Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Kamas10

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    25
  • Rejestracja

Informacje osobiste

  • Mój klub zainteresowań
    Budowa - wymiana doświadczeń

Profil płatny

  • Kategoria
    usługi

Kamas10's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. Ktoś coś jeszcze poradzi? Zastanawiam się nad tym co napisałem wyżej, czyli czy ustawienie szaf na chłodniejszej ścianie, która wychodzi na zewnątrz coś pomoże? Ewentualnie czy ocieplanie ścian od środka ma sens? Wtedy ocieplać tylko ścianę mającą kontakt z zewnętrzem czy cały pokój? Na ile też może pomóc wykładzina na podłodze, tak by przykryć podłogę tam gdzie pokój znajduje się nad klatką schodową? Teraz co ciekawe od paru dni mam zakrytą całkowicie kratkę wentylacyjną w kuchni (na ogół mam zakrytą w połowie), bo robią remont w mieszkaniu powyżej i parę dni temu nie wiem czemu, ale doszło do jakiejś cofki i mi całą kuchnię zasypało sadzą... Więc parę dni jeszcze przetrzymam zasłoniętą kratkę. Ale mianowicie, kratka jest zasłonięta całkowicie (w niej jest zawsze bardoz, bardzo duży ciąg), a w sumie jakoś wielkich zmian z tego powodu nie widać. Choć fakt, że może jest trochę wyższa wilgotność i trochę cieplej, ale to równie dobrze może się wiązać z tym, że na zewnątrz też jest cieplej. Mimo tego zasłonięcia kratki, przy zamkniętych drzwiach (oba pokoje, łazienka) czuć pod spodem drzwi, po bokach (łazienka w otworze na dole drzwi) taki sam ciąg chłodnego powietrza.
  2. Nie mam pojęcia jakie tutaj mam tynki, wiem że dawniej tutaj były tapety, a po ich zerwaniu przed malowaniem była kładziona jakaś gładź, ale jaka to nie pamiętam. Bardzo prawdopodobne, że kwestia temperatur jest związana z brakiem ocieplenia, tylko w sumie, to w poprzednim mieszkaniu (stara kamienica) też ocieplenia nie było, a jednak taki problem nie występował. Hmm, tylko że jeśli to jest główny powód, to tak naprawdę nie mam chyba żadnego pola manewru, bo nie jestem w stanie samemu mieszkania ocieplić, chyba że w jakiś sposób od środka? Co do grzejników, to szczególnie w pokoju nr2 może być coś na rzeczy (tym nad klatką), jest on większy ok.17-18m2, a ma tylko jeden kaloryfer z 11żebrami, pod jednym oknem, natomiast w drugiej części pokoju, przy drzwiach balkonowych grzejnika nie ma. Właściwie to miałem się pytać jeszcze czy zmiana kaloryfera na te nowszego typu mogłaby coś dać? Kiedyś facet od kaloryferów jak zmieniał u mnie pokrętła, to powiedział, że taki byłby lepszy (ale też nie wiem na ile wierzyć, bo oczywiście może tylko tak powiedział by zachęcić do wymiany i mógł coś zarobić). Ewentualnie czy dałoby coś to co robią niektórzy czyli folia między kaloryferem, a ścianą? Podłogówka czyli ogrzewanie podłogowe? Jeśli tak, to oczywiście nie ma tutaj takich rzeczy. Wykładzin aż tak wiele nie ma. W pokoju nr2 mały stary dywan, pokój nr1 mniej niż pół pokoju wykładzina, wykładzina też na przedpokoju (ogólnie jednak nie są one najnowsze). Czyli jednak pomysł wykładziny w pokoju nad klatką, tak by przykryć podłogę w tym fragmencie gdzie pokój jest nad klatką, nie jest dobrym pomysłem? Odnośnie kwestii zdrowotnych, to szczególnie w okresie zimowym mam też duże problemy z flegmą w gardle, tak jest np. dzisiaj rano, gdzie mam masę takiej flegmy w gardle i odkrztuszanie specjalnie nic nie daje, bo napływa nowa. Taki ciekawy przykład był wczoraj. Wieczorem zdawało się, że jest jakoś dziwnie w pokoju, więc chcąc nie chcąc mimo niskiej temperatury na zewnątrz uchyliłem jedno okno (tak jak pisałem wyżej, staram się jak najmniej wietrzyć, by nie wywiewać wilgoci) i w pokoju zrobiło się przyjemnie. Oczywiście niestety zaczęła spadać wilgotność (do 40%), ale samo odczucie, czysto subiektywne, było takie, że w pokoju zrobiło się przyjemnie. Jednak trzeba dodać, że to otwarcie okna spowodowało to, że słychać było przy drzwiach wejściowych jak wiatr huczy na klatce schodowej. I jeszcze taka jedna rzeczy, o której nie wspomniałem wczoraj. Jest taka sytuacja, że często jak zamykam/otwieram drzwi w jakimś pomieszczeniu, to czuć taki opór powietrza. Zamykając drzwi jest takie wrażenie, oporu, tak jakby ściskania przez drzwi powietrza, gdy otwieram to też czuć lekki opór. Natomiast jeśli uchylę okno w pokoju, to wtedy ten efekt zanika, albo przynajmniej łagodnieje, że nie jest tak odczuwalny. Odnośnie postu jasiek71. Jeśli idzie o ocieplenie, to niestety nie ma takich szans, chyba że tak jak pisałem w jakiś sposób od wewnątrz. O wentylacji mechanicznej jeszcze nie czytałem, czy warto byłoby w taką wentylację założyć, tzn. czy faktycznie pomoże, bo inaczej jeśli nie będzie efektów, to szkoda by było kasy, bo chyba jednak to nie jest tania impreza z tego co tak na szybko przejrzałem. Fakt, najlepiej byłoby pokochać to co jest... W sumie nie miałbym z tym problemu, gdyby nie to że odbija się to jednak na zdrowiu. Często problemy ze snem, w tym mieszkaniu, suchość w ustach, co coraz częściej przekłada się na problemy z dziąsłami, też już straciłem sporo włosów, które są zniszczone, suche, skóra głowy sucha i tak sobie wypadają i mimo próbowania różnych środków, specjalnie nic nie pomaga. Tak więc gdyby nie to, to bym na pewno odpuścił.
