
Marzenna Kielan
Użytkownicy-
Liczba zawartości
14 -
Rejestracja
Marzenna Kielan's Achievements
SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)
10
Reputacja
-
Co znale?li?cie na swojej dzia?ce?
Marzenna Kielan odpowiedział Maggie → na topic → Wymiana doświadczeń ogólnie
Adasiu, Ty wiesz, że ja trudna do zabicia jestem Dam sobie radę i dalej będę się cieszyć. Na pewno A nie wspomnę i o tym, że teraz wreszcie mój nick został dopełniony. Od tej pory nie tylko "Marzanka" ale i "wonna" można na mnie wołać -
Co znale?li?cie na swojej dzia?ce?
Marzenna Kielan odpowiedział Maggie → na topic → Wymiana doświadczeń ogólnie
To ja przebiję wszystkich ) hi, hi, hi: Na razie znalazłam zupełnie odlotowy, niepowtarzalny fetor jaki uczynić potrafi kilkadziesiąt psów zaprzęgowych mieszkajacych w schronisku obok. Póki co boję się szukać czegoś więcej. Choć może nie powinnam, bo teraz cokolwiek bym znalazła to już chyba będzie ładniejsze Chociaż kto wie? W końcu przecież life is brutal and full of zasadzkas -
Qrcze dziewczyno, tak mało masz wyobraźni? Planując taką działalność należy chyba myśleć o przestrzeganiu prawa i o nie stwarzaniu nadmiernych problemów innym. Nie sądzisz? Odpowiedź na Twoje pytanie jest banalna: Kupujesz sobie działkę rolną, a nie budowlaną, o odpowiedniej powierzchni. Jak postawisz sobie takie siedlisko na kilku hektarach to nikogo wokół nie będzie to raziło. Tak, jak nie razi hodowla trzody czy bydła. A co byłoby, gdybym ja wpadła na pomysł hodowania na swojej działce pszczół, albo lisów, też nie byłoby to dla Ciebie przeszkodą do zamieszkania 30-40 metrów dalej?
-
Nie ma tam, bo jest kilka kilometrów bliżej Piaseczna, we wsi Łoś, nadal w gminie Prażmów i powiecie piaseczyństkim. Jak widzisz przenieśli się niezbyt dalego ;> Ale cieszę się, że nie tylko ja to widziałam. Ktoś może potwierdzić, że nie przesadzam. Mam nadzieję, że to jednak się uda zlikwidować.
-
Ronin, dziękuję serdecznie za pomoc. Znalazłam dziś jeszcze parę ciekawych przepisów, ale to na ten głównie będę się powoływała (powyżej) ponieważ dowiedziałam się dziś bardzo interesującej rzeczy: To nie jest hodowla, to jest schronisko dla psów zaprzęgowych. Nie przyszło mi do głowy, że ludzie mogą być aż tacy..... bezmyślni (ciśnie się na usta więcej). Pozostawiają w takich miejscach psy, które już nie mogą brać udziału w wyścigach. A ja się tu zamartwiam, że moja Zulka ma już 9 lat i staram się pocieszyć myślą, że jamniki żyją długo. Ale tak czy siak, to dobra wiadomość, bo dzięki niej już wiem, że to miejsce to najprawdziwsze schronisko, tyle że dla konkretnych psów. A jeśli schronisko, to przepis mówiacy, że nie może być usytuowane bliżej niż 300 m od zabudowań mieszkalnych jest po prostu strzałem w dziesiątkę. Nawet odwoływać się nie mają od czego - jakby nie postawić mojego domu na sąsiadującej z nimi działce to i tak wychodzi za każdym razem nie więcej niż 50 m. Poza tym mogę się także powołać na Rozporządzenie Rady Ministrów nr 1490 (Dziennik Ustaw nr 179 z dnia 29 października 2002), w sprawie określenia rodzajów przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko oraz szczegółowych kryteriów związanych z kwalifikowaniem przedsięwzięć do sporządzenia raportu o oddziaływaniu na środowisko. Widzę światełko w tunelu
-
