Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Tomek Janiszewski

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    0
  • Rejestracja

Tomek Janiszewski's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. Długo mnie tu nie było (i innych żeglarzy też niestety nie) , ale skoro zajrzałem - to obietnicy dotrzymać trzeba, nawet gdybym miał okazać się tym który zgasi światło Oto ta relacja: http://www.siz.org.pl/opowiesc/tjublik/ublik.html Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  2. Więc teraz dla odmiany będzie coś o słodkim Mnie uczono że tak się nie pływa - w harcerstwie. Oczywiście, taki program szkoleniowy przyszedł "z góry" czyli z PZŻ. Dotyczyło to zarówno jednoczesnego używania wraz z żaglami silnika jak i (w tamtych przaśnych czasach przede wszystkim) pagajów. Obojętnie skąd się wziął. był ściśle przestrzegany, a jego złamanie było uważane za hańbę tej miary co powiedzmy, oddanie moczu do wody wprost z burty na oczach zgromadzonych na mikołajskiej kei spacerowiczów. Podziwiałeś mnie niedawno jak zręcznie udało mi się na resztkach wiatru trafić pozornie niesterownąłódką z nurtu Wisły wprost w portowy kanałek. W miniony poniedziałek już mi się to nie udało: wiatru było jeszcze mniej, do tego dmuchał on akurat wprost od brzegu, a płynąć jak najblizej brzegu aby w pewnej chwili skryć się za cypelkiem poza głównym nurtem nie mogłem: brzeg pod pomnikiem saperów okupowali moczykije. Silny nurt zniósł mnie poniżej portu: gdybym nie wyciągnął w tym momencie pagaja aby ze zwisłymi żaglami zbliżyć się do piaszczystej plaży gdzie nurt jeszcze nie docierał, prąd zniósł by mnie jeszcze niżej. A tam zaczynały się ciągłe zwałowiska gruzu, nurt zaś sięgał samego brzegu. Miałbym poważny kłopot jak powrócić; najpewniej poharatałbym żelkot na kamieniach podczas holowania z brzegu. Olewając bzdurną, związkowo - harcerzykowską "etykietę" doczekałem po chwili słabiutkiego podmuchu, który po stojącej niemal w tym miejscu wodzie przerzucił mnie do ujścia portowego kanałku. Potem zrobiłem to co już widziałeś: zrzucenie żagli, złożenie masztu i pagajowanie pod bramą. Tylko szpece od etykiety z pobliskiego HOW-u (z samym Sztosiem na czele, gdyby nie to ze obecnie dzierży ambitniejszą fuchę) nie posiadaliby się pewnie z oburzenia... Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  3. Ubawiła mnie kiedyś opinia pewnegoo kapitana jachtowego (utalentowanego zresztą). On wyobrażał sobie żeglowane po śródlądziu jako nacechowane... ciągly stresem w obawie przed wejściem na mieliznę! Gorzej było gdy inny kapitan, który utknał na meliźnie gdzieś na Śniardwach... wzywał pomocy zamiast własnoręcznie zepchnąć łódkę i płynąć dalej I Czemu nie, nawet mógłby zabrać choćby na popołudniową przejażdżkę, ale jak się domyślam - "44 wyspy" oznacza Świnoujście? Daleko stamtąd do Warszawy, i nie ma żadnej gwarancji że wiatr powieje w dobrą stronę. Halsówka pod prąd udaje się na Orionie sporadycznie, za to jest duze prawdopodobieństwo że "skanujac" niemal całą powierzchnę rzeki trafi się w końcu na podwodny kamień To robił nasz Administrator. ZTCP choćby w Wordzie jest coś takiego jak hiperłącze, byćmoże z tego korzystał. Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  4. Ależ proszę: tak na początek - zapraszam na "wywrotową" stronę Grupy pl.rec.zeglarstwo gdzie opisałem rejs niedługi, ale za to taki o którym niejeden myślałby, że w ogóle nie ma prawa się odbyć. Z Warszawy, 23 km Orionem pod prąd Wisły bez pomocy silnika... http://www.siz.org.pl/opowiesc/tomekj/wisla1.html Niebawem powinien pojawić się tamże rówież ilustrowany opis wyprawy na takie "inne Mazury" czyli na jezioro Ublik Mały (Zielone), gdzie po drodze dwukrotnie własnemy ręcamy budowałem... śluzę Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  5. Czyżbym była aż taką pogromczynią dyskutantów? Wydawało mi się, że rozmawiam o sprawach, nie atakuję nikogo personalnie ani nie jestem niegrzeczna. Ależ źle mnie zrozumiałaś - czuję się pogromiony przez Pawła Po tym co On napisał - mnie trudno byłoby już dopisać cokolwiek mądrego. Z Tobą chętnie podyskutuję na temat dowolny Podałem pozytywny przykład kpt. Rzeźnickiego jako jeden z wielu. Kto wie czy nie najwięcej zawdzięczam innemu instruktorowi z byłego klubu PRiTV w Jachrance który w roku 1992 zachęcił mnie abym uwierzył w siebie i wyruszył w pierwszy samodzielny rejs po Mazurach, choćby i bez załogi? Ale pamiętam i swój wcześniejszy smutny koniec kariery w 21WWDH, gdy jeden z niewydarzonych instruktorów podsumował całą moją czteroiletnią działalność, m.in przy budowie drużynowych jachtów: "nawet jak zrobi sternika to i tak się nie zgodzę aby powierzyć mu łódkę". Dlatego mój sprzeciw budzi, gdy ktokolwiek usiłuje decydować o tym, czy kto innemu wolno żeglować, czy nie. . Postraraj się zrozumieć mnie w tym jednym konkretnym przypadku. Najpierw wykazałem że się myli - nie wiedząc że karta rowerowa już nie obowiązuje. W odpowiedzi przeczytałem że to jest do du.. - i kolejna o wiele gorsza bzdura, że w takim razie można bezkarnie łamać przepisy. I na wszelki wypadek,. wyświechtany argument o rzekomej niższości naszego Narodu nad pozostałymi. Powiedziałem co o tym myślę, a gdy mimo wszystko raz jeszcze próbowałem dać mu szansę - zostałem nie tylko ponownie zjechany, ale do tego jeszcze bezpodstawnie zaliczony w poczet sfrustrowanych działaczy PZŻ, których nie dopuszczono do koryta. Przy caym szacunku dla Ciebie - ale z do dalszej dyskusji z tamtym osobnikiem skłonić mnie już nie zdołasz. Nooo dobra, pozwalam Ci poplotkować na temat genezy nazwy mojej żaglówki ("Leśny Dziadek") Nie obrażę się nawet jeśli napiszesz że to nawiązanie do mojego zrzędliwego charakteru Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  6. Uwaga na to co pisze się na stronach PZŻ! Tam podaje się to co jest w danej chwili wygodne Przykład: na stronie Kujawsko - Pomorskiego OZŻ http://www.kpozzbyd.org.pl/frame.php?name=Kpozz&file=komisje&func=techniczna_przepisy podaje się owszem wciąż aktualne rozporządzenia odnośnie rejestracji i przeglądów jachtów, ale nie udało mi się uświadczyć choćby wzmianki o tym, że obowiązujący od 24 lipca br. akt wyższego rzędu jakim jest Ustawa o Żegludze Śródlądowej znosi obowiązek przeglądów oraz rejestracji większości z nich. Tak to leśne dziadki starają się żerować na niewiedzy armatorów, aby tylko wyrwać jeszcze trochę kasy na swoją dalszą szkodliwą dla żeglarstwa egzystencję. Podejrzewam że nie inaczej będzie z najnowszą Ustawą o zniesieniu obowiązku legitymowania się jakimkolwiek patentem na jachtach śródlądowych poniżej 7,5m długości, jaka wejdzie w życie od nowego roku. Przynajmniej do chwili gdy Minister nie wyda nowych rozporządzeń. Cóż - ta bomba tak czy inaczej tyka, postanowiłem więc zdetonować ją już teraz. Oczekuję wybuchu świętego oburzenia. Uprzedzam - twardy będę! Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  7. Wątek stary - ale można go odświeżyć, bo mam parę świeżych spostrzeżeń... No wybacz, ale naprawdę trudno było to zrozumieć inaczej. Do dziś od jak najgorszej strony wspominam rejs tzw. Warszawskiego Yacht Clubu (z Uniwerku) w roku 1984. Tam obowiązywała właśnie nawigacja alkoholowa. Pierwszy dzień rejsu - start z Almaturu na Zimny Kąt. Następnego dnia - powrót do Giżycka ponieważ gorzały nie zdążono zakupić w dostatecznej ilości. Potem, po wypadzie na Dobskie zamiast pierwotnie planowanego odwiedzenia Sztynortu, gdzie można by się zregenerować (włącznie z odwiedzeniem toalety i przysznica - to tak a'propos powodów skłaniających do paskudzenia po krzakach) - zmiana decyzji, nie do portu lecz na nieodległy Róg Sztynorcki, z przeciąganiem balastowo - mieczowych Nashy w przechyle po kamieniach A wszystko to po to aby w tak paskudnym miejscu nareszcie zrobić zaryczaną popijawę na maxa: żaden normalny żeglarz nie odwiedza takiego miejsca, toteż i milicji nie będzie komu wezwać. Następny dzień - to oczywiście leczenie zalanego dzień wcześniej robala, tak gdzieś do piętnastej. Zanim zdechł wiatr, ferajna zdążyła dopłynąć zaledwie do Kirsajt. Tam - znowu postój w najgorszych z możliwych miejsc, na kamieniach umacniających przyczółki mostu. Rano skoro świt, naczalstwo pobiegło co tchu do nieodległej wsi Sztynort aby powrócić z hiobową wieścią: nocny nalot MO, meliny pozamykane, a monopolowy otwarty od godziny 13-stej! Więc decyzja może być tylko jedna - stoimy! Jedna załoga bardzo szybko zbuntowała się; nie twierdzę że na pewno wylewali za kołnierz, ale z aż takim bydłem to pływać nie chcieli. Więc odłączyli się i pływali na własną rękę, ale okazali się ze wszechmiar solidni, w dniu zakończenia rejsu punktualnie zameldowali się w Rucianem. A że z kolei ja ostentacyjnie odmawiałem przyłącznia się do pijackich excesów - oczywiście byłem traktowany jako czarna owca. I wkrótce sam porzuciłem tamten chlew - przesądził o tym "testament" odchodzącego Komadora, który skarżył się na "poprzepalane papierosami kapoki i żagle". A od tamtego czasu chlanie na rejsach traktuję z największą podejrzliwością. A czy tu nie kłania się przypadkiem elementarna wiedza z zakresu... ratownictwa? Owszem, czasem zaleca się podanie alkoholu osobie przemarzniętej, ale dopiero wówczas gdy znajdzie się w bezpiecznym, ogrzewanym pomieszczeniu! Alkohol wypity w wodzie przyspiesza tylko utratę ciepła i śmierć. W wyziębionej kabinie jachtu raczej do tak drastycznych skutków nie dojdzie - ale czy przypadkiem pomimo złudnego uczucia ciepła zaraz po zażyciu i łatwiejszego zasypiania - nie łatwiej wtedy o przeziębienie? (oczywiście zadałem pytanie przy założeniu że Twój post był najzupelniej poważny, a nie miał być tylko humorystycznym usprawiedliwieniem excesów z dawnych młodzieńczych lat) Co niechybnie bierze się stąd że nie raczej nie pływa się w kabinie (przygotowywanie posiłków, obok prowadzenia nawigacji jest