mixin
Użytkownicy-
Liczba zawartości
0 -
Rejestracja
mixin's Achievements
SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)
10
Reputacja
-
Nie mam się czego obawiać, mój pracodawca na pewno nie narzeka na wyniki mojej pracy. Poprzedni zresztą też nie narzekał, wręcz przeciwnie. Szkoda tylko, że nie potrafił płacić w terminie, jego strata.
-
Zakładam, że z *jakimś prawdopodobieństwem* okaże się oszustem/nieudacznikiem/pechowcem. Na ile oceniam to prawdopodobieństwo jest to moja prywatna sprawa i opieram się tu wyłącznie na swoim doświadczeniu życiowym. Jak dotychczas mam na koncie kilka trafnych ocen firm, w których koniec końców nie podjąłem pracy i bardzo trafną ocenę firmy, w której pracę podjąłem (i jestem z tej decyzji zadowolony). Pracodawca powinien robić to samo oceniając pracownika, bo inaczej jest zwyczajnym idiotą. Obydwaj dobrze na tym wyjdziemy, bo nie mam w zwyczaju strzelać sobie samobója. Pracodawca może widzieć co najwyżej, że nie jestem już dwudziestolatkiem pełnym entuzjazmu i z głową wypełnioną "orientacją na sukces", "proaktywnością" i innymi frazesami. I że ta akurat praca nie jest dla mnie najważniejsza, ale nie widzę w tym niczego złego, dopóki wywiązuję się ze swojej umowy. Widzę, że nastąpiłem na czuły punkt. Wydaje mi się, że do prowadzenia swojej firmy podchodzisz nieco zbyt emocjonalnie i być może nie zauważasz pewnych rzeczy. Radziłbym jednak decyzje o podwyżkach podejmować na podstawie merytorycznych przesłanek i rzetelnej oceny pracowników, a nie po dyskusji z anonimem na forum Muratora...
-
Otóż to, zaczynamy dochodzić do sedna. W każdym biznesie należy do partnera podchodzić z odrobiną nieufności i przewidywać jego poczynania, należy też dywersyfikować ryzyko. Dotyczy to również relacji pracownik-pracodawca. Ponieważ mogę się spodziewać, że firmę może spotkać nieszczęście i plajta, a wówczas firma (czyli jej właściciel) na pewno nie będzie myśleć o zaspokojeniu przede wszystkim moich potrzeb, działam przewidująco, czyli nie daję z siebie wszystkiego. Jest to swego rodzaju dywersyfikacja ryzyka, czyli np. zamiast inwestować cały mój potencjał umysłowy i czas w jednego pracodawcę, inwestuję w wielu (niekoniecznie w kilku pracodawców, ale chyba rozumiesz porównanie). Z drugiej strony, jeżeli pracodawca dobrze wynagradza mi moją inwestycję w niego, jest przeze mnie faworyzowany kosztem pozostałych inwestycji
-
Dla mnie to wszystko jest jasne, naprawdę. Tylko co mnie, jako pracownika świadczącego konkretne usługi za konkretne pieniądze, to obchodzi?
-
Ja, podobnie jak pani sędzia, też nie rozumiem dlaczego nie zapłacił. Ale może dlatego, że po wielokroć słyszałem od pracodawców takie właśnie wytłumaczenie braku wypłaty na koncie. nie zaplacił, bo nie miał z czego. Wiele firm upadło, bo nieuczciwy kontrahent czy klient nie zaplacił za zamówiony towar. Nie wierzę, że nigdy o takim przypadku nie slyszałeś. Słyszałem, tylko czemu to ja w końcu ponosiłem tego konsekwencje?
-
Ja, podobnie jak pani sędzia, też nie rozumiem dlaczego nie zapłacił. Ale może dlatego, że po wielokroć słyszałem od pracodawców takie właśnie wytłumaczenie braku wypłaty na koncie.
-
Teraz to mnie Gościu obraziłeś- wychodzi z tego że został jedyny "mondry" człek w tym kraju a jestes nim własnie Ty.. Tak nie sądziłem, ale w tym momencie stałem się temu bliższy.
