Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

P_eggy

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    26
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez P_eggy

  1. P_eggy

    Zwrot VAT

    Hej. Mam prośbę, czy mata pod deskę podłogową podlega odliczeniu? Rozliczam i rozliczam i pkwiu z faktury mówi, że nie. A mi się wydaje, że tak. Dlaczego?
  2. JoShi !ŻĄDŁO FORUM! oczywiście można powyrywać zdania z kontekstu i wtedy zawsze można udowodnić komuś, że sobie zaprzecza. Z drugiej strony mogłam źle sformułować swoją opinię i być inaczej niż bym chciała zrozumiana – co już jest moją winą . Pewnie teraz też się czepisz… To co napisałam w pierwszym zdaniu dotyczyło dzisiejszej mody (szaleństwa) na karmienie naturalne. Co powoduje, że kobiety które nie chcą lub nie mogą tak karmić swoje dzieci są dyskryminowane lub na siłę edukowane. Moja teściowa też jest wytworem mody – innej oczywiście . Znam plusy i minusy karmienia jednego i drugiego, a uwierz mi byłam w strasznym dołku psychicznym w szpitalu bo nie mogłam karmić piersią a STRASZNIE CHCIAŁAM, a personel zamiast mi pomóc (np. pokazać jak przystawić dziecko czy dodać otuchy) to gadał jak nakręcony, właśnie jak ty JoShi : że butelka jest bee, że smoczki są bee, że sztuczne jest bee….. I tak sobie beczałam po nocach, że jestem do niczego… Acha. Nie przeraża mnie laktator, bo dzięki niemu dziś mam pokarm i karmię córeczkę. Ona je dobrze i z butelki i z cyca – choć woli o dziwo ssać cycka, więc nie mam obaw, że będzie tylko butelkowa. Jeszcze dodam, że mój pediatra piekli się strasznie m.in. na szkoły rodzenia, że niby to matkom robią pranie mózgu. Za często ma pacjentów w postaci niedożywionych dzieci. Ich mamusie uwierzyły, że mają tyle pokarmu ile właśnie ich dziecko potrzebuje i nie podały im butelki bo przestałyby ssać pierś. Już kończę tą dyskusję, bo niestety moja należy do tych cycko-maratończyków
  3. arcobaleno No bo wokół się słyszy by nie dawać butelki (z mlekiem sztucznym czy nie) tylko cyc i cyc A propos tematu, uważam, że to sprawa indywidualna każdej kobiety czy chce i może karmić piersią czy woli dać dziecku butlę. Nie można jej oceniać ani pouczać. Pamiętam jak podle się czułam już w szpitalu gdy lekarze zwłaszcza mężczyźni ganili mnie za to, że nie karmię swojej Małej piersią. Ale niestety po ciężkim porodzie zakończonym cc nie miał kto mi pomóc przystawić dziecko do piersi. Sama próbowałam, bolało, płakałyśmy obie… efekt zerowy. Potem w domu było też nie miło. Za wszelką cenę chciałam karmić piersią, a o pokarm musiałam wręcz walczyć jak szalona. Mała na początku była tydzień na sztucznym mleku i kilka dni na karmieniu mieszanym. Moje mleczko bardziej jej smakowało, ale było go za mało. Teściowa jawnie szydziła ze mnie, udzielała przykrych rad i namawiała bym zrezygnowała – sama karmiła swoje dzieci sztucznym mlekiem. Śmiała się ze mnie gdy godzinami męczyłam piersi laktatorem, wmawiała, że dziecko jest głodne i nieszczęśliwe itp. Teraz jest na szczęście już dobrze z karmieniem. Choć mała ma skazę białkową. Do tego kolkę i katarek….
