Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

enia

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    0
  • Rejestracja

enia's Achievements

 SYMPATYK FORUM (min. 10)

SYMPATYK FORUM (min. 10) (2/9)

10

Reputacja

  1. enia

    Ślub - ratunku

    Postanowiłam, postanowiliśmy zorganizować normalne, w znaczeniu tradycyjne wesele. Chociaż dla 60 szt gości, to podobno jest przyjęcie. Trochę to teatralne, ta cała kiecka, błogosławieństwo itp, ale to w sumie dobrze, może być wesoło. Acha, suknia jest różowawa, hehe, TŻ tak się wciągnął, że chciał nawet mieć melonik. Myślę sobie, i dobrze, nawet te zakupy, przymierzanie jakiś bardotek, czy co tam, załatwianie busa dla gości - to takie relaksujące. Poważnie. Mimo, że właściwie w biegu, ale to naprawdę duża odskocznia od już nudnej codzienności i zwykłych domowo-pracowych spraw. Coś innego. A rodzina - szczerze, to bardzo się ucieszyli, że mają okazję się do kogoś przejechać nie na pogrzeb, bo coś ostatnio za dużo smutnych okazji bywało, a żadnego wesela. Przeczytałam tę dyskusję "Stef mój kopulant" - fajne. Racja, że coś za coś. Jak ktoś się nie chce żenić i ma w d. formalności, to jego święte prawo. Nie ma żadnych obowiązków z tego tytułu, ale też i żadnych praw. My mamy pełnomocnictwa notarialne, współwłasność itp. moim zdaniem żadnego problemu nie ma z niczym, jak się chce. Tak na marginesie, nie rozumiem, tego argumentu ze szpitalem i dowiadywaniem się o stan chorego. Na szczęście nie doświadczyłam tego, ale czy lekarzowi pokazuje się akt małżeństwa? Bo w dowodzie os. mamy wspólny meldunek, nie będąc małżeństwem. Nazwiska to już marginalna sprawa, wiele kobiet zostawia swoje rodowe. A małżonkowie mający różne meldunki, np majętni i biznesowi. Ale racje miał tam ktoś, że przyjdzie do szpitala na przeszpiegi wredny kolega z pracy i się poda za naszego konkubenta. Czyli jednak papier musi być. Czym w takim razie różniłby się papier świadczący o konkubinacie od papieru o ślubie cywilnym? Poza tym ci, którzy przez te traumę ( ) ślubną przeszli nie różniliby się w przywilejach od tych, co tak na niby, na próbę, albo nieformalnie? Jak to powiedział nasz serdeczny żonaty kolega, gratulując mojemu TŻ: stary, cieszę się, dlaczego ty miałbyś mieć lepiej ode mnie?
  2. enia

    Ślub - ratunku

    mbz, dzięki ci dobry człowieku. Chciałam takie wesele tak, owszem, jeszcze 10 lat i 20 kilo temu byłabym zachwycona mając w perspektywie taką imprezę. Tak, mam wątpliwości, czy wypada, obawiam się, że czułabym się niezręcznie. Chyba na wszystkie rzeczy musi być odpowiedni czas do tego. Kwartecik smyczkowy w tle to nie jest zły pomysł, mogłoby być bardzo elegancko i miło. A polskie wesela tak wyglądają nie dlatego, że ludzie nie maja wyboru i nieświadomie zgadzają się na jakąś siermiężność i popijawę. Po prostu ludzie chcą się zabawić na luzie, dlatego tak to wygląda, szczególnie w pewnych środowiskach. Większość gości na weselu, gdzie jest tylko wino, zapyta czy jest coś do picia. O białej sukni pisałam dlatego, że w salonach ślubnych takich jest największy wybór. Model odstający od standardu, np beżoworóżowe, bo o takie myślę, czy w ogóle kolorowe, to długie szycie i szopki ze sprowadzaniem. Miałam taką nadzieję, wchodzę do sklepu, kupuję, ew. poprawki i cześć, a tu cały cyrk.
  3. enia