  3. Witam Około rok temu poruszałem problem w innym wątku z wilgotnością, jednak teoretycznie sytuację udało się poprawić, ale właśnie tylko teoretycznie, bo wrażenie suchości mimo tego, że teoretycznie poziom wilgotności jest odpowiedni, cały czas się pojawia. Do tego nasiliły się problemy zdrowotne, dlatego postanowiłem założyć nowy wątek. A więc do rzeczy. Po pierwsze kwestia wilgotności. Rok temu zimną po zakupie higrometru okres grudzień, styczeń, część lutego miałem wilgotność na poziomie 28-33%, a w najzimniejszym okresie spadła nawet poniżej 20%. U mnie, jak i u innych domowników, a także psa, zaczęły się pojawiać różne problemy zdrowotne - suchość w ustach, suche, zniszczone włosy, suchość oczów, nosa, (to była już druga zima w tym mieszkaniu). Dzięki poradom jakie tutaj uzyskałem zrobiłem pewne rzeczy. Jako że ustaliliśmy tutaj, że mieszkanie jest przewentylowane (bardzo mocne ciągi w kratkach wentylacyjnych), więc po pierwsze uszczelniłem pianką szczeliny przy listwach w ścianach od zewnątrz, gdzie czuć było nawiew powietrza. Do tego uszczelniłem drzwi wejściowe, oraz silikonem szpary między ramami okiennymi, a ścianą. Do tego zacząłem nawilżać mieszkanie kładąc mokre ręczniki na kaloryfery, a do około maja (gdy kaloryfery zostały wyłączone), zacząłem nawilżać nawilżaczem, parę godzin pod wieczór. Kupiłem trochę kwiatków, które niby są polecane by trochę poprawić jakoś powietrza w mieszkaniu. Tak więc dzięki temu wszystkiemu od około połowy lutego zeszłego roku aż do dzisiaj, wilgotność w mieszkaniu nie spada raczej w pokojach poniżej 40%. Od początku sezonu grzewczego udaje mi się utrzymywać poziom wilgotności przeważnie ok.45%, czasem jest trochę mniej, czasem więcej. W lecie starałem się sporo wietrzyć, wilgotność trochę skakała, ale mniej więcej było to około 50% przeważnie Jednak mimo tego wszystkiego mam wrażenie, że... nic to kompletnie nie zmieniło. Mimo że wilgotność jest większa, przeważnie o około 12-15% niż rok temu, to kompletnie tego nie odczuwam, a problemy zdrowotne związane z suchością jak były, tak nadal są, właściwie to się jeszcze nasilają... I przyznam, że kompletnie zgłupiałem i nie wiem co jest powodem? W temacie napisałem o temperaturze, bo może to jest klucz? W zasadzie mam wrażenie, że cały czas coś jest w temacie temperatury nie tak. A mianowicie. Niby teraz w jednym pokoju jest ok.21stopni, choć nie ma się takiego wrażenia, wydaje się, że jest chłodniej, w drugim, który jest obok przeważnie jest ok.2,5-3stopni mniej i wrażenie jest podobne, czyli że jest chłodniej niż wskazuje temperatura. Ogólnie choć wiem, że może to brzmieć głupio czy paradoksalnie, kompletnie jestem skołowany jeśli idzie o temperaturę w tym mieszkaniu. W starym miałem w takim okresie ok.18-19stopni i może trzeba było być cieplej ubranym, ale było ok. Tutaj natomiast jest tak, że raz jest wrażenie, że jest ciepło, gorąco, zdecydowanie za gorąco, by potem mieć wrażenie, że jest jednak zimno. Czasem rano termometr pokazuje niższą temperaturę niż pod wieczór, a wydaje się że jest cieplej i nie ma problemu by chodzić w koszule z krótkim rękawem, a pod wieczór czy popołudniu, gdzie niby temperatura jest wyższa, trzeba się ubierać, bo jest wrażenie że jest chłodno. Gdy wchodzi się do mieszkania, to wrażenie jest bardzo dużego zaduchu, czuć że jest bardzo gorąco. Ten chłodniejszy pokój jest o tyle też dziwny, że hmm... nie wiem jak to opisać, ogólnie nawet nie chodzi o to, że czuć że jest chłodniej, bo tutaj ten chłód jest po prostu często taki jakiś nieprzyjemny, nawet czasem jest tak, że jak się otworzy okno i wchodzi trochę chłodnego powietrza z zewnątrz to ma się wrażenie, że robi się przyjemniej niż gdy było zamknięte. Ten chłód, który robi się w tym pokoju, jest taki jakby przeszywający, właśnie nieprzyjemny. I też kompletnie tego nie rozumiem. Ten pokój jest pokojem takim trochę narożnikowym, ale z zewnętrzem ma kontakt jedna ściana, trochę ukośna i ona jest jednocześnie skierowana tak na południowy-zachód. I może to jest kluczowe, jeśli chodzi o ten nieprzyjemny chłód, to ten pokój w połowie jest nad klatką schodową (to jest pierwsze piętro, wiec jest on centralnie nad klatką zaraz za bramą wejściową, która też jest bramą narożnikową (klata teoretycznie jest ogrzewana, ale jednak w budynku jest spory ruch, więc co jakiś czas ktoś wchodzi do środka). W lecie też jest problem z temperaturami, jest w mieszkaniu zdecydowanie za gorąco. I o ile w pokoju nr1, można nie otwierać okna, to w pokoju nr 2 (nad klatką) jeśli nie otworzę okna mimo gorąca, to robi się jeszcze większy piekarnik, otwarcie okna co prawda podnosi temperaturę, ale daje przyjemniej jakieś takie wrażenie przewiewu. Co ciekawe w lecie też jest tak, że mimo zbliżonej temperatury miedzy oboma pokojami, to pokój nr1 wydaje się być przyjemniejszy, a w pokoju nr2 panuje zaduch. Ech... ktoś ma jakieś pomysły jakie mogą być powody, że są takie problemy i mimo odpowiedniej wilgotności problemy zdrowotne związane z suchością się nasilają? Właściwie to nawet wiosna-lato, gdzie to powinno być dużo lepiej, nie do końca pomagają. Więc jak widać problemem nie do końca jest chyba sam poziom wilgotności, który tak jak piszę jest