Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

CZAPELKI

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    145
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez CZAPELKI

  1. Zobacz na http://www.kratki.pl
  2. Według Prawa Wodnego właściciel gruntu może bez specjalnego zezwolenia (zwanego pozwoleniem wodnoprawnym) korzystać z wód znajdujących się na jego posesji, jeśli pobór wody nie przekracza 5 m3/dobę, a wydajność pomp czerpiących wodę ze studni nie jest większa niż 0,5 m3/h. Jest to tak zwane zwykłe korzystanie z wody. Głębokość studni wierconej – rozumiana jako głębokość odwiertu, a nie głębokość zwierciadła wody – nie może przekroczyć 30 m. Według Prawa Górniczego i Geologicznego Do wykonania studni wierconej jest konieczne: opracowanie projektu odwiertu studni, zatwierdzenie projektu przez wojewodę (decyzja), wykonanie odwiertu studni, opracowanie wynikowej dokumentacji hydrogeologicznej odwierconej studni, zatwierdzenie dokumentacji przez właściwy organ administracji geologicznej (decyzja) oraz zarejestrowanie studni, czyli otrzymanie dla niej karty rejestracyjnej. Dokumentacja wynikowa studni jest bardzo ważnym opracowaniem, istotnym z punktu widzenia doboru pompy oraz projektu urządzeń do uzdatniania wody. Określa ona trzy podstawowe parametry studni: dopuszczalną wydajność studni, poziom zwierciadła statycznego wody, depresję. Zatwierdzonej wartości depresji, podobnie jak wydajności, nie wolno nam przekraczać.
  3. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    Według Prawa Wodnego właściciel gruntu może bez specjalnego zezwolenia (zwanego pozwoleniem wodnoprawnym) korzystać z wód znajdujących się na jego posesji, jeśli pobór wody nie przekracza 5 m3/dobę, a wydajność pomp czerpiących wodę ze studni nie jest większa niż 0,5 m3/h. Jest to tak zwane zwykłe korzystanie z wody. Głębokość studni wierconej – rozumiana jako głębokość odwiertu, a nie głębokość zwierciadła wody – nie może przekroczyć 30 m. Według Prawa Górniczego i Geologicznego Do wykonania studni wierconej jest konieczne: opracowanie projektu odwiertu studni, zatwierdzenie projektu przez wojewodę (decyzja), wykonanie odwiertu studni, opracowanie wynikowej dokumentacji hydrogeologicznej odwierconej studni, zatwierdzenie dokumentacji przez właściwy organ administracji geologicznej (decyzja) oraz zarejestrowanie studni, czyli otrzymanie dla niej karty rejestracyjnej. Dokumentacja wynikowa studni jest bardzo ważnym opracowaniem, istotnym z punktu widzenia doboru pompy oraz projektu urządzeń do uzdatniania wody. Określa ona trzy podstawowe parametry studni: dopuszczalną wydajność studni, poziom zwierciadła statycznego wody, depresję. Zatwierdzonej wartości depresji, podobnie jak wydajności, nie wolno nam przekraczać.
  4. witam. W obrębie gminy Supraśl występuję wysoko zasobowy rejon wód podziemnych. "Są to głównie zasoby czwartorzędowe. Najbardziej zasobne i powierzchniowo rozległe poziomy wód podziemnych związane są z osadami Interglacjału Wielkiego i Interstadiału Pilicy. Spotyka się je w utworach piasków różnoziarnistych i pylastych, między warstwami gliniastymi. Część z tych wód ma silny związek z wielkością zasilania atmosferycznego. Ich zasobność uzupełniana jest przeciekami z rzeki Supraśl. W roku 2003 zasobność wód podziemnych w gminie Supraśl została oceniona na 950 m3/h. " Woda jest zawsze ,zalezy tylko na jakiej glebokosci.
  5. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    witam. W obrębie gminy Supraśl występuję wysoko zasobowy rejon wód podziemnych. "Są to głównie zasoby czwartorzędowe. Najbardziej zasobne i powierzchniowo rozległe poziomy wód podziemnych związane są z osadami Interglacjału Wielkiego i Interstadiału Pilicy. Spotyka się je w utworach piasków różnoziarnistych i pylastych, między warstwami gliniastymi. Część z tych wód ma silny związek z wielkością zasilania atmosferycznego. Ich zasobność uzupełniana jest przeciekami z rzeki Supraśl. W roku 2003 zasobność wód podziemnych w gminie Supraśl została oceniona na 950 m3/h. " Woda jest zawsze ,zalezy tylko na jakiej glebokosci.
  6. Błędy ortograficzne pisane są żenujące. Czasami nie da się tego czytać i odchodzi całkowita chęć do przeglądania postów. Polecam przeglądarkę Firefox'a, która poprawi lub słownik internetowy: Słownik PWN Przeglądarka sama w sobie nie załatwi problemu nie wiedzy z podstaw ortografii. No bo jak wyjaśnić ukończenie szkoły przez nas wszystkich. Postawię tezę, że ktoś nie czytał wogóle, nie przykładał się do nauki- a nauczyciele przepuszczali go z listości robiąc krzywdę samemu zainteresowanemu. Lepiej jest gadać bez sensu przez komórkę o dupie marynie niż poczytać książkę lub czasopismo. Problemy w ortografią dzisiaj nazywane są dysgrafią (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dysortografia) tak chętnie przez wszystkich tuszujących swoje lenistwo w czytaniu oraz nieuctwo. Pozdrawiam
  7. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    Błędy ortograficzne pisane są żenujące. Czasami nie da się tego czytać i odchodzi całkowita chęć do przeglądania postów. Polecam przeglądarkę Firefox'a, która poprawi lub słownik internetowy: Słownik PWN Przeglądarka sama w sobie nie załatwi problemu nie wiedzy z podstaw ortografii. No bo jak wyjaśnić ukończenie szkoły przez nas wszystkich. Postawię tezę, że ktoś nie czytał wogóle, nie przykładał się do nauki- a nauczyciele przepuszczali go z listości robiąc krzywdę samemu zainteresowanemu. Lepiej jest gadać bez sensu przez komórkę o dupie marynie niż poczytać książkę lub czasopismo. Problemy w ortografią dzisiaj nazywane są dysgrafią (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dysortografia) tak chętnie przez wszystkich tuszujących swoje lenistwo w czytaniu oraz nieuctwo. Pozdrawiam
  8. eldorado czepiasz się chłopa jakbyś polskiego w szkole uczył. Każdemu się zdarza, jednemu częściej drugiemu rzadziej. A z tego co mi wiadomo do teraz dysortografia w modzie a tak na marginesie: Moją działke najlepiej widać na: http://www.gisbialystok.pl A na google to cyba aktualizacja sprzed 2 lat. Coola TT moderator jestes? Ostatnio sie mnie czepiales,ze se posty nabijam.
  9. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    eldorado czepiasz się chłopa jakbyś polskiego w szkole uczył. Każdemu się zdarza, jednemu częściej drugiemu rzadziej. A z tego co mi wiadomo do teraz dysortografia w modzie a tak na marginesie: Moją działke najlepiej widać na: http://www.gisbialystok.pl A na google to cyba aktualizacja sprzed 2 lat. Coola TT moderator jestes? Ostatnio sie mnie czepiales,ze se posty nabijam.
