Jak tak sobie czytam ten watek, to stwierdzam, ze niektorzy to maja naprawde dobrze - maja wode na 10-30 metrach. U mnie (Zalesie Górne) wygladalo, ze nie bedzie problemu - sasiad 200 metrow dalej ma wode na 30 metrach, w okolicy jest sporo studni na zblizonej glebokosci, to u mnie na ilu moze byc - na 35, no powiedzmy na 40. A tu tymczasem: przyszla jedna ekipa od studni - dowiercilli sie do 50 metrow i stwierdzili, ze wody nie ma (tzn. wiercili w jakims ile - taki glut, ze woda kapie jak krew z nosa, a piasku/zwirku brak). Przyszla kolejna, powiercila gdzie indziej, dojechali do 80 metrow i tez sie poddali (objawy jak poprzednio). Co jest grane? Mam jakas lokalna czarna dziure wodna z glutem, co blokuje cala wode, czy co? Jak to jest w ogole mozliwe, zeby na tak malej odleglosci byly takie zroznicowania gleby? I co mam zrobic - woda mi jest potrzebna?