Jestem tu krótko ale chcę powiedzieć o naszych psiakach. Pelagię oswajaliśmy ponad rok, dokarmialiśmy ją i jej dzieci, przechodziliśmy z mężem przez płot, mieszkała na dworze w pustym domu. Była bardzo przerażona, 10m to była dla bezpieczna odległość, bliżej nie mogliśmy podejść.Bała sie podniesionej ręki, gwałtownych ruchów.W końcu sama do nas przyszła.Jej dzieci trafiły do dobrych domków a Pelasia do nas.Bardzo mądra sunia.Pyzię zabrałam spod bloku, błąkała sie, mąż twierdział, że biorę czyjegoś psa ale mimo poszukiwań nikt sie nie zjawił, została poprostu wyrzucona. Kochana brązowiaczka. Przytulanka ciepełkowata. Pyzię wzięliśmy ze schroniska. Leżała w kącie w kojcu przesmutna, nie zabiegała o nasze względy, nawe główki nie podniosła. Ledwo co było ją widać. Pan ze schroniska przyniósł ją, gdy wzięłam ją na ręce wtuliła się z całej siły i tak wyszliśmy. Miała straszną biegunkę, niewiele jadła, wszystko przez nią przelatywało. Po serii zastrzyków apatyt się poprawił i trwa do tej pory aż nadto. A WY jesteście niesamowici , to wspaniałe, że jesteście.