Moira, jeszcze jedno bardzo ważne pytanie: Jaki przepis mówi o takich warunkach chowu i hodowli psów. Wczoraj szukałam go przez cały dzień i nie mogłam znaleźć. Znalazłam o kurach, o trzodzie chlewnej i o wielu innych. Proszę Cię pięknie - poszukaj, daj mi jakiś bliższy trop
-
Cholera, może jestem sentymentalna, ale słowo Wam daję, cieszę się, że to forum istnieje. Tyle słów otuchy, jestem naprawdę wzruszona co tu dużo gadać. Dziękuję Wam bardzo. Moira, dałaś mi bardzo ważne narzędzie do ręki: te działki wokół nie są rolne - są budowlane i przeznaczone są pod budownictwo jednorodzinne. Mają po mniej więcej 1100 - 1500 m. Na dodatek znajdują się na obszarze o podniesionej wartości (walorach) ekologicznej i w związku z tym 80% powierzchni działki musi pozostawać niezabudowane. Jutro wyciągnę stosowne rozporządzenie, które podpowie mi jak takie działki wolno użytkować, ale coś nie bardzo mi się chce wierzyć, aby można było na nich zakładać taką hodowlę - kombinat. Dziś dowiedziałam się, że właściciel dostał jedynie zezwolenie na budowę domu i budynku gospodarczego (ciekawe dlaczego budynek gospodarczy skoro to nie działka rolna) - nikt nie dawał zgody na budowę pensojatu/schroniska i hodowli. Tak sobie myślę, że pewnie nie występował z wnioskiem o zmianę przeznaczenia tego budynku - to też jest trop. Nie tracę nadziei Jeśli jeszcze cokolwiek przyjdzie Wam na myśl - piszcie, każdy trop jest cenny.
-
Serdecznie pozdrawiam Wiernego Czytelnika Cieszę się, że dzielimy razem jeszcze inną pasję - budowania nowego domu.
-
Witam wszystkich akwarystów Mam grubo ponad 1000 l wody w domu w chwili obecnej. Akwaria mają: 520 l, 390 l, 240 l, 2 x 60 l. Jest jeszcze kilka małych, które uruchamiam w przypadku konieczności przeprowadzenia kwarantanny. Rybami zajmuję się już nie tylko amatorsko, ale także zawodowo. Udało mi się bowiem połączyć pasję z pracą. Prowadzę dział poświęcony nauce w Magazynie Akwarium, do którego piszę większość swoich artykułów. Tłumaczę także książki akwarystyczne. W kręgu moich prawdziwych, niesłabnących zainteresowań pozostają zwłaszcza pielęgnice (rodzina Cichlidae), a najbardziej interesują mnie pielęgnice z jeziora Malawi w Afryce. Wraz z przyjaciółmi prowadzę stronę http://www.malawi.org.pl Chętnie służę radą i pomoca gdyby ktoś jej potrzebował. Pozdrawiam
-
komentarz do dziennika Ivette
Marzenna Kielan odpowiedział Teska → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Ivette, bardzo dużo ciepłego optymizmu wyłazi z tego dziennika. Fajnie się go czyta Pozdrawiam -
komentarze do Chatki Puchatki
Marzenna Kielan odpowiedział mbz → na topic → Dzienniki budowy - komentarze
Dziewczyny, jesteście kochane Dodajecie mi skrzydeł. Bardzo Wam dziękuję za to że macie ochotę czytać mój dziennik. Serdecznie pozdrawiam -
http://www.studio-atrium.pl/atrium.php?p=po&pid=81 Pod tym adresem znaleźć można dom, który będziemy budowali. Wybraliśmy go z uwagi na: 1. Ma niedużą powierzchnię użytkową. Uzgodniliśmy, że stać nas na dom nie większy niż 115 m kwadratowych powierzchni użytkowej. Ten ma 107. 2. Jest parterowy. Chcieliśmy żeby był to dom parterowy. Zależy nam na posiadaniu pokoju - pracowni, do której nie trzeba będzie nieustannie wchodzić po schodach z filiżanką herbaty w ręku. 3. Jest oszczędny w formie a jednocześnie wygląda przyjaźnie. Podoba nam się taka oszczędność i prostota tym bardziej, że pozwala nie łapać się nieustannie w czasie budowy za kieszeń (piękny DWUspadowy dach, dom na podstawie prostokąta - nie powinien być drogi). 