Witam.
Niedawno kupiliśmy mieszkanie a, że na parterze to wstawiliśmy szczelne drzwi antyhałąsowe no i w oknach sa uszczelki a nie ma nawiewnicy. Kiedy przyszedł okres grzewczy i włączyli ogrzewanie w łazience na kaflach pojawiła sie woda co powodowało kałuże. W spółdzielni po 2 wizytach i po 3 z jakimś inspektorem doszli do tego, ze brak wentylacji. Za 3 razem wpadli na pomysł Ok wcześniej nie miałem jakiejś wiedzy na temat wentylacji i myślałem, że to tylko wywiew powinien działać, ale po przeczytaniu kilku artykułów juz wiem, że potrzebne jest też napływ świeżego powietrza. Doszliśmy do wniosku, że musimy poprzez uchył okna lub zamontowaniu nawiewnicy zrobic ta wentylację, ale spółdzielnia wymyśliła włączanie wentylacji mechanicznej 3 razy na dzień 2 razy po godzinie i raz dwie. Problem polega na tym, że gdy włącza się ta wentylacja to tak śmierdzi w łazience , że szok. Drzwi wejściowe ledwo da się zamknąć, trzeba dociągać na siłę a firanki fruwają pomimo zamkniętych okien tak wszystko zasysa. W brodziku mamy odsłonięta kratkę, gdy ja ściągnę przy zamkniętych oknach to z odpływu leci śmierdzące powietrze. Gdy zrobie mikro uchył w oknie to nadal wieje ale mniej. Aby w ogóle nie wywiewało z odpływu muszę zrobić cały uchył co powoduje też przeciąg a mieszkamy w kawalerce gdzie pokój jest połaczony z kuchnią i jest zimno przez 2 godziny. Jak to rozwiązać? Gdy wepchnę jakaś szmatę w odpływ brodzika to też śmierdzi. Jakieś pomysły?