Jako nowy użytkownik na początek witam wszystkich na forum.
Zacznę od ogólnego opisu sytuacji w jakiej wraz z mą towarzyszką niedoli się znaleźliśmy.
Weszliśmy w posiadanie starego, poniemieckiego domu na Żuławach, rok produkcji CA 1920. Powierzchnia domu, to ok 150 m na parterze i jakieś 2/3 tego do zaadaptowania na piętrze. Działka to 1800 m z pięknym starym orzechem włoskim, kilka jabłoni (niestety powoli do wycięcia) i równie stara olszyna oraz 2 jesiony. Niestety budynek jest w Gminnej Ewidencji Zabytków i rozbiórka może byłaby i możliwa, ale każdy kto zetknął się z urzędami w Polsce wie, że to droga przez mękę, że każda instytucja będzie odsyłać w miarę możliwości do drugiej, odsuwając od siebie jak najdalej ewentualne podjęcie decyzji. Oczywiście powodów, dla których nie chcę burzyć tego domu jest jeszcze kilka, ale opisany jest jednym z głównych. Zatem ad rem. Dom jest z cegły (ściany jakieś 40 cm), fundament (o ile można go tak nazwać, ale o tym poniżej) kamienny, kilkanaście metrów kw. piwniczki wysokości 130 cm, w której znajduje się nieużywany, ale sprawny hydrofor. Więźba dachowa bez kozery powiem w 80% bez zarzutu (mówię o belkach i odeskowaniu). Niestety, pokryte toto jest eternitem więc wiadomo, że do wymiany. W latach 60 i 80 były robione remonty, dzięki temu dom jest otynkowany (a szkoda) i jakiś geniusz inżynierii budowlanej zrobił wokół domu, przy ścianie opaskę betonową, jakieś 50 cm szerokości. Nie wiem co w tym domu mieściło się przed wojną (po wojnie była tam przez jakiś czas szkoła). W domu, na parterze są 4 duże pokoje (po ok 25 m), kiszkowata kuchnia 15 m i pomieszczenie łazienkowe 4 m(wymiary podaję trochę z pamięci, bo nie mam ich teraz pod ręką). Na piętrze płytami zostały wydzielone 4, dosyć chaotycznie rozrzucone pomieszczenia, ale to akurat nie problem bo góra jest cała do przebudowy, zmiany, adaptacji. Zresztą jeśli chodzi o dół również mam pewne wizje, ale nie wiem czy realne. No ale zanim do tego dojdzie muszę napisać co mi najbardziej leży na wątrobie…
Jak wspomniałem dom ma fundamenty kamienne, ale… mają one głębokość około 50 cm, osadzone są na czymś w rodzaju ławy z cegieł i piasku. Zrobiłem research i podobno w tamtym okresie tak się budowało. Na budynku są pęknięcia. I jest ich sporo. Mówię tu o rysach, czyli pęknięciach o 0,5 cm szerokości gdzie widać je po tym, że pękł tynk i te mnie nie przerażają, ale od strony południowo-zachodniej jest kilkach poważnych pęknięć – w zasadzie są 3 poważne: 1 na ścianie szczytowej i 2 w ścianach frontowych, które po skuciu tynku wyglądają jak poniżej (materiał poglądowy na foto - ściana szczytowa i ściany boczne pęknięcia z zewnątrz i wewnątrz). Zanim zatem rozpocznę jakiekolwiek prace remontowe chcę zrobić głębsze rozpoznanie i na początek chciałbym w swej rozpaczy zapytać:
CO Z TYM MOGĘ ZROBIĆ!?
Chodzi tak o pęknięcia jak i fundamenty. W ogóle od czego powinienem zacząć? Jakiego fachowca najpierw ogarnąć? Od oceny technicznej czy może od oceny wód gruntowych? (mówiłem, że jestem zielony w temacie jak szczypiorek). Czy mogę liczyć na pomoc, porady doświadczonych w tym temacie forumowiczów? Z góry dziękuję i od razu zaznaczam, że wątek remontu będę kontynuował .
PS. Jeśli szanowni forumowicze będą chcieli to wrzucę więcej fotek obiektu wewnątrz i zewnątrz .