4. Ma stosowny do naszych oczekiwań rozkład wnętrza. Wiem, że zdecydowana większość użytkowników forum szuka domów, w których tak zwana część nocna, jest wyraźnie oddzielona od części dziennej. My oczekiwaliśmy czego innego: wyraźnego rodzielenia pomieszczeń sypialnych od siebie. Każde z nas prowadzi nieco inny tryb życia i nie chcielibyśmy sobie nawzajem przeszkadzać. Dom ma też dużą kuchnię z jadalnią, co było moim marzeniem. 5. Dom ma także stosowną, proporcjonalną powierzchnię każdego pomieszczenia. Zależało mi na tym, żeby pokoje sypialne były stosunkowo duże. Nie zależy mi na ogromnym pokoju dziennym bo w gruncie rzeczy nie tam spędzamy najwiecej czasu. 6. Dom ładnie zmieści się na naszej działce. Bezproblemowe będzie także w przyszłości dobudowanie garażu z boku. To tyle jeśli chodzi o zalety jakie w nim widzę. Wadą są moim zdaniem dwie stosunkowo nieduże łazienki. Wolałabym jedną ale wielkości małego pokoju Trudno, nie wszystko można mieć. A jakie są Wasze uwagi? Co sądzicie o tym projekcie i jak wygląda jego realizacja, jeśli ktoś już ma ją za sobą. Pozdrawiam serdecznie
-
A ja jestem nie wiem czym do końca Z wykształcenia jestem nauczycielem i uczę języka angielskiego. Ale poza tym uprawiana pasja (akwarystyka) pozwoliła mi na podjęcie pracy także i w dość nieoczekiwanym kierunku: tłumaczę książki akwarystyczne i piszę artykuły do prasy akwarystycznej. W domu mam obecnie ponad 1000 l wody (bynajmniej nie w kranie) a w sieci prowadzę wraz z przyjaciólmi stronę http://www.malawi.org.pl Pozdrawiam wszystkich uczestników forum
-
Mapa forumowiczów grupy warszawskiej
Marzenna Kielan odpowiedział Maco → na topic → Forumowiczu, przedstaw się
-
Zanim coś znowu skrobnę, chciałabym przede wszystkim podziękować za przesympatyczne komentarze:)) Pośmiałam się trochę, bo walnęłam prawdziwego, ortograficznego byka w słowie "porzeczka" Ale miło mi było dołączyć do grona budujących i czytajacych :) Bardzo, bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że podobnie do wielu innych dotrwam do końca. Rozdział pierwszy, czyli komu kredyt? Komu?! Decyzja zapadła: kupujemy działkę. Problemem okazuje się być jednak nasze miejsce zamieszkania. Jak kupić działkę w obrębie "złotego trójkąta" i nie płacząc z bólu? Konstancin, Magdalenka, Piaseczno i wszystkie przyległe okolice - chcę czy nie chcę muszę pozostać na tym terenie. Pisaniem artykułów i tłumaczeniem książek można zająć się w dowolnym miejscu, ale podstawę mojego bytu stanowi nadal nauczanie. Jestem nauczycielem języka angielskiego i od wielu lat prowadzę własną działalność. Musimy tu zostać. Poza tym.... chcę tu zostać. Lubię tę okolicę, sporo tu lasów. Jedno jest jednak pewne, że działka musi być odrobinę dalej na południe aniżeli obecne miejsce zamieszkania. Tak będzie przynajmniej trochę taniej. Urodziłam się jako "słuchowiec" Zawsze śmiałam się, że skoro są wzrokowcy to muszą także istnieć słuchowcy. Wzrokowców jest na świecie więcej. Słuchowcy muszą wydawać się im więc czasem zabawni. Już jako kilkuletni bąk wykazywałam nietypowe zainteresowania dręcząc moją babcię, żeby zaśpiewała mi na dobranoc. Nie chciałam bajek, chciałam piosenki. Najbardziej lubiłam takie, które opowiadały jakieś smętne