najbardziej rzygogennym zajęciem ) Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  8. Bo ono miało służyć przede wszystkim wymianie konstruktywnych myśli między "Liberatorami". Gdy dopięli swego - ruszyli siać gdzie indziej. A "cenzura" na Forum PFŻ została wprowadzona wyłącznie w wyniku występów niejakiego Sławomira Szczygielskiego znanego też jako "Sejwal", "Woda", "Uświadomiony", czy "Wacław Nieśmiały". Żadnemu z forów (z niniejszym włącznie) nie życzyłbym aby tamten arcytroll na nie zawitał. A czemu nie? Aczkolwiek nie czuję się już na siłach włączyć do dyskusji z Tobą - Paweł jednak jest Wielki! Dodam tylko że tak, z ręką na sercu przyznaję ze i wśród instruktorów PZŻ są ludzie którym zawdzieczam niemało: przykład kpt. Waldemara Rzeźnickiego który szkolił mnie na sternika w roku 1997 wystarczy? Co do Barbarossy - stracilem resztę złudzeń. "Kopnij chama to cię pogłaszcze, pogłaszcz chama to cię kopnie" - tak mogę podsumować dotychczasową dyskusję. Będę zatem przede wszystkim doglądał, czy nikt nie próbuje tu (oraz na innych Forach, o których istnieniu jeszcze nie wiem) ponownie rozpętać "sabatu czarownic" z żadaniem palenia na stosie rzekomo mających krew na rękach osób które przyczyniły się do zdjęcia związkowego jarzmo z pleców żeglarzy. Pozdrawiam Tomek Janiszewski ps. Zniknałem z Forum na 2 długie dni nie dlatego abym się "wystrzelał" ale po prostu po to aby pożegnać sezon odwiedzinami na Zegrzu (istotnie to był masochizm, bo noce chłodne a jacht nieocieplany). Zapewne popływam jeszcze parę razy "po warszawsku" o ile sprzyjający wiatr na to pozwoli...
  9. Co się zmieniło? Zmieniła się świadomość osób do samdzielnego myślenia zdolnych, przymnajmniej moja. Co z tego że nie ma obowiązku zakładania kamizelki (a kartę pływacką pewnie gdzieś tam jeszcze mam), jeśli osoba myśląca potrafi ocenić, kiedy kamizelkę założyć warto, a kiedy nie. Na przykład, pod koniec lipca br. ostro kuło na Święcajtach (może 5B, może 6B, może nawet silniej), toteż nie zmuszany do tego przez nikogo i przez żadne przepisy - sam założyłem kamizelkę gdy wypłynaszy zza przytulnej osłony Kociej Wyspy (gdzie spędziłem noc), zorientowałem się że tu nie ma żartów. W końcu schroniwszy na chwilkę przed przelotną ulewą w "Rusałce" zawinąłem po raz drugi do zacisznego Kalu aby do Węgorzewa dotrzeć... na piechotę. A przecież nikt mi nie zabraniał pchać się w tych warunkach w pojedynkę przez Mamry: Kart Bezpieczeństwa na śródlądziu przecież nie ma i nie było! Więc co, tylko surowe przepisy mogą uchronić nieszczęsnych żeglarzy przed tragedią? Jeśli do włąsciwych wniosków nie doszli w porę poszkodowani podczas burzy żeglarze, aby czem prędzej wiać do brzegu, a w sytuacji krytycznej założyć kamizelki, albo nie zrobili tego bo "przecież nie ma wymogu" - to pomóc może im już tylko to, że z tego co przeszli wyciągną wreszcie właściwe wnioski i drugi raz takiej głupoty już nie powtórzą. Także i Tobie życzę wyzwolenia się z niewoli... myślenia pezetżetem, jakie tu zaprezentowałeś w całej pełni. Tomek Janiszewski