na odpowiednim poziomie od prawie roku. Nie wiem co o tym myśleć. Wentylacja w mieszkaniu na pewno jest dobra, nawet chyba nadal za silna, ciąg jest mocny, kominiarz powiedział, że wszystko w porządku. Choć w sumie właśnie w kratkach dalej ciąg jest bardzo mocny, więc może w dalszym ciągu mieszkanie jest bardzo mocno nieszczelne? Tylko już nie wiem gdzie szukać tych nieszczelności, bo przecież też nie można chyba tak wszystkiego uszczelnić żeby kompletnie nie dopływało powietrze z zewnątrz (teraz zimą okna uchylam tylko na bardzo krótko, czasem w niektóre dni nie otwieram w ogóle). Może powodem jest wysoka temperatura? Tylko z drugiej strony 21stopni to chyba nie są jakieś wartości ekstremalne, więc raczej to odpada. Może problemem są spadki wilgotności? Przeważnie nawilżam wieczorem, na noc wyłączam, więc w nocy (zależnie od nocy oczywiście) wilgotność spada o 2-3%, czasem jak ostatnie noce nawet i o 5-6%. Z drugiej strony jednak były takie noce, gdzie miałem problemy ze snem, a poziom wilgotności spadł może o 1% (te problemy to suchość w gardle - teraz to praktycznie co nos mam z tą suchością problem,, często wrażenie że jest za gorąco - nawet uchylałem okno, choć teoretycznie temperatura wcale jeśli chodzi o wskaźnik, to w nocy nie wzrosła..., to była kwestia odczucia, czysto subiektywna, że jest za gorąco, z drugiej strony po otwarciu oczywiście zimne powietrze się wysuszało i za dużo to nie dawało na problemy z suchością) Jest też na pewno coś na co zwróciłem uwagę już od jakiegoś czasu, a mianowicie gdy się idzie przez mieszkanie, to ma się wrażenie jakby rozbijania powietrza, tzn. coś takiego jak się np. jedzie rowerem i powietrze się rozchodzi na boki, owiewa człowieka, po prostu jak się idzie to czuć taki właśnie powiew, gdy się np. siedzi i ktoś przejdzie obok, to czuje się taki powiew zimnego powietrza. Może to jest przyczyna? Ciągły przeciąg w mieszkaniu? Tylko tak jak pisałem nie wiem już co jeszcze można uszczelnić? Na pewno ciągi są mocne, przykład czyli otwarcie balkonu w kuchni powoduje, że jak stanie się przy drzwiach wejściowych do mieszkania, to słychać przy nich świsty, a otwarcie drzwi powoduje mocny przeciąg, do tego jak ktoś wchodzi do budynku i otwiera drzwi wejściowe, to wtedy słychać czasami, że powietrze napiera na drzwi wejściowe u mnie w mieszkaniu. Podobnie jest jak otworzę okno w pokoju i zamknę drzwi to słychać jak w pokoju wiatr hula i to zarówno w jednym, jak i w drugim pokoju. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że z kwiatkami też mam problem, a mianowicie często robi mi się na wierzchu pleśń... Nie wiem czy to coś ma wspólnego z warunkami w pokojach czy jest to kwestia jakieś trefnej ziemi. Bedę wdzięczy za jakieś pomysły. Budynek nie jest ocieplony, to nie jest blok, kamienica też tak średnio, budynek z ok.1930, choć na pewno mu bliżej do kamienicy niż do bloku. Pokoje od strony południowej i ten narożnik trochę na zachód, wejście do pokoju nr2 jest tylko z pokoju nr1. Ściana która wychodzi na zewnątrz od tego połuniowego-zachodu nie jest osłonięta, tzn. na przeciwko park, narożny balkon (nad klatką schodową) , który jest lekko na zachód jest skierowany na dość długą ulicę (pewnie to nie sprzyja, bo jak wieje to jest piękny ciąg). Kuchnia jest od północnego-wschodu, na podwórko typu studnia. Kuchnia zimą jest najcieplejsza i ma najmniejszą wilgotność. Myślałem co można by zrobić i mam parę pomysłów, będę wdzięczny jeśli ktoś się do tego odniesie. 1. Może warto położyć wykładzinę, dywan na podłogę w tym pokoju nad klatką schodową? Teoretycznie nie czuć jakoś by od podłogi ciągnęło, ale w sumie nie wiem. Podłoga w tym pokoju bardzo wolno schnie po myciu, całe czas też mam wrażenie, że jak np. rozwieszę pranie w pokoju, to widać lekkie ruchy, więc może jakiś ciąg jest? Może trzeba odizolować pokój trochę od tej klatki? Tylko nie wiem czy cienka wykładzina coś by dała? Na jakieś większe inwestycje z podłogą nie ma szans. 2. Dalsze uszczelnianie. Mam na myśli okna. Na pewno jest jeszcze szczelna między ramą okna a parapetami, tylko nie wiem czy silikon by coś dał, czy lepiej pojechać pianką, kosztem nawet tego że będzie to gorzej wyglądać, ale będzie skuteczniejsze? W sumie to myślę by całe okno dookoła pociągnąć pianką (aktualnie szczelina między ramą, a ścianą jest uszczelniona silikonem). Nie wiem jak natomiast uszczelnić same okna, bo czuć że lekko przez nie nawiewa, tylko właśnie myślałem że taki lekki nawiew powinien być, by jakieś powietrze do mieszkania dochodziło, ale teraz sam nie wiem, może uszczelnić mocniej. Tylko wtedy trzeba by wymienić uszczelki w oknach? Niby czytałem, że można jakąś śrubą zwiększyć nacisk, ale próbowałem w jednym oknie i nic to nie dało, a w innym były jakieś inne dziwne śruby (mam dwa różne typy okien), do którego nie miałem śrubokrętu. Hmm od okien często czuć że ewidentnie nadal ciągnie, więc może tutaj jest nadal problem, firanki się ruszają i czuć taki lekki powiew, ale też nie wiem czy to nie bierze się od szyb, które są bardzo, bardzo zimne, może zamontować rolety od wewnątrz i wtedy by od nich tak nie ciągnęło? Dodam, że odkąd tej zimy mam odpowiednią wilgotność, to otwarcie okna, gdziekolwiek kończy się bardzo mocnym zaparowaniem jego zewnętrznej strony. Kilka razy też się zdarzyło, że pojawiła się para, woda, na szybie od strony wewnętrznej na dole, szczególnie w rogach. 3. Myślałem też nad ścianami, ale nie wiem czy to może być problem? Niby są chłodnawe, ale w sumie w starymi mieszkaniu też były chłodnawe, wiec czy tutaj może być problem? Rozważam by po prostu przenieść szafy na tą zewnętrzną ścianę (aktualnie nie ma na niej większych mebli). Czy takie zasłonięcie mogłoby coś pomóc? Będę wdzięczny za odpowiedzi. Pozdrawiam