  4. Nie krzyczcie tylko na mnie . Ja idę trochę na łatwiznę i często ściągam laktatorem swój pokarm. Moja córcia woli cycka, ale jak poczuje, że w butelce jest moje mleko to nie wybrzydza . Dzięki temu mogę ją zostawić z babcią i załatwić swoje sprawy poza domem lub się po prostu wyspać . Co do spania mam taką technikę: o 20.00 – pierś, o 22,00 – butla (zje ile może i zasypia), potem pobudka 3.00-4.00 rano – butla (zje śmiało 125 ml, a gdy chce więcej wtedy daję jej pierś i zasypia., potem 5.00-6.00 – cyc (zasypiamy obie ). I jest super. Ja się wysypiam, a mała przybiera na wadze – ponad 6kg i 2 miesiące życia (z tym, że jak się urodziła to ważyła 4100 g). Nie dałabym rady ją karmić tylko piersią – zwłaszcza na początku, gdy miałam mało pokarmu, piersi mnie strasznie bolały (miałam poranione brodawki – jeden strupek) a ona i tak była ciągle głodna .
  5. Dzięki. Będę myśleć o częstym podlewaniu. Zobaczymy…
  6. A ja marzę o kompozycji: róże + lawenda . Kolor fioletowy z różem poprawia mi nastrój . Tylko czym ją urozmaicić? Jak myślicie? Chodzi mi o okres gdy rośliny te nie będą kwitły. Myślałam o szczepionych, karłowatych, srebrnych iglakach ? Nie wiem sama. Na pewno muszą być raczej odporne na suszę.
  7. Dobra . Raz jedyny się rozpędziłam z nasionami na allegro (kupowałam tylko u super sprzedawców). I nigdy więcej, choć nie powiem frajdę miałam z samodzielnego sadzenia. Ale potem… Największy sukces to: wyhodowanie niebieskiej trawy, czyli kostrzewy sinej. Ale to ponoć żaden sukces . Największą niespodzianką okazała się kocimiętka, która okazała się lawendą. Ale zeszła i rośnie . Co mnie zirytowało: „Płonący KRZEW” – czyli Trzmielina Oskrzydlona – jakieś chwaściska mi wyrosły . I „Śniegowy KRZEW” – hi, hi . Chodzi mi o tawułę „Spiraea thunbergii” ?- Owszem zeszło to coś. Ale kwitnie na różowo i nie na wiosnę a w lecie . Czyli wyrosła mi tawuła japońska? Do reszty się nie przyznaję, np. nie zeszła LAGERSTROEMIA INDICA ani Wisteria . Jednym słowem nasionom z allegro mówię już nie. Szkoda kasy, lepiej kupić pojedynczą sadzonkę. Jak mnie tchnie w zabawę, to kupię sobie w sklepie z nasionkami, to co raczej się udaje początkującym ogrodnikom, np. roślinki na skalniaczki. Hej
  8. mcmagda z tą plotką pewnie byłoby lepiej, gdybyśmy miały wspólnych znajomych. Ale spotykałyśmy się w zawsze we dwie na piwie. I jak miałam ukryć ciążę, zamawiając soczek? Głupia to ona nie jest. Może powinnam zatelefonować, ale nie wiedziałam o jej problemach (do du.. ze mnie przyjaciółka ) i swoją nowiną wiadomo chciałam podzielić się osobiście. Postawić jej kolejkę i to uczcić. Poza tym z mężem też staraliśmy się dobrą chwilę o dziecko. Koleżanki rodziły, ja jeździłam oglądać ich bobaski. Cieszyłam się ich szczęściem choć kipiałam z zazdrości. Więc momentu gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym – najpierw 1, potem 2 i 3 nie da się opisać. Radość z szokiem i przerażeniem. Mam mieć wyrzuty sumienia, że chciałam się podzielić radością z bliskim? kasia1981 – jakbym mogła to bardzo chętnie bym zarażała ciążą, oczywiście każdą która tego pragnie.
  9. P_eggy