  10. To o rok później niż ja - żeglarza. I zaraz potem "awansowałem" dzięki ówczesnej liberalizcji. Nie muszę dodawać że sternicy jachtowi patrzyli podówczas na takich jak ja z lekceważeniem, dokładnie tak jak dziś leśne dziadki z PZŻ patrzą na tzw. lipcowych morsów. Oj tam zaraz nie byłoby stać. Za Orniona zapłaciłem 3,5 tys. zł, potem musiałem włożyć w niego jeszcze sporo kasy a zwłaszcza pracy aby uczynić go zdatnym do użytku. Za mniej niż 10tys. zł. trafiają się oferty "Gig" lub Micro, które pod pewnymi warunkami nadają się do pływania po morzu. Ja nawet zarażać się nie musiałem, nie miałem zresztą od kogo. Dla mnie było naturalne że żeglowanie musi być czymś wspaniałym, a skoro ludzie wylegują się na plażach zamiast pływać - to tylko dlatego że jest to zajęcie niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika. Cena ceną - ale ileż złego w ukształtowaniu powyższego stereotypu uczyniła "żeglarska żandarmeria" do jakiej to roli został powołany za komuny PZŻ? . I to faktycznie może być problem: rejs rzekami z Warszawy na Mazury to rutynowy, kilkudniowy "przelot", jakby przedłużenie mazurskiego rejsu. Z odległego Krakowa, a zwłaszcza z powrotem - to byłaby już wielka wyprawa. Może dlatego (jak odnoszę wrażenie) odsetek żeglarzy morskich jest zdecydowanie większy poza Warszawą (pomijając oczywiście same Mazury). Jak już jechać gdzieś z Zakopanego lub Jeleniej Góry - to nad Bałtyk będzie praktycznie ta sama droga co do Giżycka. A no widzisz: i na takich właśnie (skądinąd szlachetnych) instynktach żerowali dotąd ci dla których cała ta prewencja - służyła tylko zbijaniu kasy. . Pewnie osób było o 2 (a nawet o 3: są tacy hardcorowcy którzy mieli zwyczaj pływać w piątkę: jeedna osoba w poprzek) za dużo Odnoszę jednak wrażenie że woda na suficie bierze się nie tyle z oddechów co z... zęzy. Nocą woda jest cieplejsza od powietrza, znajdująca się woda w zęzie nieustannie paruje, aby skroplić się na najzimniejszym suficie. Zapobiegłaby zresztą temu wykładzina. Niebawem również ją sobie sprawię, na razie jednak dorobilem się umeblowania, światła, stałej kuchenki... Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  11. Jak to nie??? Nóż kuchenny można ukryć w rękawie a tłuczek (na wszelki wypadek ze sklepową metką) - w reklamówce z zakupami. No i jak tu zapobiec zrobieniu niewłaściwego użytku z niebezpiecznych narzędzi? Skonfiskować wszystkim noże i tłuczki, a na czas robienia obiadu wypożyczać je, pozwalając z nich korzystać pod nadzorem policjanta? To nie rzeźb. Najwyżej więcej zapłacisz przy czarterze; dotąd miałbyś jak w banku że odejdzesz z kwitkiem. Widać miałeś jakiegoś Zabujczego Oriona (pisownia oryginalna z p.r.z, proszę nie poprawiać). Skoro Natura dała Ci trochę więcej wzrostu niż mi, możesz znaleźć sobie co innego. Np. Micro Polo. Jaka kula u nogi??? Ruszam sobie z rodzinnego miasta, płynę sobie nieśpiesznie pięknymi rzekami śmiejąc się w nos unieruchomionym w korkach nad Zalewem Zegrzyńskim (np. w niedzielny wieczór, koło 22) blachosmrodziarzom, a na Mazurach poza jachtem nic już mnie nie obchodzi! To raczej gdybym pojechał tam samochodem, stałby się on po zaokrętowaniu na jacht kulą u nogi: zostawiłbym go np. w Węgorzewie, a postanowiwszy przebazować na tydzień lub dłużej na Nidzkiem zastanawiał się czy nie ściągnąć go na ten czas do Karwicy... A potem ta krzątanijna po zakończeniu rejsu gdy trzeba w trymiga wypakować wszystkie szpeje i poupychać je w bagażniku... A tak - wracam sobie do Warszawy ze wszystkim co mam, i mogę to odwieźć do domu choćby i w następnych dniach.[/b] Tomek Janiszewski