-
No nie wiem, czy zatrudnię kogoś, kto przedtem nie chciał zatrudnić mnie ;P A poważnie -- chyba dość jasno wyjaśniłem, dlaczego interesy pracowników i pracodawców są rozbieżne (abstrahując od moich przykrych doświadczeń) i dlaczego tak trudno znaleźć dzisiaj solidnych pracowników. Żyjemy niestety w idiotycznych czasach. Nie zniknął jeszcze wpływ dziesiątek lat przekonywania się ludzi, że "czy się stoi czy się leży...", a już swoje zrobiła transformacja i "jest tysiąc chętnych na twoje miejsce", co usłyszał w tej czy innej formie prawie każdy pracujący przez ostatnie piętnaście lat. Ja sam zostałem oszukany na pieniądzach przez kilku pracodawców i chociaż dawno już minął mi żal akurat do nich, rozumiem nieufność, jaką darzy się u nas w kraju właścicieli firm. A tak na marginesie, rozumiem Twoją frustrację, bo miałem bardzo podobne doświadczenia z osobami pracującymi razem ze mną (chociaż teoretycznie powinienem mieć to głęboko gdzieś). Niczego nie da się zrobić, zero samodzielności, jak chcę aby coś zostało zrobione porządnie, muszę albo bez przerwy pilnować albo zrobić sam. A nawet nie jestem niczyim przełożonym Kiedy próbuję załatwić coś w jakiejś firmie, kupić hamburgera w McDonald's, kupić okulary w Vision Express -- wciąż spotykam się z osobami zwyczajnie głupimi, bo nie potrafię tego inaczej określić. Wygląda na to, że naprawdę wszyscy sensowni ludzie są teraz na emigracji
-
Dlatego właśnie wolę pracę u kogoś, zwłaszcza że nie mam inklinacji do zarządzania. Obawiam się, że wtedy to *wy* zostaniecie bez pracy (cokolwiek to *wy* oznacza), bo ja sobie poradzę. Na przykład otwierając własny interes
-
Nie zazdrości, tylko złości, niestety przede wszystkim na samego siebie, że dałem się tak wykorzystywać. Zazdrościć nie mam czego. Wolę pracować u kogoś osiem godzin dziennie, niż zasuwać na swoim większą część doby (no chyba, że wymyślę genialny biznes, który zrobi mnie bogatym -- na razie nie wymyśliłem).
-
Genialne kryterium, które znakomicie się sprawdzi w przypadku nowych firm Sprawdza się znakomicie w wypadku firm będących już na rynku. Do nowych mogę sobie wymyślić inne kryterium.
-
Opisujesz, rzecz jasna, świat idealny. Chciałbym Cię powitać w naszym świecie, gdzie mimo podpisanej umowy pracodawca potrafi choćby wywierać presję psychiczną. Nie wiem, czy spotkałaś się kiedyś z takim pracodawcą; niby niczego nie potrafisz mu zarzucić, nigdy nie spotkałaś się z jawnym żądaniem, aby oddać firmie więcej niż wynika to z umowy, ale dziwnym trafem dostajesz najgorsze dyżury, czujesz się wiecznie kontrolowana, zbyt często odbierasz telefony z pracy gdy oglądasz wieczorny film (chociaż nie możesz zarzucić uporczywego nękania) itd itd. Nie jest to oczywiście mobbing, ale praca coraz bardziej wyniszcza Cię psychicznie, czujesz się wypalona, masz stany lękowe w drodze do pracy. O odwalaniu roboty nie ma natomiast mowy. Ja uwielbiam swoją pracę, i chociaż wciąż dochodzę do siebie po poprzednim pracodawcy (minął już rok), to jednak nie wyobrażam sobie, że miałbym ją wykonywać na odwal się.
-
Owszem, zależałoby mi. Oczywiście wiele zależy od tego, w jaki sposób premia jest naliczana i czy faktycznie jest wypłacana w spodziewanej wysokości. Nie znam Twojej firmy; jeżeli płacisz uczciwie, masz pewnie grupę sprawdzonych pracowników, którzy zwiększają Twój majątek. Jeżeli natomiast w firmie jest spora rotacja... no cóż, wówczas nie chciałbym u Ciebie pracować bo wiem od razu, skąd ta rotacja się bierze.
-
Bez przesady, to tylko praca i tylko pracodawca. Dlaczego miałbym go nienawidzić za to, że chce jak najlepiej dla swojej firmy? Jest to raczej kwestia trzeźwej oceny, czy chcę mieć do czynienia z pracodawcą, który zatracił proporcje i wymaga (moim zdaniem) o wiele więcej, niż oferuje. Mój obecny pracodawca płaci mi przyzwoicie, chociaż w innych firmach z branży mógłbym mieć więcej. Z drugiej strony, nikt nie oczekuje ode mnie, że będę zostawał po godzinach, odbierał po nocy telefony od szefa, który ma właśnie nowy pomysł i akurat teraz musi go obgadać, jeździł do klientów w odległych częściach Polski bez możliwości nawet nie odebrania, ale ODESPANIA tych godzin. Wszystko to spotykało mnie w poprzedniej pracy, w której dodatkowo zarabiałem mniej niż w obecnej. Kiedyś byłem głupi i tolerowałem takie zachowanie pracodawców, dzisiaj już bym się na to nie zgodził. A jeżeli Twój problem z pracownikiem polega na tym, że nie wykonuje pracy, którą ma określoną w Waszej umowie, to go wyrzuć, bo to niedopuszczalne.
-
Nie wiem jak Ty, ale ja jestem skłonny do dyskusji. Przedstawiłem swoje argumenty i czekam, aż ktoś się do nich merytorycznie odniesie. Na początek proszę mnie np. przekonać, po co mam się bardzo starać o dobrobyt firmy, która zapewnia mi dość przeciętne dochody pozwalające co najwyżej na wynajem mieszkania i skromne życie (jedzenie, transport komunikacją miejską, wakacje w Polsce, ale nie w drogiej miejscowości). Dajmy na to, że jest to 2000 zł na rękę. Trudność: przy pewnym wysiłku, gdy pracodawcy odbije i zacznie np. oczekiwać pracy po godzinach, znajdę podobną pracę za te same pieniądze, tzn. na moje miejsce nie ma "dziesięciu innych".