    Jaki kolor pasuje do wenge?

    Co prawda widziałam „swoją” jadalnię na „żywca” – lampy, firanki i serwetki w kolorze jasnego beżu i w nawiązaniu do czerwonej kuchni... Ale o to mi właśnie chodzi. Dzięki karolcia14m! Utkowa jadalnia + salon tak na mnie działa, ze chętnie bym się tam wprosiła i już została na zawsze .
  10. Mam w łazience (u rodziców) białe płytki na podłodze i ciemniejsze bordowe na ścianie. I nigdy więcej nie chcę takich połączeń. Już bym wolała na odwrót. Widać na nich nawet ślady po pantoflach. Bez chodniczków by się nie obeszło . Ale wiem też, że duże znaczenie ma jakość płytek.
  11. P_eggy

    Jaki kolor pasuje do wenge?

    Wątpię czy pomogę, znawczynią nie jestem. A o gustach się nie dyskutuje… Jadalnia ładna, elegancka i widać, że starannie zaplanowana, ale fakt brakuje mi w niej tego „czegoś”. Widziałam bardzo podobne meble w kolorze wenge na desce merbau + jasno beżowe dodatki. Jak dla mnie świetne połączenie ciemnych mebli z „ciepłą ” czerwonobrązową podłogą. Może warto wziąć pod uwagę jakiś odcień czerwieni. Oczywiście sam wystrój okna to może być mało. Musi do czegoś nawiązywać. Np. doniczki, jakiś wazon – ale to już kwestia co się komu podoba. Co prawda nie jest to jadalnia. Ale chodzi mi o kolory http://www.thefurniture.com/store/Images/Creative/symphony_dr_mir_wenge.jpg http://www.meble.vox.pl/public/images/aranzacyjne/modern_sypialnia_wenge.jpg [/img]
  12. Mi też się marzy biała lub waniliowa kuchnia z ciemnymi blatami . Brudzenia bym się nie obawiała... A uważam, że właśnie małe kuchnie – takie jak moja – wyglądają lepiej w jasnych barwach niż ciemnych. Pomieszczenie nie przytłacza i wydaje się być większe . Ale co mam zrobić? Mam kuchnię otwartą na jadalnię i salon. A tam mebelki będą ciemny dąb . Więc pewnie zrobię na odwrót – niż w marzeniach. Dam fronty dębowe i jasne blaty. Meble w kuchni/jadalni i salonie – małe pomieszczenie, razem ok. 30 m2) będą przynajmniej w podobnej kolorystyce. Ale by troszkę rozjaśnić kuchnię kupię płytki na ścianę i takie same na podłogę (jasny beż), które połączę z ciemniejszą deską w salonie i jadalni. Zobaczymy jaki da to efekt. O białej kuchni będę marzyć dalej .
  13. P_eggy

    Bidet czy warto?

