Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dot

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    13
  • Rejestracja

Dot's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. I można ten hamulec zamontować w juz gotowych, zamontowanych oknach? Czy to odpowiednik takiej "zębatki", powszechnie występującej kiedyś w oknach? Dot
  2. Jest to jakiś pomysł, tylko taki łańcuch powinien być "twardy". Innymi słowy, powinien blokować okno w jakiejs pozycji (4 cm są jak najbardziej OK) tak, żeby nie można było go ruszyć ani w jedną, ani w drugą stronę. Jakieś inne pomysły? Dot
  3. Hej, Tak sie sklada, że mam w domu TYLKO duże okna balkonowe, które własnie ze względu na swoje wymiary i budowę mogły być tylko rozwierne. W chwili zamawiania nie pomyślałam jednak niestety o możliwości jakiegoś subtelnego uchylania ich tak, aby mieć gwarancję, że będzie przewiew, a jednocześnie nie otworzą się na oścież przy silniejszym podmuchu wiatru. Myślę o jakiejś blokadce, która pozwoliłaby uchylic okno na kilka centymetrów i zablokować je w tej pozycji. Szczególnie przydałoby się to do pokojów dzieci, którym - jak sądzę - będzie dość strasznie spać w nocy przy oknach otwartych "niekontrolowanie". Oczywiście, nie pomyślałam również o nawiewnikach czy czymś takim. Okna przyjeżdzają za tydzień, więc w ich konstrukcji nic już nie zmienię. Macie jakieś pomysły? Czy są jakieś blokadki, które montuje się już do gotowych okien? Pozdrawiam / Dot
  4. Ja mam 4 x 180 szer x 300 wysokości, czyli w sumie cała ściana przeszklona. Dwa skrajne nieruchome, dwa środkowe rozsuwane na boki. Drogie to było strasznie, ale to jedna z niewielu rzeczy, z którą tak naprawdę zaszaleliśmy. I myśle, że warto. Wstawiają to za 2 tygodnie, producentem jest Adpol, więc od razu powiem wam, co można o nich sądzić A myślę, że widok na ogród, oświetlenie itd. będą warte grzechu Nie przejmuje się za bardzo potencjalnym chłodem z zimie, przy progu mam 6 m grzejnika kanałowego, a w razie czego będę dogrzewać się kozą, która stoi w salonie Pozdrawiam Dot
  5. Hej, Powiem wam pewnie już wkrótce, na bazie wielomiesięcznej praktyki, jak to jest z tym zamakaniem i suszeniem Ytonga Wzniosłam ściany i wylałam strop do początku grudnia, po czym przez wiele miesięcy nie mogłam zrobić dachu (z różnych względów). Okrycie stropu folią niewiele pomogło, w czasie deszczu woda lała mi się po ścianach i ciekła ze stropu strumieniami Ściany mokre wizualnie, po dotknięciu ręką i w każdym innym aspekcie W tym tygodniu zrobią mi wreszcie dach. Pierwszy sprawdzian schnięcia ścian to będzie pan parkieciarz, bardzo mnie ciekawi, kiedy dom wyschnie na tyle, by pp mógł wejść... Drugi sprawdzian to pierwszy sezon grzewczy. Powiem wam jednak szczerze, że jestem zdania, że jeden sezon intensywnego grzania i wentylowania powinien mu wystarczyć. Te ściany wyglądają nieźle już po kilku dniach ciepłych i bezdeszczowych. Oczywiście, rozumiem, woda w środku itd. Niemniej, wydaje mi się, że wszystko to jest kwestią dlugiego schnięcia, dołożenia do ogrzewania itd. ale na pewno nie katastrofy budowlanej Gdyby było inaczej, strzeliłabym sobie w głowę już teraz. A jednak myślę, że wyjdę z tego obronną ręką Pozdrawiam Dot - optymista
  6. No to chyba przebiję wszystkich forumowiczów Owładnięta ideą połączenia domu z tarasem i ogrodem zdecydowałam sie na przeszklenie całej ściany. Wysokość 3 m, długość 7,5 m. Podzieliłam to na cztery części, dwie skrajne są nieruchome, dwie środkowe rozsuwają się na te nieruchome. Rzeczywiście kosztuje to sporo , ale mam nadzieję, że efekt będzie obłędny. Tym bardziej, ze za oknem mam pastwiska i lasy po horyzont, bez śladu ludzkiej obecności Wiem, ze większe koszty grzania itd., ale.. raz się buduje Dot
  7. Ale wtedy on nie ruszyłby kolejnego etapu budowy... A my zostalibyśmy np. ze ścianami, ale bez stropu, u progu zimy... D.