  12. Możesz nazywać ich w dowolny sposób. Nie obrażę się, bo nie odnosi to się do mnie. Ale nie uogólniaj więcej, że to narodowa cecha Polaków. Zaś od sądzenia - jest sąd, i to sąd nieskrępowany polityczną poprawnością nakazującą w takich wypadkach umarzać postępowania "z uwagi na młody wiek sprawców oraz znikomą szkodliwość społeczną czynu". Z moich obserwacji (być może cząstkowych) wynika że niemały udział w syfie na mazurskich brzegach mają zorganizowane rejsy młodzieży (w tym rejsy "na patent"). Aby zaoszczędzić kasy której młode osoby nigdy nie mają za wiele, nocuje się zwykle na dziko, tymczasem trudno nieraz "na zawołanie" skorzystać z toalety podczas parugodzinnego postoju w Mikołajkach, szczególnie gdy w załodze jednego koromysła jest kilka a nawet kilkanaście osób, a takich koromyseł pływa w qpie cała flotylla. Co innego gdy pływa się samemu albo we dwoje z bliską osobą: zawsze można racjonalnie zaplanować postoje aby z jednej strony nie przepłacać za luxusowe "mariny" a z drugiej - nie zostawić jakiegokolwiek śladu po nocnym postoju na dziko. Niekonsekwentny jesteś. Poprzednio zwyzywałeś mnie od PiSowczyków (skądinąd całkiem słusznie, choć wypada oddać sprawiedliwość posłom Radosławowi Pardzie i Krzysztofowi Bosakowi z LPR którzy mają dominujący udział w najnowszej liberalizacji przepisów), teraz - podejrzewasz mnie o jakieś odchylenia anarchistyczne. Jestem jak najbardziej za wzmożonymi kontrolami (najprościej - wysłyać policyjną motorówkę do każdego ognicha jarającego się poza wyznaczonym polem biwakowwym) i surowym karaniem chuliganów i "okupantów" Ale przecież oni wszyscy pływali dotąd z patentami! Może nawet wspomniane wyżej obozy "patentowe" (gdzie dziewczyna idąca w krzaczki z ukrytą za pazuchą rolką papieru nie zabiera nawet saperki obawiając się że zaraz ruszą za nią "paparazzi") nauczyły ich że paskudzenie po krzakach jest normą skoro nikt tam jeszcze WC nie wybudował? Tomek Janiszewski
  13. Nawet jak pływają nieodpowiedzialni - to łatwo ich dopaść i ukarać. Po co fundować calej reszcie patentową "cenzurę prewencyjną"? Czy poziom prawdopodobnych szkód jakie mogą narobić zanim zostaną zatrzymani(wyjąwszy żeglującego szaleńca z kałachem za pazuchą) uzasadnia to? Co jak co, ale nazwa tej "Perły w Koronie Szkolenioweg Imperium PZŻ" jest wyjątkowo adekwatna. Jakaż to instytucja potrafiła skutecznej wytrzebić... myśl o żeglowaniu z głów tylu obywateli naszego kraju? Aczkolwiek nie przeczę że skoro ją przeszłaś, to jesteś w gronie najlepszych. Inna rzecz że można było to osiągnąć i bez wyrzeczeń, drogą praktyki na własnym jachcie. Niechby tu zajrzał Skipbulba z pl.rec.zeglarstwo, mielibyśmy ciekawe zderzenie "dwóch szkół". Dodam jeszcze że przed kilkudziesięciu laty (może jednak nie jesteś aż tak stara aby to pamiętać) odpowiednikiem "Trzebieży" na śródlądziu był YKP w Jadwisinie nad Zegrzem. To tam odbywały się wielodniowe "sesje" na patent sternika jachtowego. A trzeba CI wiedzieć że przed rokiem 1981 starnik jachtowy był wymagany dla prowadzenia najmarniejszej Omegi(!) Żeglarz mógł to czynić tylko pod nadzorem. Więc nawet jak młodzi zapaleńcy znaleźli sobie gdzieś w klubie jakąś zapuszczoną krypę, to odremontowanie jej