  4. A jacy eksperci mogliby coś w tej kwestii stwierdzić? Na dzień dzisiejszy wiem tyle, że z tygodnia na tydzień mieszkanie jest coraz bardziej uciążliwe. Ostatnie dni gdy było trochę cieplej, to poziom wilgotności w granicach 55-62%, przy uchylonym oknie, szczególnie rano widać, że otwarte okno powoduje wzrost wilgotności. Wczoraj jednak już popołudniu zaczęła spadać, a w nocy zleciała do 51% (przy uchylonych oknach), przy okazji była powtórka z rozrywki czyli problemy ze snem, suchość gardła - jak widać jest to jednak bardziej kwestia nie samej wartości wilgoci, a tego że powietrze w mieszkaniu się wysusza (wieczorem było 59%). Temperatura oczywiście daje w kość, w mieszkaniu jest w ciągu dnia ponad 24stopnie, w nocy ponad 22, mimo uchylania okien, wietrzenia itd. Kupiłem też nawilżacz, tak jak wspominałem i na ogół codziennie wieczorem nawilżam, podnosząc wilgotność do ok.58-60% na noc. Szczerze mówiąc to jakoś straciłem wiarę, że coś uda się tutaj zrobić i za bardzo nie rozumiem, że wilgotność na niezłym poziomie, ale mieszkanie nadal jest średnio przyjemne...
  5. A mógłby mi ktoś odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie, które mnie nurtuje. Chodzi mianowicie o taką rzecz, która zdarza się raz na jakiś czas, a powtórzyła się dziś w nocy po dłuższym okresie, można powiedzieć, że już symptomy tego były przez cały wczorajszy dzień. Chodzi o to, że mimo tego, że poziom wilgotności w sobotę był nawet 58%, potem spadał, tak że wczoraj był w okolicach 50%, jak szedłem spać 52%, temperatura utrzymuje się na mniej więcej też podobnym poziomie i jest to 21.5-22stopnie., to jednak mimo tego wszystkiego już wczoraj miałem problemy z suchością w gardle i suchością oczów, a punkt kulminacyjny to była noc, gdzie tak jak to kiedyś wspominałem po prostu nie mogłem spać, taką miałem suchość w ustach, a do tego wydawało mi się, że jest za gorąco, to była masakra, bo teraz czuję się jakby przejechał po mnie czołg. Problemy ze snem mieli dzisiaj wszyscy domownicy (mniejsze, bądź większe), do tego od wczoraj bardzo dziwnie zachowywał się także pies - ciągłe mlaskanie, niespokojność, problemy z przełykaniem, które w nocy osiągnęło wyżyny i go po prostu nosiło. I tak jak pisałem jeśli idzie o wskaźniki, to nie ma większych zmian w ostatnich dniach (wilgotność nie spadała nagle do 30%, temperatura też stoi w tym samym przedziale), w zasadzie to przecież niby jest 50% wilgotności, a nie powiedzmy 30% jak było zimą, to skąd takie problemy? Jednak nie da się ukryć, że coś to musi powodować, bo co prawda niby wskaźniki pokazują to samo, ale jednak to że problem dotyczy wszystkich domowników, chyba o czymś świadczy. Mi nie przychodzi nic do głowy, próbowałem znaleźć jakieś zależności z poprzednimi takimi sytuacjami, ale wtedy wilgotność była na poziomie 30%, i wygląda, że to nie za bardzo o poziom wilgoci w domu chodzi, skoro coś takiego dzieje się przy różnych wartościach. To co się dziś działo to była masakra. Jedyne co mi przychodzi na myśl, to może ochłodzenie na zewnątrz powoduje takie sytuacje? Kiedy temperatura nagle wyraźnie spada? Z drugiej strony przecież zimą było zimniej niż np. dzisiaj. A nawet jeśli to jest przyczyny i powodem jest napływ zimnego powietrza z zewnątrz i jego wysuszenie w mieszkaniu, to czemu tego nie widać na wskaźnikach, zarówno jeśli idzie o temperaturę (nie spada, raczej wszystko jest stałe, rano mniejsza, potem rośnie, po południu jest najwyższa, wieczorem trochę spada, ale to wszystko w zakresie 0,7stopnia), jak i wilgotność (podobnie rano po nocy mniejsza, do południa rośnie, potem popołudniu trochę spada, na wieczór rośnie trochę znowu, tutaj zakres jest różny ale przeważnie ok.2-4%)? Poza tym w dawnym mieszkaniu miałem okna drewniane, wiec wydaje mi się, że były mniej szczelne niż te tutaj (zimą nawet pierwsza szyba czasem zdarzało się, że zamarzała od środka), a takich akcji nie miałem nigdy, mimo że mieszkałem tam 25lat..., zresztą ja tam nawet w chłodniejsze dni więcej wietrzyłem niż tutaj. Już sam nie wiem co robić i trochę zgłupiałem, bo myślałem, ze problem to przede wszystkim niska wartość wilgotności, ale jak się okazuje nie tylko to jest problemem. Z temperaturą w mieszkaniu też jest ciekawa sprawa, bo tak naprawdę często nie czuć do końca tych 22stopni, często wrażenie jest, że jest chłodniej, choć może to kwestia tego, że człowiek już przywykł? To że jest zaduch i gorąco w mieszkaniu odczuwa się tylko, gdy wchodzi się do mieszkania z zewnątrz, przejdzie z jednego pokoju do drugiego, albo coś się robi, np. sprząta, wtedy człowiek ma dość., no i rano jest to odczuwalne po nocy. Byłbym wdzięczny za jakaś odpowiedź.