    Ślub - ratunku

    Ojeee, ładne one. Dziękuje Wam wszystkim za wsparcie. Skłaniam się do opcji: ślub kościelny tylko w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół cirka ebaut 20 ludzi. Potem wypad na weselny obiad. W zasadzie kolację, jako, że w kościele śluby raczej po południu.Technicznie nie jest to proste, bo i tak nikt miejscowy nie jest. W mojej najbliższej okolicy żadnego noclegu nie uświadczę, kilkoro gości od biedy przenocować możemy w chacie, ale lepiej by było, żebyśmy byli sami - nie miałabym głowy jeszcze się ludźmi zajmować. W zasadzie mogliby wracać do swoich domów, ale wiadomo jak to jest, co drugi zdrowia nie wypije, bo prowadzi. Sensowne byłoby przyjęcie z noclegiem. Może jeszcze jakaś dobra duszyczka podpowie, czy na takim obiadku po ślubie w restauracji/knajpie/sali, to się zamawia jakiś grajków, czy co? Wydaje mi się, że brzęk sztućców i talerzy jak ze stołówki robiłby raczej przygnębiające wrażenie. Ale też byłoby niezręcznie, jakby była zbyt taneczna muzyka, bo impreza siedziana. Może jakieś taksówki/busiki by dla gości pozałatwiać? Właściwie to zastanawiam się jeszcze nad jednym. Mamy spory ogródek (działka ponad 1000m), niebrzydki z pięknym trawnikiem. Jakby tak, catering jaki zamówić, ze stołami i zastawą, jakimiś parasolami i dekoracjami. Ciekawie, a na pewno inaczej. Ale znów jakiś podkład muzyczny trzeba? Niebezpieczeństwo jest takie, że za podkład mogą robić dźwięki nieodległych budów, bo mieszkam na budującym się osiedlu. Najchętniej jednak widziałabym plenerową imprezę w jakimś parku nad wodą, hmm, np może jakiś ośrodek wypoczynkowy? Wesele Smarzowskiego było potwornie dosłowne i chyba prawdziwe, mnie tam się podobały plenery w Testosteronie. Koszty nie byłyby wielką przeszkodą, ale coś mi się wydaje, że wyszłoby tyle ile za weselisko na 100 ludzi. Jakby to wyszło, takie przyjęcie w parku na 20 os? Nie wiem, czy nie za wielki kontrast między monumentalnością otoczenia, a dwoma, czy jednym większym stołem. Mam takie nieodparte skojarzenia, że na takie przyjęcia na plenerowe, to też robi się dla 100 gości. Więc chyba u siebie na trawniku. Tylko znów, jak ta ekipa od kateringu się zorganizuje w mojej kuchni otwartej na salon? W sensie podgrzania czegoś, chyba, że same zimne przekąski, ale to znów się kojarzy z bankietem stojącym góra 2 godz., a nie przyjęciem ślubnym. I tak w rozterce.
  4. enia

    Ślub - ratunku

    Zabawa mi rzeczywiście po grzyba, rodzinę wypada zaprosić, bo oni wszyscy zawsze zapraszają. Tak mi się zawsze wydawało, że wesela nie robi się dla siebie, tylko dla rodziny. Mnie to już lekko irytuje, ale Mojemu widzę, że coraz bardziej zależy. Nieczęste kontakty moje nie znaczą, że się ich wyparłam. Jest trochę racji w tym, że do podtrzymywania kontaktów w rodzinie służą w zasadzie 2 imprezy. Ślub i pogrzeb. Bywam z okazji 1 listopada, bo mimo, że daleko, to trzeba być. Ale nic na siłę.
  5. enia

    Ślub - ratunku

    Jeszcze do ziabki. Tak, podróż poślubna zamiast ślubu, ten pomysł upadł niestety, bo nie było zgodności. Jak pisałam koszty nie stanowią problemu, a łańcuch kredytowy jest łańcuchem nie w sensie ekonomicznym. Głupio tak może mówić, ale różne rzeczy już widziałam i najszczęśliwsze pary rozstawały się, bo było łatwo się rozejść, tak po prostu, zabrać rzeczy i wyjść, bo żadnych zobowiązań nie było. No więc ten cały "łańcuch" wspólnie uzgodniliśmy, żeby solidarnie odpowiadać za nasze zobowiązania. Piszecie tu o dzieciach, osobiście mnie to nie dotyczy, choć pewnie fajnie by było, no ale nie każdemu jest dane. Chcę tylko napisać o przyjaciółce, której dziecko 4 letnie jest już dosyć świadome, że mama inaczej się nazywa, że religia to ściema itd. Problem w tym, że inne dzieci w przedszkolu nie. Trudno o miejsce w przedszkolu na prowincji, gdzie nie ma religii. Dzieciaka wyprowadzają na godzinę religii z sali pełnej dzieci i kolorowych kredek do kantorka pani. Dziecko się źle czuje. Mama zwalnia się z pracy i zabiera małą na spacer. Problemem jest znalezienie miejsca w przedszkolu nie dla samotnej matki, tylko dla matki, która nie ma ślubu z ojcem dziecka.
  6. enia

