Proszę Was o ocenę sytuacji.
Od 7 lat pracuję w dyskoncie odzieżowo-przemysłowym, od 3,5 roku kieruję nim. Zarządzam całokształtem. Zarabiam średnio ..jak na obrót roczny tego sklepu. Moja załoga to same kobiety w ilości 8 szt nie uprawiam mobbingu, staram się rozumieć innych i każdy ma u mnie kredyt zaufania...generalnie żyjemy bez większych nieporozumień, mimo dużej różnicy temperamentów i podejścia do pracy....więc nie w relacji z pracownikami tkwi problem...
Ostatnio jestem bardzo zniechęcona tą pracą i nudą codzienną....mimo dużej odpowiedzialności za każdego pracownika, klienta, pieniądze, inwentaryzacje, dokumenty,wizerunek firmy itd....radzę sobie dobrze a nawet przoduję w skali sieci....ale mnie to nudzi, dołuje, przygnębia, zniechęca do czegokolwiek...nie daje satysfakcji...zastanawiam się nad zmianą pracy, ale nie wiem czy to odpowiedni moment...zaraz zaczynamy budowę...mąż mówi że mam zaczekać aż skończymy...twierdzi że nowa praca i budowa mogą mnie zabić,ponieważ ja wszystko bardzo przeżywam i chcę zrobić jaknajlepiej....
Ostatnio w chwilach mniejszego natężenia czytam książki w gabinecie...do tego doszło....a przełożeni myślą że jestem taka kreatywna,zdyscyplinowana i godna zaufania... o co w tym wszystkim chodzi? może o to, że zabija mnie rutyna i poczucie winy że już się nie emocjonuję tym co robię,że myślę o jakiejś dodatkowej pracy albo całkowitej zmianie.....a może to fanaberia leniwego kierownika? ps.jutro tam idę, więc dziś do księgarni....