Było super extra.....
Poznałam obecnych i przyszłych sąsiadów....
Wymieniliśmy poglądy i doświadczenia....
Czekamy na wiosnę, żeby spotkać sie na "majówce"
Dawno mnie tu nie było i nic nie pisałam, ale co było pisać kiedy na budowie nic sie nie działo!!!!!!!!!!!!! i nadalnie dzieje................
Ponad dwa miesiące walczyłam: z bankiem w sprawie kredytu, z architektem w sprawie projektów zamiennych, z firmą DragonGaz o zbiornik gazowy (nigdy i nikomu nie polecę TEJ firmy - bardzo niekompetentni pracownicy) - pieniążki zainkasowali a praca w lesie.... od 14 sierpnia nic nie załatwili.... z Prezesem żeby wreszcie zaczął robić dach - bo drzewo już i schło i się moczylo a teraz leżakuje??
Straciłam już cały zapał, przypłaciłam zdrowiem a końca nieszczęść i tak nie widać.
... widać tylko komin i wystające z niego rury ...
... w stropie tym razem została umieszczona belka - ponieważ na składzie nie było odpowiednich rur, którymi w przyszłości bedzie rozprowadzane ciepełko z kominka do pokoi na poddaszu ...
Dziś wzięłam w pracy wolny dzień, bo miałam kontynuować załatwianie kredytu.
Rano chciałam odebrać operat szacunkowy od rzeczoznawcy - jeden z banków sobie zarzyczył do kredytu...
Ponieważ, miał być gotowy na piątek wieczór, to z czystym sumieniem zadzwoniłam do rzeczoznawcy ok. 9:00, że za kilka minut będę po odbiór a on mi mówi, że jeszcze nie jest gotowy, bo brakuje aktu notarialnego - nabycia działki....
Myślałam, że go przeciągnę przez słuchawkę. W dobie telefonii stacjonarno-komórkowej, facet czekał na telefon odemnie!!!
Zamiast zadzwonić w momencie kiedy zauważył, że jeszcze czegoś mu brakuje!
Pojechałam na xero i zawiozłam facetowi kopie aktu żeby było szybciej. Myślałam, że dołączy go do reszty dokumentów i odda mi cały operat szacunkowy.
Jakie było moje zdziwienie kiedy powiedział, żebym przyjechała wieczorem - wtedy wszystko będzie gotowe.
Jednym słowem - z załatwiania kredytu w dniu dzisiejszym nic nie wyszło
Po południu pojechałam na plac "boju" i zaniemówiłam
Moje "Mróweczki" dziarsko wywijały kielnią, dzwigały i przycinały bloczki.
Ze składu przywieźli belki nad otwory... i kolejną partię bloczków.
Kolejny raz jestem pod wrażeniem, poprostu praca "Mróweczkom" pali się w rękach.
Nawet sobie nie wyobrażacie jakie było moje zdziwienie kiedy około 9:00 rano zadzwoniłam do Prezesa z pytaniem - o której się spotkamy?
Na co Prezes, radosnym głosikiem informuje mnie, że ekipa pracuje już na mojej działce od godziny 6:00.....
W przeciągu 30 minut dotarłam na miejce i nie mogłam uwierzyć własnym oczom...
Zdejmowanie humusu było już prawie na ukończeniu, ledwie zdążyłam pstryknąć fotkę. Dobrze, że mam aparat w telefonie, bo przegapiłabym tak ważne zdarzenie!!!
O 16:00 byłam umówiona z Prezesem firmy budowlanej w celu omówienia pierwszego etapu budowy.
Niestety czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka....
Pan Prezes zadzwonił gdzieś z trasy Hel - Warszawa, że bardzo przeprasza, ale dziś nie może sie ze mną spotkać, ponieważ są jego imieniny o których zapomniał i żona go chyba zamorduje jeśli nie pojawi się w domu
Złożyłam życzenia i rozmyślałam jaką nową "śpiewkę" wymyśli następnego dnia...