Witam! Moja przygoda ze studnia wierconą na PODBESKIDZIU.Bardzo długo szukałem najtańszego wykonawcy z głębi kraju i znalazłem o połowę tańszego niż miejscowi.Wykonał mi odwiert,zapłaciłem.Schody się zaczęły po pierwszej nawałnicy,które dość często u nas występują.Po prostu ze studni zaczęła płynąć gnojowica.Po paru godzinach spaliła mi się pompa.Zadzwoniłem do miejscowego studniarza i okazało się,że nie została przewiercona skała w której była właściwa warstwa wodonośna.A tak się cieszyłem że mam prawdziwą głębinówkę.Do tego okazało się że rura osłonowa która miała odcinać gruntówkę została podciągnięta do góry i moja woda "głębinowa"była z 5 metrów-tak się przyjezdny studniarz obronił przed skałą i stworzył studnię pełną wody.Tak zaoszczędziłem-30metrów x200zł+ pompa 2tys.-wszystko na nic.Miejscowy studniarz przy kawie otworzył mi oczy na sprawę cen na Podbeskidziu-rynek dyktuje ceny nie oni.Powiedział mi,że przecież wiertnicy z Warszawy wiedzą ile tu kosztuje studnia i czemu tutaj nie wiercą.Nie ma w biznesie dziury finansowej czy luki na szybsze wzbogacanie bo ludzie w pogoni za kasą zrobią wszystko by zarobić.Liczą się koszty,czas a że tutaj mamy skały to trudno.Taniego mięsa i pies nie chce jeść i może jakieś okazje się zdażają ale cała reszta to już matematyka.Ja się o tym przekonałem na własnym portfelu.Moja studnia została uratowana-rury zostały wyrwane z ziemi(nawet obsypki żwirowej nie miałem właściwie zrobionej i dlatego rury wyszły),rura dobita została do skały i studnia została pogłębiona.