Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

anirac

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    413
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez anirac

  1. Ha! Opętana salo(mo)nowymi rozwiązaniami zapomniałam wspomnieć o podłodze. A ta z kolei dostarczała mi mnóstwa podniet w zeszłym roku. W zatęchłych czeluściach dziennika wzmiankowałam o zakupie gustownej sosny rustykalnej. Bo akurat na taką tylko budżet pozwalał, a i ja ze swoim siermiężnym gustem nie bardzo miałam chęć na parkiety, panele czy inne barlineckie ustrojstwa. Chciałam deski. No to mam. Dwa lata leżakowały na strychu, aż wreszcie nadeszła wiekopomna chwila i wraz z nią nadszedł i parkieciarz. Wszelkie osobiste dywagacje na rzecz olejowania zarzuciłam i zdecydowałam się na lakier. Trzy warstwy + capon, a w tym jeszcze warstwa dwuskładnikowego super ponoć twardego 2kPU. Sam klej pod deski kosztował tyle co ta nieszczęsna sosna. Użytkowanie wcześniej skrzypiących płyt OSB poskutkowało tym, że przez kilka tygodni po położeniu nowych podłóg byłam na najlepszej drodze do stracenia wszystkich znajomych, których koniecznie chciałam przeobrazić w eksponata muzealne, czyli najlepiej nieruchome i zaopatrzone w okolicznościowe papucie. Przed eremicką przyszłością uratował mnie kot, który zaczął trenować na nowych podłogach rozbiegi do co najmniej Wielkiej Pardubickiej, przy okazji ostro hamując w nieoczekiwanych momentach. No cóż... Miękka ta moja sosna jak diabli i nawet sam lakier 2kPU temu nie zaradził. Ale skoro odpuściłam szuraczko-wycierajki, to i reszta klimatu muzealnego może odejść w niebyt. Mój dom po prostu żyje. Na deskach są wyraźne ślady pazurków, jako żywe świadectwo drapieżnego pochodzenia nieustannie galopującego kota, kilka tropów prowadzących do spadających przedmiotów oraz... przecudne usłojenie, które rekompensuje wspomniane niedogodności. Ale i wiem, że w przyszłym wiejskim domu (bo i ten kiedyś wybuduję) deski już będą co najmniej dębowe A i te mnie cieszą jak młodego psa pchły Bo kolor przecudny, bo świetnie pasują do strychowego klimatu, bo komponują się z belkami więźby, bo...tak długo na nie czekałam.... Przejście do salonu: Oraz korytarz (ciągle jeszcze nie wymalowany)
  2. Monia! CUDO! A ten stolarz to pakt z diabłem zawarł, czy co? Pierońsko szybko mu to idzie. Wczoraj wklejasz schody bez makijażu, a dziś normalnie jak po liftingu w photo shopie Piękne są!