    Chyba tylko gdy siadacie we dwójkę ! Właśnie popuściłam Super Moi znajomi bidet zamontowali w nowo wyremontowanej łazience, ale miejsca na wc im brakło. Tak więc kibelek przenieśli do kotłowni. Gorzej, że gości o tym nie poinformowali. Niektórzy na imprezie skorzystali Osobiście bidetu nie planuję. Nie mam na niego miejsca, a nie chcę niespodzianek . Owszem jest to wygoda, ale da się bez niego przeżyć. Dawniej to był wychodek i gazetka. I się żyło
  14. Sumując więcej zyskałam przez budowę niż straciłam . Straciłam: 1. Jak wyżej, fałszywych przyjaciół. Tu na plus. 2. Tonę łez. Da się przeżyć. 3. Dużo miłych chwil przez niekończące się awantury z mężem, które w końcu nas do siebie zbliżyły. 4. Dobre kontakty z częścią rodziny, której i tak nie znosiłam. 5. Mnóstwo kasy, choć pewnie bym ją wydała na coś innego, a tak to mamy dom. 6. Święty spokój i upragnione podróżowanie po świecie. Jeszcze zamierzam trochę pożyć i to nadrobić. 7. Sporo kalorii, tu też na plus. Jeszcze rok temu przeżywałam mały kryzys . Nie mogłam patrzeć na naszą budowę. To przez zmęczenie i niepewność, czy podołamy finansowo z jej ukończeniem . Choć dziś wykończeniówka, jest tak naprawdę wykończeniówką naszą (nie tylko domu) jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że będziemy mieć wkrótce NASZ kąt .
  15. Takich „przyjaciół” to chyba często budowa (i każda poważniejsza inwestycja świadcząca o zasobności portfela) weryfikuje . Mamy znajomych do niedawna uważałam, że całkiem dobrych, którzy nagle podczas naszej budowy zaczęli się „szczerze” martwić o nasz budżet. Np. gdy zmieniliśmy auto, potrafili zadzwonić po 3 miesiącach nie odzywania się i pytać: „skąd mamy pieniądze?”, „czy poradzimy sobie z ratami?”, „ile my musimy zarabiać, skoro budowa trwa w najlepsze, a my kupujemy samochód?” itp. Szczyt: potarli nasłać na nas krewnego zajmującego się funduszami inwestycyjnymi, by móc poznać nasze zarobki… Oczywiście odprawiliśmy go hukiem, a oni dostali opieprz. A żeby było śmiesznie, źle im się nie powodzi. Działki kupują w wielkiej tajemnicy itp. Kłamią co do swoich zarobków… Ale zawsze im mało. Już jest tylko znajomość, ale myślę ją szybko zakończyć. Bo choć nie mamy nic na sumieniu, nie chcę mieć Skarbówki, czy innej instytucji, nasłanej przez nich na głowie. A mogą być do tego skłonni. Brrrrrrrrr Cieszę się, że dzięki budowie pozbywam się takich fałszywych znajomości .
  16. Witam. Jak tu zacząć? Myślałam już o tym tyle razy… No cóż. Nie jestem już przyjaciółką, nawet już nie koleżanką . Gdy mi zaczął rosnąć brzuszek, to kumpela zaczęła mnie unikać. I tak jest do dziś. Z jednej strony ją rozumiem, bo jest jej przykro widzieć mnie w ciąży. Z drugiej jednak zastanawiam się czy ze wszystkimi dzieciatymi koleżankami zerwała kontakt? Może nieświadomie zawaliłam… Trzymam jednak kciuki za nią i za wszystkie pragnące dzidziusia pary…
  17. Mam podobnie na swoich „Columnaris” . Moje wyglądają na przenawożone, może to skutek tego, iż za płotem pole użytkuje „nowoczesny” rolnik, który tylko coś sypie i sypie na swoją ciut wyżej położoną działkę. Spryskałam je na wszelki wypadek Topsinem, ale pewnie niewiele to da . Zobaczymy po zimie. Szczerze: Mam dość tui . Od posadzenia ciągle się z nimi użeram. Albo czernieją gałązki, albo żółkną itp. A miały być to takie „pospolite i niewymagające rośliny…”. Z jednej strony czasami by je wszystkie wyrzuciła, z drugiej jednak szkoda. Zielone to jest, rośnie szybko i jest niezłym tłem dla innych drzew i krzewów .
  18. Skąd ja to znam . Mieszkanie z mamą: KOSZMAR! Wyprowadzka od mamy (raczej czuliśmy się wyrzucani): KOSZMAR! Teraz uczę się nie mieć wyrzutów sumienia, bo mamusia się boi, że zostanie sama i wariuje (przyszła synowa nie bardzo chce z nią mieszkać). Boi się, że nie będzie mieszkać ze swoim drugim „dobrym” dzieckiem, że zostanie SAMA! Ma, co chciała, ale ja jako córka zawsze będę przez nią cierpieć… Z drugiej strony tak jest lepiej dla mnie, dla mojego małżeństwa i będzie dla mojego dziecka. Do mamy zawsze mogę pojechać w odwiedziny – 10 km to dobra, „zdrowa” odległość, albo ona do nas, no i są telefony.
  19. Nie ma znaczenia skąd. Z Podkarpacia można dojechać wszędzie, jak warto. Proszę o namiar na lekarza na prv. Płacić niestety trzeba Na NFZ to tylko powiedzą jak nogi w górze trzymać, hi, hi (fakt z mojego życia). A to każdy głupi wie Dzięki.
  20. No nie tam oprotestowała . Sex jest fajny . Czasem tylko prowadzi do nowego życia i paru zbędnych kilogramów Tu muszę powiedzieć, ze nie tylko ciężarne tyją (co jest zrozumiałe ). Mój mężczyzna zaczął mi chyba dorównywać. Nie wiem, czy to zawody na to, które z nas będzie miało większy brzuszek . Tak, więc za rok będę miała towarzysza w odchudzaniu. Nie boję się, bo kiedyś udało mi się zrzucći w ciągu paru miesięcy 16 kilogramów. hura!!! Jak to zrobiłam? Sex – a jak , ale nie tylko. Po prostu: się zakochałam
