Remontuję mieszkanie na parterze starej kamienicy i instaluję podłogówkę wodną zasilaną z kondensacyjnego kotła gazowego (Vaillant Vsc Ecocompact 206/4-5). Kocioł znajduje się w piwnicy (szczęśliwa opcja na parterze), wodę pompuje pompa z kotła. Wykonawcy zaizolowali strop styropianem, na to poszły rurki ogrzewania i została wylana posadzka. Później posadzka była wygrzewana do maks 50°C wody na wyjściu z kotła. Już wtedy trochę martwiło mnie, że temperatura którą uzyskuję w środku przy maksymalnym grzaniu osiągnęła 25°C (doszła do 28°C kiedy było wyjątkowo ciepło na zewnątrz - ~10°C), ale zakładałem że to wynika z tego że beton jeszcze schnie. Dzisiaj nadal mam obawy, bo przy ~40°C wody na wyjściu z kotła i dość ciepłej temperaturze zewnętrznej ~0°C, pomieszczenia nagrzewają się ledwo do 18°C, w dodatku w pobieżnych obliczeniach szacuję wzrost zużycia gazu w stosunku do kaloryferów, ale to trudno oceniać, bo wymieniany był też kocioł (co prawda na kondensacyjny, więc teoretycznie powinien być bardziej oszczędny). Oczywiście remont trwa, więc jakaś część ocieplenia wewnętrznego (kamienicy nie dało się ocieplić od zewnątrz, zabytek) jest zdjęta, ale to mniejsza część. Mój problem to czy podłogówka nie została położona źle w stosunku do zapotrzebowania na ciepło mieszkania? Na zdjęciach widzę, że rurki położono co około 15 cm. Martwi mnie, że czy przy mrozach np. -15°C będę w ogóle w stanie ogrzać mieszkanie? Czy też może to kwestia wyregulowania rotametrów i przestawienia kotła aby mierzył temperaturę na powrocie? Trudno mi ocenić jaka temperatura dociera z piwnicy do rozdzielacza, na pewno na powrocie woda jest już zimna. Martwi mnie też, że na razie to jest tylko beton, na to pójdą jeszcze płytki i deski warstwowe, co może jeszcze bardziej przytłumić ogrzewanie.