  10. Zainteresowanych serdecznie zapraszam na VI Międzynarodowe Otwarte Mistrzostwa Salmo Clubu Białystok w Wiązaniu Sztucznych Much. Impreza odbędzie się 13 lutego 2010 w Biurze Zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Białymstoku, ul. Jurowiecka 33. Początek imprezy – godzina 10.30. Mikazuu ieas Zapraszam .
  11. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    Zainteresowanych serdecznie zapraszam na VI Międzynarodowe Otwarte Mistrzostwa Salmo Clubu Białystok w Wiązaniu Sztucznych Much. Impreza odbędzie się 13 lutego 2010 w Biurze Zarządu Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Białymstoku, ul. Jurowiecka 33. Początek imprezy – godzina 10.30. Mikazuu ieas Zapraszam .
  12. Nic ci nie bede wytykac .Pomysl, popatrz nawet w tym pytaniu ,ktore zadales. Pozdrawiam.
  13. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    Nic ci nie bede wytykac .Pomysl, popatrz nawet w tym pytaniu ,ktore zadales. Pozdrawiam.
  14. Ja juz nie moge doczekac sie dodatniej temperaturki ,aby dalej ruszuc budowe. Dolujacy jesten mroz ze sniegiem. FOXSTER pisz bardziej zrozumialym dialektem.
  15. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    Ja juz nie moge doczekac sie dodatniej temperaturki ,aby dalej ruszuc budowe. Dolujacy jesten mroz ze sniegiem. FOXSTER pisz bardziej zrozumialym dialektem.
  16. To ja poprosze namiary elektryka. Dzieki .
  17. "Autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum, musiałam się tym podzielić. (Uwaga! Pisownia oryginalna bez cenzury.) Czy ta historia może być prawdziwa? Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów. Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo - wąż. Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut - oż kurwa, no to nie mogło mi się zdawać - coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska, zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie. Ale chuj, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to chuj, przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici, kici! Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni chuja, uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już. Ja pierdolę. Kurwa, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa, mam w aucie, chujowa, ale może starczy. Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest, oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości. Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w pizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie wpierdolił, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, kurwa, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację? Idźżesz w chuj, pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje. Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe, więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie. Kurwa, drugi sąsiad przyszedł - po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - kurwa, ludzie to są barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja, to go musi wygonić albo utopić. Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą. Kurwa mać, urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w chuj - jak się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel. Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł, którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebię. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje. Straty: zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy - poszedł w chuj, latarka - w chuj, pogrzebacz w chuj. Afera na ulicy jak chuj.
  18. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    "Autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum, musiałam się tym podzielić. (Uwaga! Pisownia oryginalna bez cenzury.) Czy ta historia może być prawdziwa? Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów. Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo - wąż. Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut - oż kurwa, no to nie mogło mi się zdawać - coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska, zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie. Ale chuj, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to chuj, przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici, kici! Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni chuja, uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień zwalczaj ogniem. Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już. Ja pierdolę. Kurwa, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa, mam w aucie, chujowa, ale może starczy. Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest, oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości. Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w pizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie wpierdolił, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, kurwa, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację? Idźżesz w chuj, pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje. Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe, więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie. Kurwa, drugi sąsiad przyszedł - po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - kurwa, ludzie to są barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja, to go musi wygonić albo utopić. Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą. Kurwa mać, urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w chuj - jak się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel. Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł, którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebię. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje. Straty: zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy - poszedł w chuj, latarka - w chuj, pogrzebacz w chuj. Afera na ulicy jak chuj.
  19. SSAB to jest dopiero blaszka ,a nie jakies japonskie wynalazki.
  20. CZAPELKI

    Grupa PODLASKA

    SSAB to jest dopiero blaszka ,a nie jakies japonskie wynalazki.
  21. Witaj My wybierajac ten projekt bylismy zmuszeni szukac czegos do waskiej dzialiki. Wybralismy ten projekt w 2005 roku.Realizacja dopiero teraz. Calkiem przyjazny dla 4 osob.Nie zmienilibysmy go na zaden inny. Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...