  3. Ależ Ty masz tam pięknie.....!!! Eh... siła pracy i zacięcia
  4. Cześć Heath, ale fajnie Cię widzieć Dzięki Gosia, a u Ciebie tak pięknie wszystko kwitnie... Podejrzałam właśnie przed chwilą
  5. KOBIETO!! Ja się gnę z podziwu, a jednocześnie łapką piątkę przybijam! I kto tu o sile mówił!! Strongmenka z Ciebie, a do tego elegantka. Kaloszki elegancko komponują się z bluzeczką, ale z drugiej strony z wibratorem i z wlepionymi spojrzeniami reszty ekipy inaczej nie wypada PODZIWIAM i GRATULUJĘ Gdy tak dom rośnie, a póki co sił - tych psychicznych, nie ubywa. Trzymam kciuki za kolejny erotyczny, znaczy się podniecająco budujący wpis
  6. Obiecany aktualny wygląd płomiennych moich starań Składnia przedziwna, jak i sam kominek, a i pora - lipcowa, dosyć oryginalna by zajmować się tematem ognia: Ponieważ w obiektyw wcisnął się nieproszony fotel, może i pora by oddać część wirtualnej przestrzeni salonowi. W zasadzie samo już to słowo ma w sobie potencjał mocno nobliwy i zobowiązujący. Mój salon jest przede wszystkim... towarzyski, jak to w Krakowie zresztą drzewiej bywało. Pani domu, zwykle zacna i arystokratyczna prowadziła cotygodniowe imprezyje przy użyciu fortepianu, artystów i dyskutantów maści wszelakiej, a wszystko to pod pretekstem kaganka oświaty. Ja z uwagi na wrodzony brak zacności sama sobie muszę zakładać kaganiec, żeby moi ewentualni dyskutanci nie użyli okolicznościowych sprzętów (dobrze, że fortepianu nie posiadam) i nie uciszyli mojej osobistej facjaty, mimo niewątpliwie światowych prawd jakie ona głosi W każdym razie o ciepłą atmosferę, jak widać na załączonym powyżej obrazku, już się zatroszczyłam, a reszta wygód poniżej. Kanapa - kwiecista i babcina, jak to w mieszczańskich salonach bywało. To tak naprawdę jej letnia odsłona, bo przewiduję drugie ogólnoroczne obicie, bo nawet mnie od romantycznych różanych wici roślinnych, mogą zaboleć zęby. Owo obicie byłoby już, ale... zamówiona przecudnej urody tkanina (prążkowy flausz z grupy A, czyli pierońsko drogiej) po miesiącu od złożenia zamówienia okazała się być wycofana z produkcji raptem...2 lata temu! Kiedy mój kot wysłuchał wszelkiej koniugacji i deklinacji dostępnych mi mało cenzuralnych określników, pojechałam do sklepu wybrać inną. Po godzinie wybierania z najnowszego wzornika, jak zapewniał skonfundowany sprzedawca, długiej wewnętrznej dyskusji, że to brzydkie, to mi się nie podoba, to beznadziejne, a w ogóle to wszystko jedna wielka dupa jaś, WYBRAŁAM! Przekonałam sama siebie, że to obicie jest jeszcze piękniejsze od niedoszłych bizantyjskich (bo złoto-niebieskich) prążków, chyżo pobiegłam ku sprzedawcy by zaktualizować zamówienie. Sprzedawca odetchnął, wklepał w komputer nowe parametry, wyliczył cenę, uwzględnił rabat, skorygował fakturę, wydrukował i podpisał. Kiedy już wstawałam z krzesła wpadł na pomysł by zadzwonić do fabryki i zapytać na kiedy moja nowa kanapa będzie. W zasadzie nie musiał mi przekazywać informacji. Ton głosu i jego mina mówiła wszystko. Spośród dwustu nowych tkanin na rok 2011, ta którą wybrałam jest NIEDOSTĘPNA! Okrojoną wersję mojej znajomości rynsztokowego słownictwa tym razem miał (nie)przyjemność wysłuchać jeszcze bardziej niż poprzednio, skonfundowany sprzedawca. Poddałam się. Zamówiłam letnią wersję obicia z grupy C (czyli przyzwoitej cenowo), a ta, która miała mnie wprawiać w obłędny zachwyt jest odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość, czyli moich poszukiwań tkanin i tapicera ciąg dalszy jeszcze nastąpi A oto i protagonistka opisywanych perypetii: Ps. Półki książkowe są z tak zwanej czesanej sosny, cuda które zachwyciło moją nieuczesaną głowę i myśli Skoro już goście mają na czym siedzieć, to wtedy i rozmowa lepiej się toczy. Np. o wyzysku i pracy hinduskich robotników, co to za miseczkę przysłowiowego ryżu, zbijali z palisandru moją komodę Wreszcie dopłynęła i na już jest elementem wspornikowym do czarnego pudła i kota oraz domowego grajka audio-video, na którego się jeszcze nie zdecydowałam: Do kompletu dojdzie jeszcze stolik, z nadmiaru wolnego czasu, wyrysowany przeze mnie, a przez to trudny w realizacji i ciągle jeszcze płynący z kraju, do którego nawet Kolumb nie dotarł. No i półeczki nad komodą, z lekkim frezem, na esach-floresach jak okienka w komodzie, ale już zamówione u rodzimego stolarza, bo obawiałam się, że mojej drzewnej licentia poetica hinduscy stolarze mogą nie zdzierżyć
  7. Hi, hi - Monia - moja czupryna odrasta, a drastyczne ścięcie miało ukrócić moje inne głupie pomysły w tamtym okresie MusiSieUdac - dzięki za miłe słowa, ale wiesz... przy budowie to w pewnym momencie każdy musi się stać siłacze uzbrojonym w żelazne nerwy, bo inaczej na eRce by odjechał z piskiem opon
  8. Cześć Malgoś Wczoraj nocy mi nie starczyło, żeby się przedrzeć przez gąszcz Twoich fanów i milionową stronę wpisu Ale też widzę, że Ty po drugiej stronie oceanu siedzisz.... No i bardzo dobrze, bo w Krakowie wali cały czas żabami i pogoda pod zdechłym Azorkiem. Buziaki
  9. Oj, ta budowa to bardzo doszkalające zajęcie Mieszka mi się coraz lepiej, stopniowo spróbuję pouzupełniać dziennik, a reszta... no cóż - dalej rozsypka, ale czasu nie mam żeby się nad tym rozczulać M.in. sąsiedzi są zawsze na tyle niezawodni, że ciśnienie regularnie podnoszą... Niestety A co do palenia - to przynajmniej wysuszone i szlachetne drewno miałaś )
  10. Dobry wieczór Troszkę nieśmiało, ale przywitać się chciałam i powiedzieć, że.... oniemiałam Długo mnie nie było ... 2 lata, więc... padłam na kolana przed Twoim kominkiem, tynk strukturalny jest nieprzyzwoicie śliczny, a drzwi to masz Kobieto niemoralnie stylowe! Ogród jak zawsze wpędza w kompleksy Monia ... Cudownie jest poczytać i zobaczyć jak wszystko fajnie zmierza do przodu i jak coraz mocniej sobie "dworujesz" Serdeczności całe fury!!!
  11. Deszczowy lipcowy wieczór... To dobry dzień na powroty. Takie po dwóch latach na forumowe łono. Kiedy to minęło?? Patrząc w lustro staram się nie dostrzegać upływającego czasu, więc może to dopiero przedwczoraj przestałam pisać? Pal licho... Nawet jak są nowe zmarszczki, to te od uśmiechów, nawet jak podaję wiek przy spisie powszechnych to tylko więcej przygód do opowiedzenia, a że dziennik troszkę się przykurzył? To może szybciej go skończę? Herbata czarna stoi na podorędziu, niebo strychowe stało się wreszcie udomowione, a życie... No cóż - płata figle, jest nieprzewidziane i ciągle sobie ze mnie drwi... Aż sama nie wiem od czego zacząć, więc teraz historia strychowa będzie się poruszać ruchem konika szachowego i w etiudach snuć opowieść o kolejnych szczebelkach osobistej domestykacji. Ogień... Fascynuje i rozpala, nie tylko ciało, ale i zmysły i walkę o życie wyzwala. Tak było i setki tysięcy lat temu, tak