  6. Tak, zdaję sobie sprawę, że określenie "zaduch" jest trudne do sprecyzowania i trudno dokładnie oddać to o co mi chodzi Próbując uściślić, to jest po prostu takie wrażenie, odczucie, że jak mam uchylone okno tak jak teraz, to czuję powietrze, jest przyjemnie, jak zamknę to bardzo szybko zrobi się takie wrażenie jakby powietrze było zastane, brakuje mu jakiejś takiej świeżość, sprawia wrażenie takiego ciężkiego. Czy może to być kwestia czegoś w mieszkaniu? Nie wiem... Wykładzin bardzo starych nie mam, kurz na ścianach jest możliwy, bo to mieszkanie bardzo lubi kurz i szybko się pojawia, dlatego ostatni okres to takie porządne sprzątanie całego mieszkania. Niestety tak jak wspominałem, rolety zewnętrze mimo że pewnie by się przydały niestety w tym budynku nie przejdą.
  7. Faktycznie trochę długo się zbierałem na nawilżacz , ostatnio próbowałem radzić sobie ręcznikami na kaloryferach, ale akurat była promocja więc kupiłem. Tzn. teraz nie będzie potrzebny? Myślałem, że jednak będzie, bo wilgotność jakoś nie wzrasta, mimo że już nie grzeją, że na zewnątrz ciepło. Jak tylko otwieram okna rano to wilgotność leci z 40-41% do 35-38%, zależnie od dnia.
  8. Dzięki za wyczerpujące odpowiedzi. Sytuacja wygląda tak, że zakupiłem już nawilżacz, muszę go jeszcze odebrać i zobaczymy co będzie. W każdym razie na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że mam wilgotność w ciągu dnia przy otwartych oknach (właściwie są uchylone przez większość dnia) ok.35-40% (jak widać chyba w lecie specjalnie lepiej nie będzie, bo mimo że na zewnątrz ciepło, to ewidentnie widać, że otwarcie okien powoduje nadal spadek poziomu wilgotności), natomiast temperatura wynosi ok.22-24stopni. .Kratki wentylacyjne dalej mam zasłonięte tak ok.połowy do 3/4, i kratki nadal dość mocno ciągną powietrze. Kaloryfery w większości wyłączone (dwa w kuchni i łazience grzeją jeszcze w nocy, bo nie mam tam pokrętła do regulacji). Tak jak piszę, niby okna otwarte, niby czuć ewidentnie, że jest przeciąg, jednak w mieszkaniu jest dość duszno, a rano (na noc póki co jeszcze okna zamykam) jest wrażenie jakby mieszkanie było nie wietrzone przez kilka dni. Ok, rozumiem, czyli teraz następuje tak jakby odwrót i skoro zimą mam przewentylowane, to teraz im będzie cieplej tym z wentylacją i przewiewem będzie gorzej, bo jej działanie będzie słabe lub żadne? Tylko jednak póki co tak jak pisałem kratki wentylacyjne ciągną cały czas powietrze dość mocno i to za dnia. Noce też jeszcze są wyraźnie chłodniejsze niż dzień, więc czy to już pora by rozszczelnić mieszkanie, odsłonić całe kratki, otworzyć nawiewniki w oknach? W sumie to nawet zastanawiam się czy już nie spać przy uchylonym oknie, bo rano jest w mieszkaniu niezbyt przyjemnie. Hmm, co prawda to raczej nie jest blok, a bardziej kamienica z lat 30, jednak z zapachami jest dość podobnie, tzn. czuć je czasami w pokoju położonym najdalej od kuchni. Kaloryfery natomiast mam starego typu, była nawet kwestia by wymienić je na te nowe, ale póki co zostałem przy starych. Co do tynków to do końca nie jestem pewny jaki są. 2 lata temu większość pomieszczeń, ścian miała nakładaną gładź. Co mnie zawsze ciekawiło, po pokryciu farbą w przeciągu jakiegoś pół roku w wielu miejscach na ścianach porobiły się takie małe kropki, dziurki, ale nie mam pojęcia czy to mogło mieć jakiś związek z poziomem wilgotności w mieszkaniu? Jakoś specjalne nad tym się nie zastanawiałem nigdy. Mieszkanie nie należy do nowych, to nie nowe budownictwo, ale tak jak wspominałem, okna są nowe, plastikowe, jednak dość nieszczelne. Drzwi wejściowe są stare i bardzo nieszczelne. Tylko jeśli chodzi o drzwi, to widać po śladach na zewnątrz, że akurat przez nie powietrze jest raczej wywiewane z mieszkania, zresztą gdy są otwarte okna, to otwierając drzwi robi się bardzo mocny przeciąg. Ogólnie w tym mieszkaniu przy otwartych oknach są często bardzo duże przeciągi, czuć to zamykając drzwi w pokoju, widać to czasem gdy drzwi balkonowe się zamykają, ale jednak tak jak piszę - niby przeciągi są, a ma się wrażenie, że brakuje trochę świeżego powietrza... Efekt szklarni, hmm to w sumie może być właśnie główny problem z temperaturą w tym mieszkaniu. Choć ono samo w sobie jest ciepłe, nawet w dni bez słońca, to jednak jak jest słonecznie, to słońce bardzo mocno nagrzewa pokoje (oba od południowej strony i właściwie słońce jest przez większą część dnia. Odnośnie okien, to zastanawiałem się czy rolety coś dają, tzn. w sensie czy lepiej sprawdzają się niż zasłony? Teraz mam zasłony, więc jak jest mocne słońce, to zasłaniam, ale efekt i tak jest dość marny, widzę że niektórzy mają w oknach właśnie rolety, ale nie wiem czy warto wkładać w nie kasę jeśli efekt ma być porównywalny do zasłon. Co do rolet zewnętrznych to niestety nie ma takiej możliwości. Mieszkam w mieście, budynek natomiast jest dość duży, naprzeciwko nie ma budynków, nie jest przez nic osłonięty, więc w sumie przy słonecznym dniu przez cały dzień ściany są nasłoneczniane.