historie. Zarykiwałam się wtedy smarkając obficie w ściereczkę do naczyń, po czym szłam spać. Jakie to było przyjemne To nietypowe postrzeganie świata pozostało mi do dziś: lubię dźwięki. Kocham dźwięki. Miejsce, w którym będę mieszkała powinno jakoś brzmieć, mieć coś, co pozwoli mi poczuć się naprawdę u siebie. Facet z agencji nieźle musiał zbaranieć, kiedy usłyszał, że bardzo prosiłabym o działkę w miejscu, które "brzmi". "A może być Łoś?" - pyta z nieco skonfundowaną miną. Łoś? Czy może być Łoś? Przecież Łoś to piękna nazwa! Na bluzie mojej córki łazi sobie taki łoś. Ma pękaty brzuch, patykowate nogi i cudownie głupawy wyraz pyska. Pod łosiem dumnie widnieje napis: uoś Tak, mieszkać w Łosiu to prawdziwa frajda. Chcę mieszkać w Łosiu, to naprawdę brzmi! Wizyta w Łosiu tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Wybieramy się tam z przedstawicielem agencji nieruchomości w piękny sobotni poranek. Jest ciepło, ale niezbyt gorąco. Świeci słońce. Droga przez las jest zwyczajnie urokliwa. Zaraz za lasem wypadamy na tablicę z napisem „Łoś”. Łoś leży w otulinie Chojnowskiego Parku Krajobrazowego. Nie mogę się nacieszyć. Co drugi samochód na klapie bagażnika, na tylnej lub bocznej szybie ma wizerunek łosia. Na jednej ze ścian mijanych domów także łazi malowany łoś. Większość domów powstała w ciągu ostatnich kilku lat. Nie są tak ogromne i kosztowne jak te, które znaleźć można w Magdalence czy Konstancinie. To raczej sympatyczne, zgrabne domki, jakie zobaczyć można w katalogu Muratora. Spośród kilku, oglądanych działek najbardziej podoba mi się ta, która porośnięta jest cała jabłoniowym sadem. Wracamy zauroczeni. Sprawa wydaje się być przesądzona. Resztę soboty i całą niedzielę przeznaczam na buszowanie w sieci w pogoni za wiedzą. Łoś ma przecież także swoje mankamenty: brak jest w nim kanalizacji a to oznacza, że czeka nas budowa szamba lub przydomowej oczyszczalni ścieków. Przydomowa oczyszczalnia ścieków wydaje mi się być w takiej sytuacji idealnym rozwiązaniem. A gdyby jeszcze tak jakaś dopłata z Gminy za proekologiczne podejście do tematu? Ach, wiadomości uzyskane w necie po prostu mnie odurzają Przytomność przywraca mi pierwszy telefon do gminy Prażmów, na terenie której leży Łoś. Zezwoleń na budowę przydomowych oczyszczalni ścieków w Łosiu gmina Prażmów nie wydaje nikomu. Mina mi rzednie. Szambiarka co dwa tygodnie, ojej… Może jednak warto poszukać gdzie indziej? Kolejna sobota i kolejna wycieczka. Odwiedzamy Henryków-Urocze. Ładna nazwa, taka urocza Okolica także jest piękna. Na działce rośnie kilka drzew, w tym całkiem już spory dąbek. Dokładnie oglądam roślinność. Trochę mnie niepokoi – działka wygląda jak prawdziwa łąka. Wiem, że wiele rosnących tu roślin lubi tereny podmokłe. Pierwszy spotkany gospodarz potwierdza niestety moje podejrzenia. Po opadach deszczu woda stoi tu wysoko. Wracamy do domu w nieco mniej euforycznych nastrojach. Od poniedziałku postanawiam także i sama rozejrzeć się za kawałkiem gruntu. Dokładna lektura ogłoszeń w Gazecie Wyborczej zaczyna podpowiadać mi, że wejście w posiadanie ładnej i niedrogiej działki to wcale nie taka prosta sprawa. Ogłoszeń jest naprawdę mnóstwo, ale większość z nich w żaden sposób nie przystaje do naszych możliwości. „To za dużo?” – pyta jeden ze sprzedających, kiedy po usłyszeniu odpowiedzi na pytanie „Ile?”, grzecznie odpowiadam „Dziękuję”. Ależ nie, to całkiem niewiele jak za działkę o powierzchni 1000 metrów ) Drobne 200 tys. złotych. Z zaskoczeniem odkrywam nagle, że ceny działek podawane przez agencje nieruchomości są niższe niż te, które proponują sprzedający bezpośrednio. Nie wiem, na czym to może polegać. Czyżby agencje namawiały sprzedających na urealnienie cen? Tak czy siak, po 10 dniach takiego wydzwaniania decyduję się definitywnie zakończyć poszukiwania własne i zdać się na agencję. Wybieram jednak nie agencję warszawską, ale jedną z tych, które działają od wielu już lat w moim miejscu zamieszkania. Ceny działek w takim miejscu jak Łoś czy Henryków-Urocze, podawane przez agencje warszawskie czasem o 100% przekraczają ceny podawane przez agencje podwarszawskie. (To istotna wskazówka dla przyszłych nabywców!). Niestety druga z oglądanych przez nas działek została już sprzedana. Raz jeszcze jedziemy więc do Łosia. Oglądamy parę ciekawych miejsc, ale żadne nie dorównuje temu kawałkowi ziemi, jaki oglądaliśmy w czasie pierwszej wyprawy. Cena jest więcej niż korzystna a ja czuję podskórnie, że to ostatni moment przed tym jak ceny nieruchomości ruszą z kopyta pod górkę. Właściciel agencji nieruchomości upewnia się, czy oferta jest nadal aktualna. Jest aktualna! Musimy tylko poczekać, aż właściciel gruntu wróci z nadmorskich wojaży. Czas oczekiwania staram się przeznaczyć na załatwienie niezbędnych formalności i dopracowanie strategii działań. Do dyspozycji mamy 72 metrowe mieszkanie z tak zwanym spółdzielczym prawem własności. Obecna wartość rynkowa tego mieszkania wynosi około 180 tys. Mamy też trochę pieniędzy, które jednak chcielibyśmy zachować na inne cele. Sprzedaż mieszkania zapewniłaby nam środki na budowę, a przynajmniej na znaczną jej część. Dom ma być nieduży: mamy tylko jedno dziecko. Nasza córka jest już studentką trzeciego roku Biotechnologii na UW i coraz dłuższe jej nieobecności w domu przygotowują nas powoli na odcięcie pępowiny. Lada moment zostaniemy sami. Nie jesteśmy najmłodsi i naprawdę trudno jest nam powiedzieć, jak sprawdzi się obecny system emerytalny. Nie sposób jest odpowiedzieć dziś, jak będzie wyglądać nasza sytuacja materialna za 20 lat. Zdaję sobie sprawę, że cokolwiek byśmy teraz nie robili mało prawdopodobne jest, żeby była lepsza niż w chwili obecnej. Bardzo chciałabym żeby utrzymała się na obecnym poziomie. To mi całkowicie wystarczy. Decydujemy wspólnie, że powierzchnia użytkowa naszego przyszłego domu nie może być większa niż 100 – 115 metrów. Aby nie angażować pieniędzy, które chcielibyśmy przeznaczyć na budowę, postanawiam wziąć kredyt na zakup działki budowlanej. Na stronie internetowej sprawdzam, jakich kredytów udziela „mój” BPH PBK. Są kredyty! Kredyt hipoteczny jest całkiem przyjazny – niecałe 6%. Szybko sprawdzam swoją zdolność kredytową i okazuje się, że zakup działki nie powinien być żadnym problemem. Dzwonię więc do banku i dowiaduję się, że nie dostanę żadnego kredytu. BPH PBK nie udziela kredytów hipotecznych osobom, które rozliczają się z fiskusem kartą podatkową. Nie interesuje ich ani mój dochód miesięczny, ani fakt, że dwukrotnie już brałam w tym banku wysoki kredyt konsumpcyjny i spłacałam go bez żadnych zgrzytów, ani wreszcie to, że jestem ich klientem od co najmniej 5 lat. Wszelka korespondencja z bankiem