Nie mam zielonego pojęcia, kto jest autorem pomysłów, które za chwilę opiszę, ale fantazji mu nie brakowało - to trzeba przyznać.
Kupiliśmy mieszkanie "stare" (lata 60.te), ale odnowione całkiem niedawno tak, że spokojnie można się było wprowadzić. A z czasem zaczęły wychodzić ciekawe kwiatki...
1) Z jakiegoś powodu wszystkie (naprawdę wszystkie) ściany sa pokryte płytą g-k i nie pociągnięte żadną gładzią. Estetyka estatyką, ale ilość pochłanianej farby to jakiś kosmos!
2) Od początku w łazience brakuje płytki lub innego zakrycia liczników. Ot dziura w ścianie, ale w kącie i niebardzo mieliśmy pomysł co z tym zrobić. Wymieniamy grzejniki, przychodzi hydraulik, patrzy na tę dziurę w ścianie i mówi - O, ja juz pamiętam to mieszkanie! To tu przyszedłem na kontrolę i nie mogłem znaleźć wodomierzy. Okazało się, że ktoś przy remoncie je po prostu... zakafelkował
3) Jak wszystko zabudować płytami, to wszystko - wentylacja też, a czemu nie?! Musieliśmy wzywać kominiarza, żeby nam pokazał, gdzie mam wykuć dziurę do komina wentylacyjnego (który komin jest nasz).
4) Nie wiem, jaki "hydraulik" prowadził rurę od zlewu do rury kanalizacji, ale nie przyszło mu do głowy, że zrobienie "u" może nie być dobrym pomysłem. Kanalizacja jest w ścianie jakieś 1.5 metra od zlewu. Tuz przy wlocie do ściany ktoś sobie zrobił "składak" z 2 rur, gdzie połączenie wypada w dołku. Czy się zapychało i gromadziło tam wszystko? A jakże