  9. A takie pytanie trochę z innej beczki, które przychodzi coraz bardzie do głowy w ostatnich dniach, a nie wiem czy ma to związek z poziomem wilgotności. A mianowicie czemu w mieszkaniu ma się wrażenie tak jakby nie było ono wietrzone przez kilka dni, jakby się było w jakiejś próżni? Wstając rano odczucie jest takie jakie miałem, gdy do starego mieszkania wracałem po kilku dniach i przez te parę dni nikt mieszkania nie wietrzył. Dlaczego mimo tego, że mieszkanie od kilku dni już regularnie wietrzę, bo zrobiło się cieplej to jest jak jest? Temperatura na poziomie 22-24stopnie, a w mieszkaniu mimo, że okna były otwarte, to za jakiś czas po zamknięciu tego kompletnie nie czuć. Mieszkanie z tego co w tym wątku padało jest przewentylowane, czyli świeże powietrze się zbyt szybko z mieszkania ulatnia, dlatego jest takie, a nie inne odczucie? Tylko w takim razie nie wiem co można zrobić, bo kratki wentylacyjne są częściowo zasłonięte, jeszcze mam zamiar uszczelnić drzwi wejściowe, ale nie mam pojęcia którędy jeszcze powietrze może uciekać.
  10. Mam nadzieję że ktoś jeszcze odpowie na moje pytanie i pomoże mi zrozumieć pewną rzecz, ale po kolei. Po prawie 3tygodniach nawilżania udawało się spokojnie, regularnie utrzymywać wilgotność na poziomie 39-41% (oczywiście zdaję sobie sprawę, że na zewnątrz jest cieplej, więc to też swoje robi). Od 2-3dni wilgotność wzrosła, dochodzi wieczorem nawet do 44-45%. Mimo wszystko raczej zdecyduję się na nawilżacz, bo i tak z tego wynik, że w najzimniejsze dni będzie potrzebny. I teraz moje wątpliwości na które mam nadzieję ktoś odpowie. Kompletnie nie potrafię załapać zależności: poziom wilgotności, odczucie wilgotności, temperatura w mieszkaniu, temperatura odczuwalna w mieszkaniu. Chodzi mi o to, że mimo utrzymywania wilgotności na tym poziomi ok.40% parę dni temu miałem 2noce z rządu, gdzie po prostu nie mogłem spać, suchość w gardle, suchość w nosie, do tego nie tylko ja miałem ten problem, co też przyczyniło się do problemu ze spaniem, bo tak samo reagował mój pies, który kompletnie nie mógł sobie znaleźć miejsca. Problemy w nocy pojawiają się przeważnie ok.2.30-3 i potem trudno zasnąć, co ciekawe z jednej strony mam wtedy wrażenie, że jest cholernie ciepło, jednak jak zrzucę kołdrę, to znowu mam wrażenie, że jednak wcale tak nie jest. Dlaczego tak się dzieje mimo, że poziom wilgotności był taki sam jak w innych dniach? Co może być przyczyną? Temperatura w mieszkaniu też wtedy była zbliżona. Jedynie na zewnątrz w te dni było chłodniej czy to może być przyczyną? Tylko znowu przecież były w tym rok dni chłodniejsze, a takich problemów nie było. Kolejna kwestia to ta "sauna", którą mam w mieszkaniu. I znowu kwestia tego co jest na termometrach, a tego co odczuwam. Dziś rano miałem 20,5C, natomiast czułem się jak w saunie właśnie, kompletny brak powietrza, nie ma czym oddychać, jak na chwilę wyszedłem z mieszkania to po powrocie, po otwarciu drzwi miałem zderzenie ze ścianą zaduchu. A niby było 20,5C gdy w poprzednie dni było przeważnie ok.21,5-22C i mimo że zaduch oczywiście był (taki urok tego mieszkania), to nie był tak uciążliwy jak dziś. Jaka tutaj jest przyczyna? I W ogóle jak to jest z tym zaduchem? Dlaczego mimo wysuszenia mieszkania, czyli jego nieszczelności, mimo że dużo powietrza do mieszkania się dostaje z zewnątrz, to jest taki zaduch? Dlaczego mimo podniesienia poziomu wilgotności nic w tej kwestii się nie zmieniło? Niby 40% wilgotności to chyba już nie jest jakiś bardzo zły poziom na taką porę roku i ogrzewane kaloryferami mieszkanie? Czy sprawa zaduchu jest związana z tym, że powietrze do mieszkania dostaje się nieszczelnościami i równie szybko jest z niego usuwana, dlatego ma się wrażenie, że nie ma czym oddychać? Czy z tego powodu gdy się chwilę wywietrzy mieszkanie, to po paru minutach ma się wrażenie, że się mieszkania wcale nie wietrzyło, bo znowu jest zaduch? Dodam, że są też dni kiedy ta sama temperatura 21,5-22C jest zupełnie różnie odczuwana, czasem wydaje się, że jest strasznie gorąco, a czasem wydaje się, że jest chłodniej. Czy problemy z suchością mieszkania mogą być też związane z tym, że mieszkanie przez 2-3lata stało puste, ale ogrzewane, nie wietrzone? Byłbym wdzięczny za odpowiedź, pozdrawiam.