  21. No nie tam oprotestowała . Sex jest fajny . Czasem tylko prowadzi do nowego życia i paru zbędnych kilogramów Tu muszę powiedzieć, ze nie tylko ciężarne tyją (co jest zrozumiałe ). Mój mężczyzna zaczął mi chyba dorównywać. Nie wiem, czy to zawody na to, które z nas będzie miało większy brzuszek . Tak, więc za rok będę miała towarzysza w odchudzaniu. Nie boję się, bo kiedyś udało mi się zrzucći w ciągu paru miesięcy 16 kilogramów. hura!!! Jak to zrobiłam? Sex – a jak , ale nie tylko. Po prostu: się zakochałam
  22. No nie tam oprotestowała . Sex jest fajny . Czasem tylko prowadzi do nowego życia i paru zbędnych kilogramów Tu muszę powiedzieć, ze nie tylko ciężarne tyją (co jest zrozumiałe ). Mój mężczyzna zaczął mi chyba dorównywać. Nie wiem, czy to zawody na to, które z nas będzie miało większy brzuszek . Tak, więc za rok będę miała towarzysza w odchudzaniu. Nie boję się, bo kiedyś udało mi się zrzucći w ciągu paru miesięcy 16 kilogramów. hura!!! Jak to zrobiłam? Sex – a jak , ale nie tylko. Po prostu: się zakochałam
  23. No nie tam oprotestowała . Sex jest fajny . Czasem tylko prowadzi do nowego życia i paru zbędnych kilogramów Tu muszę powiedzieć, ze nie tylko ciężarne tyją (co jest zrozumiałe ). Mój mężczyzna zaczął mi chyba dorównywać. Nie wiem, czy to zawody na to, które z nas będzie miało większy brzuszek . Tak, więc za rok będę miała towarzysza w odchudzaniu. Nie boję się, bo kiedyś udało mi się zrzucći w ciągu paru miesięcy 16 kilogramów. hura!!! Jak to zrobiłam? Sex – a jak , ale nie tylko. Po prostu: się zakochałam
  24. Chciałam pomóc koleżance, ale źle doradziłam jej lekarza . Kazałam jej się nie poddawać, bo w głębi czuję że ma nadzieję, no i w końcu musi się wyleczyć. Ma teraz innego lekarza, jeszcze droższego, ale tego znalazła sobie już sama. Boję się jej cokolwiek doradzać, bo ona nie zachowuje się normalnie: ma depresję. A raczej odstawiła prochy na czas kuracji . Dzwoni, co parę dni, płacze za każdym razem, mówi ile wydała to na wizytę, ile na badanie itp. A potem się pyta, co u mnie i mojego nienarodzonego dziecka. Nie jestem w stanie dużo o sobie mówić, bo wiem, że mało ją to obchodzi. Za każdym razem rozmowa kończy się na zaletach i wadach metody in-vitro czy adopcji. Czasem jestem już zmęczona, boję się mówić „co ja bym na jej miejscu zrobiła”. Wydaje mi się, że ona oczekuje, że ja zdecyduję za nią… Wiem, że sama się w to zaangażowałam – w dobrych intencjach, ale czuję się niezręcznie. Myślę polecić jej strony w Internecie o tematyce niepłodności. Mam nadzieję tylko, ze nie poczuje się urażona. Dzięki wam wszystkim za radę. Wy wspieracie mnie, a ja ją. Więc dziękuję także w jej imieniu.
  25. Dzięki za wasze opinie. Miałam problem z komputerem (i to na urlopie ), choć muszę napisać to i owo. A działo się… Nie należę do osób, które siedzą i tylko użalają się nad sobą (czy nad innymi). Raczej działam i myślę o działaniu. Choć wiadomo czasem najchętniej bym się poddała. Koleżanki nie mogłam już słuchać – straszne, ale prawdziwe , bo jak można wysłuchiwać od bliskiej osoby, że jest beznadziejna, że nie jest kobietą, bo nie może zajść w ciążę, jest zła, mąż ją rzuci jak nie urodzi mu dziecka i dlaczego ją to spotkało? Itp. Pomogłam jej znaleźć najlepszego (a taki miał być ) lekarza. Opierałam się na doświadczeniu znajomych, pogrzebałam w Internecie. Miałam, co do niego małe zastrzeżenia, ale wybór pozostawiłam jej. Czy się zastanowiła? Nie wiem . Teraz mam wyrzuty . Lekarz tylko ją oskubał z kasy, po czy powiedział, że „pozostaje jej tylko in-vitro” i wręczył broszurę klinki w Warszawie – gdzie jak się dowiedziałam później „ma układy”* . Spotkałam się z nią zaraz po zabiegu usunięcia polipa i stwierdzeniu niedrożności jajowodów przez tego lekarza. Ja z brzuszkiem i ona odpalająca papierosa od papierosa i pijąca na umór . Byłam bliska zapłakania razem z nią. Zwłaszcza, gdy podeszli do nas jej znajomi w knajpie (pech) i z hasłami typu: „ no kiedy Anka w końcu się i ty rozmnożysz”, „na stare lata czekacie…”, „tylko pieniądze wam w głowie…” itp. O Boże… nie ma to jak najmniej odpowiedni moment, najbardziej „wrażliwych” ludzi… * ”Słynny” pan doktor ginekolog od niepłodności usunął jej, jak stwierdził polipa i zrobił wszystko, co się dało za okrągłą sumkę. Okazało się u innego lekarza na usg, że polipa nie usunął, do tego nie wykrył mięśniaka i cały zabieg wykonał nie wyleczywszy pacjentki z bakterii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...