teraz to ona była inicjatorką partii wokalnej, godnej niejednej diwy operowej. Przyczyną ryku była maleńka muszka na szybie, z którą szybko i bezwzględnie się rozprawiłem, córa się nieco uspokoiła i tylko pochlipywała, więc odwróciłem się do kierownicy, chcę wrzucać bieg i... RYYYK. Nie zgadniecie... Druga muszka na szybie. Byłem litościwy, nie pokazałem dzieciom ile tych cholernych muszek latało za oknami przy lusterkach samochodu i odjechaliśmy wreszcie, ku uldze latorośli naszych. Młoda do dziś boi się nawet mrówek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...