Piszę bo mam nadzieję że komuś pomocne będą moje doświadczenia.
Ostatecznie sprawa "zakończyła się" tak że wezwałam kierownika budowy, który schody kazał oczywiście wyburzyć i postawić na nowo. Nadlewanie czy burzenie do połowy to takie ratowanie sytuacji które w przypadku położenia np. płytek doprowadziło by do ich pękania. Z resztą schody nie były na dole odpowiednio zakotwione. Poinformowałam "fachowców: że mogą schody naprawiać skoro chcą - burzą, robią szalunek który kierownik odbierze i potem zaleją betonem. Przestraszyli się i powiedzieli że schodów robić nie będą, i pieniądze wrócili - oczywiście nie całość ale szczerze nie chciałam ich już oglądać. Na dzień dzisiejszy mam wybrane schody drewniane i porównuję cenowo wersje samonośne, a obijanie nowych betonowych. Kierownik rozrysował mi schody na nowo - dużo łagodniejsze.
Co prawda nadal ich nie mam, ale wiem już co mam z nimi dalej robić. Niestety wizyta kierownika budowy zaowocowała problemem o wiele większym niż te marne schody, ale w tej sprawie podepnę się pod inny wątek lub zacznę kolejny pt: "Podłoga na stropie drewnianym"