nie odnosi żadnych skutków. Jestem naprawdę zła. Wygląda na to, że nauczyciele to jedyny „gatunek człowieka”, od którego wymaga się podmiotowości w traktowaniu innych. Czuję się dosłownie jak czarna owca, jak przedmiot. Od 6 lat radzę sobie doskonale prowadząc własną działalność. Płacę podatki, ZUS i nigdy nie trzeba było mnie upominać czy popędzać. Konto w banku mam czyste, nie przekraczam terminów realizacji zobowiązań. O co do licha chodzi? Panienka, która ze mną rozmawia przez telefon twierdzi, że nie wiadomo, w którym momencie mogę stracić płynność finansową, czyli krótko mówiąc splajtować. „A pani jest pewna, że nie będzie pierwsza?” – pytam złośliwie. Wiem, że czepiam się Bogu ducha winnej osoby, bo przecież nie ona wymyśliła ten system. Ale frustracja robi swoje. Od trzydziestego roku życia robię wszystko podnosząc kolejne kwalifikacje, zdając egzaminy i pracując uczciwie, żebym zawsze była zabezpieczona. Im starsza, tym bardziej zabezpieczona. A tu nagle okazuje się, że to wszystko to tylko tak dla „picu” bo bank działa według prymitywnych zasad: umowa o pracę = bezpiecznie, karta podatkowa = niebezpiecznie. Totalna bzdura. W tym roku zdaje się sporo osób zatrudnionych w bankowości straciło swoje posady. A przecież to były umowy o pracę ;> Jestem tak zła, że postanawiam zabrać „swoje zabawki” z BPH PBK i przenieść się gdzie indziej. Nie ma kredytu to nie ma także zarabiania na moim koncie debetowym. Skończyło się i kropka. Kolejny tydzień spędzam sprawdzając w necie zasady udzielania kredytów przez inne banki. Te, które zechciałyby udzielić kredytu hipotecznego osobie rozliczającej się kartą podatkową można policzyć na palcach. Stosunkowo atrakcyjna wydaje mi się oferta mBanku. Wypełniam niezbędne formularze, wszystko załatwiam przez telefon. Pocztą elektroniczną dostaję informację na temat dokumentów, które powinnam zgromadzić. Niezrażona liczbą punktów, jakie muszę zrealizować zaczynam ściągać stos papierów: 1. Zaświadczenie o niezaleganiu z ZUS 2. Zaświadczenie o niezaleganiu z podatkiem 3. Dowody trzech ostatnich wpłat podatku 4. Decyzja US o wysokości karty podatkowej 5. Wpis do rejestru handlowego 6. Historia ROR za ostatnich 12 miesięcy 7. Pismo przydzielające mi regon 8. Pismo przydzielające mi NIP 9. Wszystkie umowy zlecenia dokumentujące zyski z tłumaczenia książek i z napisanych artykułów. 10. Zdjęcie działki 11. Plan zagospodarowania przestrzennego 12. Odpis z księgi wieczystej 13. Wypis z ewidencji gruntów i budynków 14. Ksero dowodu osobistego 15. Ksero drugiego dokumentu (paszport) Brakuje tylko numeru butów i wyników tegorocznych badań cytologicznych Nieco niepokoi mnie fakt, że bank wymaga dostarczenia podpisanej umowy przedwstępnej. Podpiszę taką umowę, zapłacę zwyczajowe 10 procent wartości działki a potem bank oświadczy, że nie udziela mi jednak kredytu. Coś tu jest nie tak. Po krótkiej dyskusji z sympatyczną panią prowadzącą moją sprawę ustalamy, że wystarczy jedynie oświadczenie sprzedającego, iż wyraża wolę sprzedania tej działki mnie. Dobrze, że jest sierpień i mogę pozwolić sobie na spacery do kolejnych urzędów. Ciekawa jestem jak radzą sobie z tym inni. Biorą urlop? Kiedy stos papierów zajmuje mi niemal połowę stołu wraca właściciel działki. W czasie pobytu nad morzem dogadał się z kimś, kto wpłacił mu już pieniądze a konto przyszłej