Cześć! Jestem w trakcie remontu dużego pokoju. Na dwóch ścianach były pęknięcia tynku i w kilku miejscach się odparzył, więc poszedłem po bandzie i je rozkułem, a następnie wrzuciłem płyty gipsowo kartonowe. Tutaj póki co operacja przebiega elegancko. Problem pojawił się na ścianie, którą oszczędziłem. W sieci znalazłem jakiś poradnik na temat malowania ścian i było w nim napisane, że powinno się sprawdzić chłonność i trwałość powłoki. Chlusnąłem więc szklanką wody w ścianę i wszystko elegancko spłynęło. Przykleiłem taśmę w kilku miejscach i zdecydowanym ruchem oderwałem - tu też było wszystko ok. Zadowolony przystąpiłem do malowania podkładową Śnieżką i tu pojawił się zonk. W części będącej bliżej okna i rur stara farba zaczęła odchodzić po kilku przejazdach wałkiem, w innych miejscach z kolei elegancko pokryła stary kolor. Teraz pytanie. Czy jak dorzucę jeszcze kilka warstw podkładówki, to wszystko się wyrówna? Czy to może jednak zły pomysł i powinienem zedrzeć starą farbę na całej ścianie, nawet tam, gdzie trzyma jak skurczysyn? A może macie jakieś inne pomysły, co z tym fantem zrobić?