Dodam od siebie, że najbardziej nie lubię skrajności Wiecie co to oznacza? Z jednej strony, drażnią mnie chłodne (szare, białe, czare) odcienie w domu. Sprawia to, że czuję się, jak w muzeum, a czasami nawet, jak w grobowcu. Zero w tym, tzw. "kobiecej ręki" i czegoś, co sprawiłoby, że wnętrze wygląda rzeczywiście domowo Z drugiej, nie lubię gdy ktoś układa miliony dziwnych bibelotów na półkach (włos się jeży na myśl, jak potem wycierać kurze). To takie muzeum w innym tego słowa znaczeniu Także, wydaje mi się, że kicz jest dla każdego czymś innym. Jednak z mojego punktu widzenia, najgorzej jest przesadzić :D:D