  11. Ok, tak więc od wtorku próbuję nawilżać mieszkanie. Wygląda to mniej więcej tak. We wtorek było 30-31%, nawilżając udało się dobić do wieczora do 40%, spadło do 39%. Środa była najlepsza, udało się dojść do 42%. Niestety od nocy ze środy na czwartek wilgotność powoli spada, czyli wczoraj utrzymywała się na poziomie 38%, dzisiaj też było 38%, ale przed chwilą już 37%. Oczywiście w nocy wilgotność spada (brak nawilżania) o około 1-2%., jednak pierwsze nawilżenie rano pozwala znowu ją dość szybko podnieść do poziomu z wieczora poprzedniego dnia. Na pewno trzeba wziąć pod uwagę, że kaloryfery słabiej grzeją niż we wtorek i środę, może jakiś wpływ ma też mocny wiatr w ostatnich dniach? Mam parę pytań po tych dniach. 1. Jak jeszcze można próbować podbić wilgotność? Nie wiem, ale myślę że tak 45-50% utrzymujące się w miarę regularnie powinno być w miarę ok. Tutaj widać, że udało się podnieść wilgotność myślę, że o ok. 8-10% (spadek w ostatnie dni pewnie znaczy, że gdybym nie nawilżał, to byłoby gdzieś 28%.), jednak cały czas mam wrażenie, że to za mało, zważywszy na fakt, że nie ma mrozów, gdyby były mrozy, to pewnie miałbym z tym nawilżaniem ok.30-32%. Oczywiście jest opcja nawilżacza, ale na razie jeszcze się wstrzymuję. Też prawda taka, że akurat ostatnie dni miałem możliwość cały czas na bieżąco w ciągu dnia moczyć ręczniki, na co dzień niestety nie jest to możliwe. 2. Mam też problem z kaloryferami, sam za bardzo nie wiem co robić przykręcać, nie przykręcać (aktualnie są przeważnie na 4, tak by grzać ręczniki, przykręcenie do 3 powoduje, że już grzeją bardzo słabo)? Zresztą tak jak pisałem wcześniej, gdy jest cieplej, to w ciągu dnia grzeją słabiej same z siebie. Słabsze grzanie czy moje przykręcenie powoduje, że ręczniki wolniej schną, tak więc też wilgoci jest mniej. Z drugiej strony jest ogromny problem w mieszkaniu w ostatnich dniach (ograniczyłem wietrzenie do totalnego minimum, uchylanie okna na chwilę), dziś i wczoraj jak się wchodzi to czuć potworny zaduch (niestety w tym mieszkaniu to standard, ale rok temu w marcu jeszcze aż tak źle nie było, dopiero w późniejszych miesiącach), po prostu jest koszmarnie. Temperatura pokazuje dzisiaj nawet ponad 23stopnie, regularnie ostatnio jest 21,5 (rano) -22,5 (popołudniu, wieczór), może nie są to jakieś ogromne wartości, ale odczucie jest fatalne, ciężko w mieszkaniu wytrzymać, zdecydowanie przyjemniej jest na zewnątrz (dzisiaj w nocy też było źle). Pytanie co robić? Przykręcić mocniej kaloryfery? Zakręcić kaloryfery całkowicie? Tylko że wtedy jak nawilżać jeśli ręczniki będą słabo schły? Otwierać okna? Chętnie bym tak zrobił, w poprzednim mieszkaniu przy takiej pogodzie jak dziś miałbym okno uchylone przez parę godzin, tylko że tutaj przy suchym powietrzu w mieszkaniu, powietrze staje się oczywiście jeszcze bardziej suche. I tak źle i tak nie dobrze. 3. Kolejne moje pytanie trochę powiązane z pytaniem nr2. Chodzi mi o to co robić w kolejnych tygodniach, miesiącach? Na zewnątrz będzie coraz cieplej, kaloryfery będą grzać słabiej, a w końcu przestaną , czy sam je po prostu przykręcę nie mogąc wytrzymać i teraz pozostaje pytanie jak nawilżać mieszkanie bez nawilżacza (chyba że jednak pozostaje go kupić), bo ręczniki schnąć nie będą tak szybko i jak sprawić by w mieszkaniu nie było takiego nieznośnego zaduchu (póki co klimatyzator odpada). Oczywiście miesiące takie jak czerwiec, lipiec, sierpień, pewnie część maja, to można już wietrzyć dłuższy czas, ale co z całym marcem, co z całym kwietniem? Co robić by zapewnić sobie w miarę komfort w mieszkaniu? I co mi się jeszcze nasuwa, to to mieszkanie zdaje się być jak piekarnik. Dziś jest 23stopnie, w lecie (nie w jakieś wielkie upały) jest 25stopni. Tak więc jest w nim ten zaduch, jest zbyt ciepło, ale jeśli dobrze zrozumiałem na czym polega wilgotność względna, to skoro to ciepło w nim się utrzymuje (nawet gdy już nie grzeją kaloryfery), to jeśli sobie będę wietrzył cały dzień np. w kwietniu czy maju, a na zewnątrz będzie dajmy na to 15-18stopni, to będę mieszkanie nadal wysuszał, więc jak to można rozwiązać?
