Dierre? No to posłuchajcie tego (specjalnie się zarejestrowałem zeby Wam to opowiedzieć):
Drzwi Dierre kupilismy latem 2006 roku, model AT-3, cena prawie 9 tysiecy. Drogo? No pewnie, ale chcielismy mieć bezpieczne, eleganckie, z solidnej firmy. Wiosną 2007 okazało się jednak, że okładziny zewnętrzne w kolorze ciemnego brązu wyblakły. Reklamację uznano dość szybko i bez przepychanek co zdawało się potwierdzać słuszność naszego wyboru. Tu jednak zaczynają się schody. Przez kolejne 7 (!) miesięcy Dierre wymyślało mniej więcej co dwa tygodnie nową historyjkę na temat tego dlaczego nowych okładzin jeszcze nie ma i kiedy reklamacja zostanie zrealizowana. Słyszeliśmy np. że trwa to tak długo bo nasz kolor jest bardzo unikalny i fabryka we Włoszech cały czas go dobiera, albo że drzwi sa właśnie szlifowane (?) i bedą na pewno za 2 tygodnie, a po kolejnym miesiącu, ze są już w Polsce, są spasowywane (?) i będą za tydzień. Po czym po kolejnym miesiącu, że jednak bedą za kolejne 2 tygodnie bo coś tam. Tyle tych historyjek było, że aż nabrałem szacunku dla kreatywności tej Pani co je wszystkie wymyślała. No i po krótkich 7 miesiącach w końcu panowie instalatorzy przywożą te okładziny w kolorze... sraczkowatym. Dżizas! Panowie mało nawet zdziwieni zabierają je więc z powrotem. Oczywiście jakakolwiek kolejna reakcja zajmuje Dierre ok. miesiaca - obiecują, że nastepnym razem przywiozą prawidłowe okładziny. Zwracamy się do Sądu Konsumenckiego o pomoc, ale Dierre pracuje w swoim tempie i już po kolejnych 3 miesiącach, czyli właśnie w zeszłym miesiącu panowie ponownie przywożą okładziny w kolorze ... ciemno sraczkowatym. I co na to powiecie? Czy ktoś ma pomysł co jeszcze można zrobić żyby Dierre łaskawie zechciało zrealizować reklamację?