najpierw krótkie pytanie: czy usunięcie za pomoca mydła lub "lekkiej" chemii SAMEGO "nalotu" z grzyba na ścianach spodowuje, że jego negatywne oddziaływanie na zdrowie mieszkańców się zmniejszy/zniweluje na jakiś czas ?
a teraz reszta.
znam powód tego, dlaczego grzyb się pojawia - to uszkodzony dach, ale to nie moje mieszkanie i muszę liczyc na wspólnotę mieszkaniową, by go wyremontowała (w tym roku). w domu mam trzy małe dzieiciaki i w zasadzie od jesieni cały czas chorują (no, raczej chorujemy) na grypopodobne choróbska (cieknące nosy, męczący kaszel itp) - zakładam, właściwie to jestem już pewny, że to swiństwo na ścianach może mieć w tym swój udział. nie mogę TERAZ wysłac rodzinki na jednodiniowe wakacje, fizycznie się nie da, a więc nie mogę wpakować w ściany agresywnej chemii, by spróbować wygrać choć jedną bitwę (prawdziwa wojna z tą cholerą zacznie się po wymianie dachu). pozostaje mi więc zmyć tylko same zielone "puchate" plamy jakąś łagodną chemią mydłem i pprzeczekać do lata.
iwracam więc do pytania - czy takie coś osłabi/zniweluje problem (być może) pośrednio związany z chorobami w rodzinie ? czy może samo negatywne oddziaływanie grzyba na nasze zdrowie ma również inne źródło, np. uwalnianie chorobotwórczych substancji z wnętrza "oddychających" ścian ? czy takie podejście ma w ogóle sens (wiem, to takie łatanie sumienia)? ba, lekarz grozi że przestanie mi dzieiciaki leczyć, póki tego nie załatwię !