było dopiero połową sukcesu: trzeba było jeszcze znaleźć kogoś kto zgodzi się nią dowodzić, i zdać się na jego łaskę i niełaskę. Stopień sternika jachtowego był dostępny dla relatywnie nielicznych, zdobyć go można było po zaliczeniu 300km w rejsach stażowych... po śródlądziu! Chciałabyś powrotu do tamtych czasów? Albo w ogóle zniechęcą się do żeglowania i zrobią komuś krzywdę w bardziej dostępny sposób. Jako blokersi, stadionowi chuligani lub inni dresiarze. A ja niestetry żaony nie mam dotąd, więc z powodzeniem pływam sobie w pojedynkę. Tymczasem w dawnej drużynie harcerskiej zostałem niegdyś wytypowany do odstrzału: "instruktor" stwierdził że nawet jak zrobię sternika, łódki nie dostanę. No i niech teraz ma się z pyszna. Pozdrawiam Tomek Janiszewski
  14. Toi baaardzo mało widzisz. Przejdź się do siedziby Warszawsko _Mazowieckiego OZŻ na OZŻ na Ciołka to zobaczysz. Instytucja ta wynajmuje pomieszczenia biurowe od... PZU. I wszystko staje się jasne: PZU dostaje swoją dolę za wynajem pomieszczeń, a WOZŻ usilnie się stara aby uczynić ubezpieczenia żeglarzy obowiązkowymi. Gdyby dopięli swego, już na pewno zostaliby docenieni za napędzenie tylu baranów do strzyżenia. Co więcej, jednym z agentów PZU specjalizujących się w ubezpieczeniach żeglarskich jest, a przynajmniej do niedawna był... towarzysz Bogdan Helm, wiceprezes WOZŻ ds technicznych, autor przepisów o przymusowej rejestracji i przeglądach jachtów. To jemu właśnie "zawdzięczamy" dodatkową literkę "Z" w numerze rejestracyjnym żaglówki: "Bo jachty bywają przewożone transportem drogowym, niekoniecznie razem z masztami, i policjant z drogówki musi wiedzieć czy przewożony jest jacht żaglowy czy motorowy", tak to tłumaczył kiedyś w klubie gdzie trzymam łódkę. Tak jakby (nie mówiąc już o tym że trzeba być... leśnym dziadkiem aby ich nie rozróżniać) obowiązywały inne prawa jazdy na przewożenie żaglówek, a inne - motorówek Niniejszym odechciało mi się dalszej dyskusji z kimś kto plwa na własny naród. Gdzieżeś się wychował, zetesempowcze? W młodzieżówce LiD tak teraz uczą? Ja również go mam. Więc się więcej do ciebie nie odezwę, chyba że sam założysz sobie kaganiec (druciany), i odszczekasz to co napisałeś. Tomek Janiszewski
  15. Oj, żebyś tylko nie przeklinała chwili w której się o Was dowiedziałem Pytasz o całe społeczeństwo, czy może jednak tylko o siebie? Szaleć to można na skuterach i motorówkach. Narobić kaszany i zwiać. Tymczasem na szybkie jednostki patenty nadal będą obowiązywały, a niech no ktoś spróbuje zaszaleć na żaglówce. Policja szybko zhaltuje takiego pacjenta i wybije mu ze łba ochotę na dalsze szaleństwa. Nie obraź się ale... byłaś może w wojsku? Jako żywo przypomina mi to postawę starego "dziadka" wobec "kota": ja dostałem mocno w tyłek, teraz ode mnie będą dostawać młodzi... A czy wiesz że niejeden z owych nowych sterników - zrobił swój "patent" nawet nie po to aby pływać - ale po to aby w te pędy zrobić MIŻ a potem IŻ. Czasem nawet stawał na głowie aby koniecznie wyrwać się w morski, "stażowy" rejs - przerzygany następnie w koi. I tacy to potem szkolą zastępy nowych "patenciarzy" Nad Kobietą pastwił się nie będę : wystarczy że dostatecznie dosadnie wytłumaczyłem powyższe Barbarossie. Pozdrawiam Tomek Janiszewski
×
×
  • Dodaj nową pozycję...