jest i dziś. Więc uznałam, że gdy zapłonie żywy ogień to i spali moje żale, a ja jak Feniks z popiołów powstanę. Oj - dramaturgia mi się włączyła Nic to - ważne że i przy okazji włączyła się chęć do działania. Jesiennego dzionka pojechałam na Śląsk w poszukiwaniu okolicznościowych kafli na kominek. Upatrzona manufaktura nie zawiodła i znalazłam realizację do mieszczańskiego źródła ciepła. Bo kominek, taki strychowy - tylko mieszczański być musiał, a więc i kaflowy. Gdy po kilku tygodniach wnosiłam 8 kartonów pierońsko ciężkiej ceramiki na 4 piętro, mieszczaństwo przeklinałam na każdym półpiętrze. Potem namiętne poszukiwanie zduna. Na firmę mnie nie stać, a zresztą ja chcę taki ciepły, z szamotem, starą techniką lepiony, to i zdun też musi być wiekowy. Pech chciał, że na takiego wreszcie trafiłam i przez kolejne już grudniowe tygodnie mieszałam glinę z zaprawą szamotową, układałam cegły i szamotki, wymierzałam każdą przestrzeń i pilnowałam każdego etapu. Bo zdun był na tyle stary, że na większość tych rzeczy nie miał już siły No ale po kolei: 1/ od dźwignięcia wkładu (150 kg) przez trzy dni bolał mnie kręgosłup 2/ po wniesieniu około stu cegieł i siedmiu wiader gliny dziękowałam własnej przezorności, że przewymiarowałam nośność stropu pod kominkiem i kazałam obliczyć na co najmniej tonę 3/ kiedy zdun obciął szlifierką kawałek cokołu, bo "mu się nie mieścił" ledwo co ja mu nie odcięłam innych części ciała, a to pragnienie wróciło ze zdwojoną siłą gdy się okazało, że teraz brakuje i trzeba dolepiać te odcięte kawałki 4/ nauczyłam się poziomować szamotki i wiązać drutem kafle 5/ zaoszczędziłam kilka tysięcy złotych i na koniec usłyszałam od mojego majstra, że mogłabym zostać jego pomocnikiem na kolejnych zleceniach 6/ widzę niedoróbki, widzę błędy, ale też wiem, że to moje prawdziwe rękodzieło. A jakie ręce, takie i dzieło, więc krytyki absolutnie nie przyjmuję Początki uzgodnień: tu masz pan plan, a tu ma stanąć kominek: Wkład, który obkupiłam bolącymi lędźwiami i dodatkowe wzmocnienie z osb, a przy okazji kontury, poza które zdun ma nie wykraczać Na każdym etapie sprawdzałam czy jest mityczny cug Pan Bronek stara się sam coś dopasować i za chwile krzyknie: "dziołcha, chodź potrzymać!" Tuż przed samymi świętami udało się zyskać względny kształt: Zdążyłam przed Sylwestrem! W oprawie z jeszcze mokrego tynku, z upapranymi ścianami, bez fug - dawał ciepło i spopielił zły odchodzący stary rok. Jego dzisiejsza odsłona już jutro
  12. Witajcie. Mam spory problem i taras przy okazji Taras drewniany, z desek modrzewiowych, na drewnianych legarach, nie zadaszony, w kamienicy. Pięknie zaimpregnowany, moknie sobie i wysycha. Wszystko normalnie. Ale MUSZĘ go uszczelnić, tzn. te szczeliny pomiędzy deskami i zrobić orynnowanie, bo mam ciągle awantury o to z sąsiadem z dołu. I pytanie - jak to zrobić, czym?? Wylewka odpada - bo legary drewniane, płyta osb i na to płytki - też odpada bo obok sąsiad tak zrobił i mimo impregnacji i izolacji płyta mu się wybrzuszyła i płytki pękają. Myślałam o jakiejś pleksi pod spodem, ale mnie straszą, że pod wpływem mrozów czy temperatury - pleksa popęka. Jak uszczelnić ten taras?? Administracja kamienicy zasugerowała mi .... linoleum No i nawet bym już machnęła ręką, ale jak? Przecież to będzie wtedy gniło od spodu na tych deskach, a i w czasie mrozów pcv popęka. Co z tym zrobić?