  8. Właśnie podsumowuję koszty naszej współpracy z pierwszym wykonawcą, z którym pożegnaliśmy się w połowie budowy, by zmienić go na innego. Oto lista popełnionych przez nas błędów... (nie ma co obwiniać innych, po prostu zabraliśmy się do tego po amatorsku) - Zbyt późno zabraliśmy za poszukiwanie wykonawcy, konkretnie późną wiosną 2003, więc wielu miało już ustawioną robotę, a my sami mielismy zbyt mało czasu, by znaleźć kogoś, do kogo naprawdę mielibyśmy przekonanie. Oparliśmy się na rekomendacjach Ytonga, a dziś widzę, że trzeba było szukać przede wszystkim przez referencje znajomych. - wybrany przez nas wykonawca dwa dni przed podpisaniem umowy przestał się odzywać, po prostu zniknął. Drugi w kolejce powiedział, że ma już ustawioną inną robotę i wycofał się. Trzeci i ostatni, Pan K, którego cena była akceptowalna, wyszedł nam z braku innego wyboru. Co później wyszło nam nosem... Niby współpracował wcześniej z naszym architektem, ale - jak sie okazało później - architekt znał go od strony współpracy projektowej, a nie inwestorskiej. A pieniądze i terminowość okazały się przyczyną naszych późniejszych problemów... - Zbyt późno zaczęliśmy starać się o pozwolenie na budowę, w wyniku czego do jej rozpoczęcia byliśmy formalnie gotowi na początku września, czuliśmy, że czas nas goni, trzeba lecieć z budową, nie mamy czasu na kolejny proces wyboru wykonawcy i zaczęliśmy współpracę z panem K bez podpisania umowy! Pan K cały czas zwlekał z tą umową, jakoś się migał, a my mieliśmy nóż na gadłem i zeszłoroczną zimę w perspektywie. Pan K niby wszedł na budowę, ale wystawiając tam dwóch ludzi na krzyż. Mieliśmy przepiękną pogodę, która została zmarnowana, bo Pan K kończył jeszcze gdzie indziej inną robotę. Wreszcie skończył stan O i wystawił nam rachunek taki, że włosy podniosły się nam na głowie, przekraczający o 60% poprzednie ustalenia! Usiedliśmy z kosztorysem inwestorskim i stopniowo go zbijaliśmy do poprzedniej kwoty, ale i tak zapłaciliśmy ok. 5 tys. drożej niż powinniśmy. - naciskaliśmy na podpisanie umowy, ale Pan K dalej się migał, a my mieliśmy już październik, zrobiło się pochmurno, trochę deszczowo, coraz zimniej, a my chcieliśmy zamknąć budynek przed zimą! I nie mieliśmy innego wykonawcy w odwodzie, bo budowa okazała się tak absorbująca, że ciągle zajmowaliśmy się czymś innym, a nie szukaniem zastępcy pana K. Pan K zrobił więc ściany z Ytonga, a potem zaśpiewał za strop 10% więcej niż wynikało to z rozsądnych kosztorysów, rzucając, że jemu nie zależy, on może wyjść z tej budowy teraz, bo i tak mu się to nie opłaca. Wściekli, zapłaciliśmy, przyrzekając sobie, że to ostatnie prace Pana K. Jednocześnie intensywnie szukaliśmy już nowego wykonawcy, wybraliśmy wreszcie (z tym współpracuje się super, polecił nam go kolega, u którego robił ogromny remont), ale okazało się, że może wejść na dach za miesiąc. A my już mamy koniec listopada... Więc Pan K zrobił jeszcze ścianki attykowe (mamy płaski dach, taka modernistyczna bryła) i kominy, co okazało się chyba najbardziej opłacalną jego pracą na tej budowie. Po czym wreszcie się z nim rozstaliśmy... Panu K zapłaciliśmy łącznie ok. 100 tys zł, 15 tys więcej niż mieliśmy mu zapłacić... Nigdy nie zobaczyliśmy żadnych faktur za materiały budowlane, pan K zawsze liczył za "cały etap" i ogólnie koszty wyszły zdecydowanie bliżej rynkowego poziomu brutto, a nie netto. Wychodził co chwila z jakimiś inicjatywami oszczędnościowymi, a to, że piasek to wykopie się z działki i tylko na końcu doda jakiś lepszy (mowa o zasypywaniu fundamentów od środka), a to, że bloczki fundamentowe takie, a nie inne, ale te "oszczędności" nigdy nie znalazły odzwierciedlenia w żądanych od nas kwotach. A nam się spieszyło... No cóż... To nasz pierwszy dom... I mam nadzieję, że nie będziemy już budować kolejnego... Chciałabym trochę pożyć w spokoju. I nabicie nas w butelkę (na własne życzenie) przez Pana K odbija mi się ciężką czkawką... Czy was też spotkały takie przygody z wykonawcami? Dot