umowy na upatrzoną przez nas działkę. Jak miło Czuję, jak resztki romantyzmu wyparowują mi szybko z głowy. Działka? W miejscowości, której nazwa ładnie brzmi? Słuchowiec? Idiotka a nie słuchowiec. Śmieję się sama z siebie, ale zdrowy rozsądek podpowiada mi, że przecież domów jednorodzinnych w naszym kraju przybywa. Nie wierzę w to, żebym to ja właśnie była tą ostatnią owcą. Nie sądzę żeby innym było łatwiej. Nie będę się więc nad sobą użalać bo tak naprawdę nic się jeszcze nie stało. Zamiast obrażać się na właściciela działki staram się z nim po prostu dogadać. Ma jeszcze kilka działek w tej właśnie okolicy i choć nie planował na razie ich sprzedaży (już wie, że ceny zaczynają rosnąć) czuje się jednak winny tej nieprzyjemnej sytuacji i postanawia sprzedać nam jedną z nich. Leży dokładnie naprzeciwko jabłoniowego sadu. Postanawiamy mimo wszystko zawrzeć umowę przedwstępną. Jeszcze nam się facet rozmyśli czekając na decyzję banku. Wszystko dopięte na ostatni guzik, ustalamy termin podpisania ostatecznej umowy na koniec sierpnia, ale przytomnie zapisujemy go w umowie jako 15 września. Lepiej zostawić sobie parę dni rezerwy. Jest połowa sierpnia kiedy wraz ze zgromadzonymi dokumentami zjawiamy się w placówce mBanku. Mój partner patrzy na mnie z podziwem, kiedy na każdą prośbę sympatycznej dziewczyny z mBanku wyciągam stosowny dokument ze stosowną liczbą jego kopii. Dzięki takiemu przygotowaniu spędzamy w banku t_y_l_k_o 40 minut. Dowiadujemy się także, że wbrew informacjom zawartym na internetowych stronach rozpatrzenie wniosku może potrwać dłużej niż tydzień. Może przydać się więc nam zapis z umowy przedwstępnej ustalający ostateczną datę transakcji na 15 września. Ale do tego czasu mamy przecież ponad miesiąc – na pewno zdążymy. 15 września, w obecności notariusza stajemy się oboje właścicielami działki położonej we wsi Łoś. Płacimy za nią wszystkimi oszczędnościami, jakie udało się wysupłać z naszych „kieszeni”. W ruch idą umowy na konta debetowe z bankami (jak dobrze, że jednak nie zlikwidowałam tego konta w BPH PBK zakładając jednocześnie drugie w mBanku). Jak dobrze, że jest wrzesień i skończyły się wakacje. Udało się. Mamy swój kawałek świata i możemy na nim zbudować dom. 16 września pocztą elektroniczną dostaję informację z mBanku. W załączniku widnieje pismo pod bardzo poważnym tytułem: WARUNKI DO SPEŁNIENIA W CELU UZYSKANIA POZYTYWNEJ DECYZJI. Poza kolejnymi, „świeżymi” zaświadczeniami z US i ZUS (jest przecież wrzesień i sierpniowe straciły ważność), znajduję także i tak rewelacyjne propozycje jak rezygnacja z limitu kredytowego na koncie i rezygnacja z karty kredytowej z limitem. No pewnie, cóż to za problem Przez najbliższe 20 lat, bo na tyle chcieliśmy wziąć kredyt, mogę przecież zrezygnować całkowicie z podróży po Europie lub podróżować z gotówką w portfelu. To będzie takie … ekstrawaganckie Jest piękna wrześniowa niedziela, kiedy wracamy z Warszawy gdzie odwiedziliśmy moją mamę. Po drodze mijamy kilka tablic z reklamami banków. „Podobno chcesz zbudować dom?” – zagaduje sympatyczny facet na jednej z nich. „Kredyt mieszkaniowy? Jeszcze nigdy nie było tak tanio!” – oznajmia inny. „Nigdzie nie będzie taniej!” – przekonuje nas kolejny. „Ciekaw jestem, kiedy wreszcie ktoś domaluje im nocą gest Kozakiewicza na tych reklamach” – mówi uśmiechając się mój IT.