Na wstepie witam wszystkich. Nie wiem czy temat jeszcze zyje na forum, ale postanowilem dorzucic swoje 5 groszy. Historia BurBur-a odrobine pokrywa sie z moja, przy czym jest chyba jeszcze bardziej zagmatwana. Otoz: mlode malzenstwo - 2 lata po slubie. On zapatrzony przez cale zycie w swoja druga polowke, rezygnuje z przyjaciol, sportow, hobby robi wszystko zeby uczynic ja szczesliwa. Ona ciezkie dziecinstwo, dobre serce, uczynna. Przed slubem robia wszystko aby byc razem i pracowac na wspolne dobro. Obie strony sie staraja, chociaz dochodzi do pierwszych ostrych starc typu: ja nie chce tych ludzi na weselu itp... ale coz mlody zapatrzony przymyka na to oko i na wiele innych spraw. Zawsze myslalem ze dajac duzo z siebie ciepla pewne sprawy da sie wykorzenic i druga strona to dostrzeze, ale zycie wszystko weryfikuje. Jak widac czesci osob po slubie chyba przestaje zalezec bo moja polowka nagle zrobila sie jakby o 10 lat starsza Po slubie liczy sie tylko mieszkanie, praca i sen - nie ma miejsca na spontanicznosc, milosc itp. Powoli cos gasnie we mnie ale mowie widocznie tak ma byc. Zdecydowalismy sie na dziecko bo w naszym M3 zaczynalo swiecic pustkami - tak BTW wg. zony goscie tylko brudza i trzeba sprzatac po nich W 7 miesiacu ciazy nasz Kubus poszedl do nieba !!! To byl taki strzal ze dlugo nie moglismy sie podniesc. Niby nie obwiniamy sie ale nie raz slyszalem - bo chciales sie kochac itp... Lekarz nigdy nie mowil ze nie mozna, ale jej slowa pozostaly mi w sercu. Po smierci dziecka zaczelo sie psuc na potege - nie raz uslyszalem ze jestem CIUL taki i owaki o byle blachostke - wiem ze to moze byc kwestia zaburzen hormonalnych, ale lekarz mowi ze juz wszystko powinno byc ok. Po paru miesiacach doszedlem do wniosku ze zyje z obca mi osoba !!! Rozni nas wszystko - wiek, podejscie do zycia, szacunek dla rodziny, prawie wszystko. Na wasze pytania czy nie widzialem tego przed slubem juz czesciowo odpowiedizalem - mialem nadzieje ze to sie zmieni !!! Staralem sie !!! Obecnie jade na zamane z zona na srodkach uspakajajacych, wyjezdzam na delegacje aby odpoczac od tego wszystkiego ale po powrocie bol wraca. Chwilowo przychodza same zle rzeczy do glowy - co zawsze bylo jej domena, ale chyba jej pesymizm przeszedl na mnie. A teraz najlepsza/najgorsza czesc... Sposobem na ucieczke od wszystkiego co zle w domu okazala sie kolezanka - 3 lata mlodsza (zona starsza o rok - psychicznie z 5 lat !!). I tu jest problem bo oboje przypadlismy sobie do gustu. Ona zerwala z chlopakiem, ja mam problemu w domu - nie wiem czy to zrzadzenie losu ale bardzo sie polubilismy. Nigdy nie spodziewalem sie ze cos takiego moze sie zdarzyc tak nieoczekiwanie. Mysle ze podkochuje sie w niej, a ona we mnie. Dobrze sie bawimy swoim towarzystwem, robimy sobie prezenty ogolnie SUPER. W tym momencie stanalem na rozdrozu. Rozmawialismy z zona nie raz o rozejsciu przy czym bylo to zazwyczaj w nerwach. Zona zrozumiala ze zle mnie traktowala, przeprosila i chce sie starac zmienic. Problem w tym ze ja nie wiem czy cos jeszcze do niej czuje. Staram sie, ale caly czas mam przed oczami ta druga i nie potrafie uwierzyc w to ze bedzie duzo lepiej. Moze smierc dziecka byla znakiem losu ze nie powinnismy sie dluzej ranic - a tak jest. Moze oboje znalezlibysmy szczescie w ramionach innych osob. Z drugiej strony co ja mlody rozwodnik moglbym dac mlodej, czystej jak lza istocie - jak to jest z Wami kobietki ? Prosze szczegolnie WAS o szczera odpowiedz. Mecze sie w tym stanie i wiem ze myslenie o innej nie poprawia mojej sytuacji ale jak widac takie jest zycie....
Ok, mysle ze wystarczy tytulem wstepu. Jakby co to moge dopisac. Prosze Was uprzejmie o madre, niekoniecznie przychylne komentarze.
Czytam o rozwodach i uniewaznieniu malzenstwa, tak na wszelki wypadek - czy moze mnie ktos poratowac rada na priva ?
Z gory uprzejmie dziekuje.
TB