  9. Ja buduję parterowy bez poddasza, z płaskim dachem. Sympatycy mówią - modernistyczna bryła, złośliwcy - barak. Na razie faktycznie wygląda jak barak, ale jak wstawi mu się okna i zamontuje drewnianą elewację w wąskich listewek, to - mam nadzieję - sympatycy będą górą. Nie mogę na razie nic powiedzieć o komforcie użytkowania, ale dziś wydaje mi się, że będzie większy niż piętrowego czy z poddaszem użytkowym. Zero schodów, łatwiejsza możliwość zmiany funkcji pomieszczeń przy zmianie sytuacji życiowej, mniej strat na komunikację, ładniej wygląda w - bardzo rozległym i pustym - krajobrazie. Ma 180 m2, świetnie udało się go podzielić na część publiczną, prywatną i oddzielny pokój z łazienką dla gosposi, z oddzielnym wejściem. Wszystkie pokoje będą miały kontakt z ogrodem, żadnych nieustawnych skosów z widokiem wyłącznie na niebo i wrażeniem walenia się sufitu na głowę. Prawdę mówiąc, dziś widzę same zalety Dot
  10. A ja takie ogrodzenia widziałam na co drugiej posesji... w Peru. Szczególnie w Limie. I wszystkie pomysły z początku wątku: tłuczone szkło, specjalne oświetlenie parkanu halogenami, kaktusy posadzone na ogrodzeniu, druty kolczaste, takie kute kolczatki jak na zdjęciu... Nie wiem, czy coś było pod napięciem Najwyraźniej jakość ogrodzenia odzwierciedla subiektywne poczucie bezpieczeństwa obywateli. A przepisu o bezpieczeństwie ludzi i zwierząt swoją drogą nie rozumiem. Jeśli ktoś chce przejść przez mój płot, to przecież na własne ryzyko i dlaczego nie mam prawa postawić sobie płotu, przez który nie da się przejść bez uszczerbku na zdrowiu?? Gości zapraszam furtką, a reszty nie zapraszałam... Okolicznych psów i kotów również nie zapraszałam i nie zamierzam troszczyć się o ich dobrostan... Dot
  11. Właśnie mi buduję ścianę jednowarstwową z BK na klej. Klej do mnie przemawia bardziej niz zaprawa, prawdę mówiąc. Chłopcy murują szybko i czysto, ściana wychodzi równa i gładka. Nie wydaje mi się, żeby na tradycyjną zaprawę byli w stanie wymurować taką równą ścianę (oszczędność później na pracach przy tynkach). No, ale ja zaprawy w ogóle nie brałam pod uwagę, skoro już zdecydowałam sie na ścianę jednowarstwową (mostki termiczne). Dot
  12. Ja własnie buduję domek 37 km od centrum miasta... sklep mam jakieś 4 km od domu, podobnie jak szkołę. Też mam ciemno jak w d..., las tuż, tuż i do tego sąsiadów mam mniej, bo w promieniu dwóch kilometrów raptem czterech. I powiem szczerze, że też mam stracha, jak to będzie, ale mam wrażenie, że to "mieszczańskie" uprzedzenia. Całe życie mieszkałam w mieście i po prostu boję się tego, czego nie znam. Jakieś postaci majaczą w ciemnościach, psy szczekają, las ciemny Ale widzę, że sąsiedzi jakoś żyją, również ci z małymi dziećmi, więc chyba nie jest tak źle A co do korków i dojazdów, to mój brat, który mieszka 25 km od centrum miasta jest zdania, że co rano podczas jazdy samochodem, w samotności, znakomicie układa mu się plany strategiczne dalszego rozwoju firmy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...