Dom na szczęście posiada izolację poziomą z papy pomiędzy fundamentem a ścianą. Tak więc wydaje mi się, że nie jest to wilgoć podciągana kapilarnie. No i nie muszę jak Ty uciekać sie do inekcji.
Ale podobnie jak u Ciebie wykwity występują na ścianach zewnętrznych, zwłaszcza narożnikach. Jaka jest moja teoria? Jedynym medium podłączonym do domu jest do tej pory prąd. W domu tylko w niektórych pomieszczeniach mieszkali lokatorzy, ktorzy dogrzewali się kozą. Byli to na ogół przybysze zza wschodniej granicy, stąd też dom był mocno nie dogrzany.
Wykwity na tynkach pojawiły się (ciekawe, że właśnie w tej chwili to sobie uświadomiłem - jeszcze jeden argument na niekorzyść teorii o kapilarnym podciąganiu wulgoci ) tylko w pomiesczeniach, gdzie zamieszkiwali ludzie.
Ja po prostu wolę wierzyć, ze to z zpowodu niedogrzania i zapchanych kominów ta wilgoć. Bo wtedy wydaje mi się, że jak doprowadzę gaz, zamontuję piec i posilę się kominkiem jak Ty, to problem zniknie .
Ale co do płyt to się jednak obawiam...
Sławku, a jak wyglądała Twoja ściana, kiedy zbyłeś z niej tynk? Na niej też znać wilgoć?