Zapomniałam, że pisać w dzienniku miałam. Zaczełam od dziury, a dom już stoi. W wielkim skrócie. Przyszli pod koniec lipca, zeszli z dachu z październiku.
Ekipa stawiająca mury, robiła również dach i moje przemyślenia są takie:
Jak ktoś jest od wszystkiego to jest do niczego.
Dach zeżarł nam sporo nerwów. Dobrze że czuwał ''gospodarz domu, który krzywdy nie da zrobić nikomu'' czyli nam.
Ameryki nie odkryję, zaczęło się tak, jak zacząć powinno. Od działki.
Potem projekt, zezwolenia i w końcu jest! Przyszedł, zaczął wbijać dziwne kije w MOJĄ ZIEMIE i jeszcze kazał wizualizować sobie DOM...no, rzeczywiście...