  12. Ok, w takim razie postaram się kupić jeszcze jakiś jeden higrometr by sprawdzić czy to coś z nim jest nie tak czy Dzisiaj pokazuje mi trochę więcej niż w mieszkaniu (a tak w ogóle to jakie wartości powinien pokazywać na zewnątrz? Na prognozie pogody widziałem, że dziś ok.15 jest 65% wilgotności względnej, więc rozumiem, że taką wartość powinien mi pokazać higrometr?). Poczytałem o wilgotności względnej, czyli rozumiem ze okien nie otwierać, a jeśli tak to tylko na bardzo krótko. A jak wilgotność względna wygląda gdy wyłącza się ogrzewanie? Niby teraz sam przez kilka dni miałem przykręcone centralne o 1-1,5 stopnia, do tego u mnie w budynku jest tak, że gdy robi się cieplej to słabiej grzeją, tak więc ogrzewanie jest mniejsze, do tego na zewnątrz cieplej, czyli powietrze dostające się do mieszkania jest cieplejsze, więc choćby minimalnie poziom wilgotności w mieszkaniu powinien wzrosnąć? Na razie utrzymuje się ciągle na takim raczej standardowym poziomie 30-31%. Z drugiej strony z tego co zrozumiałem, to kaloryfery nie są bezpośrednią przyczyną suchości powietrza, bo głównie chodzi o różnice temperatur, wiec w mieszkaniu mimo wszystko nadal jest ciepło, czyli powietrze ogrzewane z zewnątrz się wysusza. Tylko jak w takim razie jest w miesiącach cieplejszych? Skoro w mieszkaniu mam 21-22stopnie (w cieplejsze miesiące to jest przeważnie ok25stopni), to znaczy, że dopiero gdy taka sama temperatura będzie panować na zewnątrz, to wtedy powietrze z zewnątrz nie będzie wysuszane? Wiem, że trochę zamęczam tutaj pytaniami, ale już tak mam, że jakoś muszę choćby spróbować dowiedzieć się dokładnie co i jak.
  13. Ok, dzięki, zobaczę co to da i się odezwę. A co myślisz o nawilżaczu? W sumie to skłaniam się do tego co parę osób pisało wcześniej i szykuję się do kupna, jednak z drugiej strony zastanawiam się na ile to coś da skoro wilgoć jest tak szybko z mieszkania usuwana. Czy to nie będzie taka trochę walka z wiatrakami, nawilżacz będzie chodził cały czas, a i tak mało to pomoże. Mam jeszcze pytanie odnośnie wietrzenia. Czy teraz, gdy na zewnątrz robi się przyjemnie, powietrze jest cieplejsze można dłużej wietrzyć mieszkanie? Kaloryfery lekko przykręciłem. Przy uchylonym oknie w mieszkaniu robi się przyjemniej, czuć trochę świeżości w pomieszczeniu, tylko oczywiście wiąże się to ze spadkiem wilgotności... Jednak rozumiem, że jak będę nawilżał ręcznikiem, firankami, to powinienem przez te dni mieszkanie trzymać szczelnie zamknięte? Z drugiej strony teraz gdy uchyliłem na chwilę okno w pokoju, to mimo, że w całym mieszkaniu pozostałe okna pozamykane, to drzwi od pokoju się tłuką, więc chyba nie jest to dobry pomysł. A na koniec chciałem się jeszcze spytać o poziom wilgotności na zewnątrz. Wszędzie czytam, że zarówno w zimie, jak i gdy jest cieplej wilgotność na zewnątrz jest dużo wyższa niż w pomieszczeniach. Wczoraj z ciekawości wyszedłem na balkon sprawdzić jaka jest wilgotność i pokazywało mi mniej niż w pomieszczeniu, bo w przedziale 20-25%. Czy to możliwe, czy coś z higrometrem jest nie tak?
  14. To jak mam to "zobaczyć"? Tak jak pisałem, próbowałem chodzić i sprawdzać świeczką, tak jak znalazłem kiedyś tutaj na forum instrukcję, ale szczerze mówiąc i tak poza tym, że zobaczyłem, że jest mocno ciąg w kratkach, to nie wiedziałem co z reszty wynika.
  15. Tylko czy jest szansa by jakoś całkowicie problem wyeliminować. Tak jak pisałem, przy listwach uszczelniłem, pewnie coś to dało, ale jak widać niewystarczająco. Kratki przysłoniłem. Próbowałem jakiś czas temu przez kilkanaście dni nawilżać stawiając pojemniki z wodą na kaloryferach, ale efektu nie było żadnego. Jeśli idzie o chodzenie po mieszkaniu ze świecą, to przyznam, że chodziłem ale byłem skołowany. Mogę powiedzieć na 100% to co napisałem, płomień mocno przyciągany do kratki wentylacyjnej. Przy chodzeniu po mieszkaniu płomień mocno odchylał się w progu pokojów w stronę kuchni/łazienki czyli do kratek, u góry płomień szedł w stronę pokojów, przy otwartych drzwiach balkonowych zarówno w kuchni jak i pokoju najdalej położonym, płomień w progu między pokojami mocno się uspokajał. Aktualnie przykręciłem lekko kaloryfery, efektu żadnego raczej nie obserwuję, cały czas 31% w pokoju. Hmm, nie wiem co jeszcze można uszczelnić? Bo jak widać w dalszym ciągu gdzie musi ciągle sporo powietrza nawiewać. Nie znalazłem w mieszkaniu jakichś takich kolejnych miejsc gdzie powietrze mocno by napływało do środka (od listew było to czuć bardzo mocno, myślałem, że uszczelnienie pomoże). Zostają jeszcze okna, niby plastikowe, ale czasem czuć, że od nich ciągnie. Nie wiem jednak jak je uszczelnić, bo próby regulacji śruby docisku nie przyniosły praktycznie żadnego efektu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...