  13. Małgoś, a ten ślusarz to w celu częstszego włamywania się do domu, czy Ty się gdzieś zacięłaś? No i gratulacje, że betonówka tuż, tuż Dzięki za zaproszenie, dam znać czy będę wtedy w Krakowie - bo na razie nie mogę się określić.
  14. Braza - imprezujcie ile się da Ano obcięłam, Monia, jak dla mnie spora zmiana - z włosów do pasa na takie do ucha. Dżunia - bardzo mi sie podoba Twoje podejście co do upływającego czasu Uściski dziewczyny!
  15. Nawet nie wiecie jakie to fajne, że jeszcze mnie odwiedzacie chociaż ja sama jestem zaprzeczeniem staropolskiej gościnności, patrząc na moją forumową absencję. Ciężko cokolwiek relacjonować skoro utknęłam w martwym punkcie stagnacji budowlanej i kolejny miesiąc patrzę jak "sezonują" się moje deski podłogowe, a wkład kominkowy obrasta kurzem. No i emocje ciągle jeszcze w rozsypce - aż mnie samą to złości. Kiedyś taka niby mądra kobita była ze mnie, a co wyszło? - głupia baba. Włosy ścięłam. Po raz pierwszy w życiu. Może teraz będzie lepiej Mówią, że długie włosy - krótki rozum. No to zobaczymy czy na odwrót też to działa...
  16. To trza od razu mówić, że to o siostrę Stalina chodzi, a tak - człek niekumaty to i muru chińskiego by wyglądał.
  17. Ja tam w ogóle jestem chętna tylko kto mnie weźmie Barbossa - ty lepiej mape wytatuuj na klacie bo z tych Twoich wskazówek to nawet Pippi z Fordem nie odnajdą zaginionej arki, znaczy się zlotu. No więc ja tylko ładnie proszę - ewentualny telefon byłby baardzo wskazany, a zbiórka jak rozumiem koło 12-tej?
  18. Braza, mówiąc w tej dekadzie, mam na myśli najblizsze 18 miesięcy
  19. Będę już od 11-tej w Warszawie. Więc myślę, że spokojnie zlokalizuje budkę parkinkowego Oby tylko była jedna Jeśli macie jakieś inne pomysły na znaki charakterystyczne to ja poproszę. W każdym razie dobra dusza, która mnie przygarnie do automobila, jakby mi jeszcze udostępniła swój telefon to byłoby cudnie Dzięki kochani...
  20. Depi - to powiedz mi gdzie mam sie stawić na zbiórkę? No jesteś aniołem, jeśli będę się mogła załapać na przyczepkę do Ciebie.
  21. Oj, to strasznie szkoda, ale chyba rozumiem. Trochę to jednak kawał drogi, a i uroczysko urocze więc i urok rzuciło i wyjeżdżać się nie chce W każdym razie - mam nadzieje na spotkanie jeszcze w tej dekadzie
  22. Dobrzy ludkowie - a dla mnie sie jakieś miejsce znajdzie z tego centralnego na zlot? Ilość sztuk - jedna Dużo miejsca nie zajmę Przyjadę z Krakowa i nie bardzo wiem jak dalej się dostać Czy ktoś mnie poratuje?
  23. Brazuniu - ale ja widzę, że Ty jesteś wpisana na listę sabatową więc te plany chyba są już skrystalizowane, co?
  24. No ba! Moje drogie - kreację szykuję, maseczki nakładam na twarz. O cholera - znów pomyliłam gładź gipsową z fluidem Będe na zlocie w sobotę, ale potem na nocnej balandze już nie dam rady. A Wy - moje drogie Panie, jak planujecie weekend? Anula - masz wiadomośc na priv.
  25. No widzisz - zawsze wiatr w oczy Ale jednak wstawię wodę na herbatkę, a nuż/widelec się skusisz
×
×
  • Dodaj nową pozycję...