    Ślub - ratunku

    Ziabo droga jeśli mowa o cenie, to będzie dużo. Sporo ludzi musi mieć 3 dniowy nocleg. Natomiast jak dla nas koszty są do przyjęcia i były nawet w planach od dawna. Co więcej, rodziców moich szał ogarnął i koniecznie w tych kosztach chcą brać udział. Chcą się cieszyć, że pierworodna jednak będzie szczęśliwą żoną, tym bardziej, że sami żadnego wesela nie mieli. W zasadzie to koszty to sprawa marginalna, nie o to chodzi. Na sam ślub większość nie przyjedzie, bo za daleko. Chyba przełożę imprezę, bo nie jestem przekonana. Kochani, jeszcze raz dzięki za rady
  7. enia

    Ślub - ratunku

    W mojej rodzinie w większości sprawy ślubu są proste. Kończą szkoły albo i nie i się hajtają (jak to się pisze?), bo jak to mówią porządek w przyrodzie musi być. Kuzyni moi (najbliżsi) mają już wnuki. Ja tam zlewam co kto gada, ale sądząc po trosce w wiecznych pytaniach o narzeczonego, to traktują mnie trochę jak dziwoląga. Fakt, dość późno zaskoczyłam Żadnych konkretnych absztyfikantów przez lata nie było. No to się zajęłam karierą. A może odwrotnie? Wszyscy się głowią, co ze mną nie teges, bo w rodzinie starszym singlem jest tylko wujek alkoholik i kuzynka po niepełnej podstawówce. W głowie ludziom się nie mieści, że można żyć "nielegalnie" normalnie. To, że młodzi przed ślubem to tak, ale podkreślam słowo młodzi. Kurde, no przecież nie jestem jakąś starszą panią, noszę dżinsy i tenisówki. Nie powiedziałam jeszcze, że z rodziną ja osobiście utrzymuję bardzo nieczęste kontakty. Rodzice tak, ale mnie wnerwiały te wieczne dopytywania o moje życie osobiste. No i nie było z kim jechać. Się trochę wyizolowałam. Przyjaciele i znajomi, przyznaję nieliczni, prowadzimy dosyć ograniczone życie towarzyskie. Więc tak, pomyślałam, ze coś takiego jak wesele, może być dobrą okazją do odnowienia kontaktów z rodziną, w końcu to rodzina, zawsze tam się dopytują co słychać. Goście wiekowo raczej w większości mocno starsi ode mnie. Ogólnie to cienko to wszystko widzę, nie zaproszę, będą wypominać, zaproszę wybranych, będzie kwas, tylko znajomi, to nie wesele. Takie są fakty, odstaję trochę od zwyczajów innych. To nie weselisko mnie przeraża, tylko .... no cóż, chyba się poczuję jak na patelni, saute. A moja chłopina mnie szczuje, czemu cichy ślub, nie musimy się ukrywać i wstydzić, bo jego też pytają różne ciotki, czy ja jestem rozwódką, albo co gorsza nie mogę się rozwieść. W naszym kręgu przyjaciół zbliżonych wiekowo, jest jedna para w ogóle bez ślubu, z dzieckiem już dużym. Niby programowo wojujący przeciw schematom, ale ostatecznie okazuje się, że ekonomicznie wyszliby gorzej po ślubie. Inni bez ślubu też z dzieckiem nie mogą wziąć ślubu, bo on nie ma rozwodu. Cała reszta zaobrączkowana i single (wolni, rozwodnicy), niekoniecznie z partnerami, niekoniecznie stałymi. Cały czas mówię o ludziach po 30 i starszych, którzy okres jakiegoś nieustatkowania ekonomicznego i zawodowego mają już za sobą. Muszę na dniach zdecydować, czy przepadają zaliczki za wesele (niby za 2 mies.), bo nie chcę na własnym weselu czuć się jak kosmitka. Wynajęcie firmy od wesel to strata ogromnych pieniędzy i czasu, bo podzwonić to ja mogę sama, a i wszystkie formalności i przymiarki i dekoracje też trzeba osobiście. Ale się wywnętrzam, chyba w ogóle zrezygnuję, bo już się zdążyliśmy pokłócić, co kto chce. Mojemu jest trochę przykro, jak widzę, jak usłyszał, że mnie wszystko jedno. Młodszy jest, to chciałby się wybawić.
  8. enia

    Ślub - ratunku

    Zadawałam sobie pytanie, dlaczego nie? Takie są zwyczaje i tradycja, czy mi się to podoba, czy nie. Raz powiedziałam A, dawno temu przyjmując oświadczyny. Rodzice nie popierają tego mojego wolnego związku, ale akceptują. Mama spytała mnie raz, czy się wstydzę tego, żeby to był mój mąż. No nie, wcale, więc? I tak mówię o nim "mąż", nie jestem zbuntowana na cały świat, nie wychodząc za mąż dla zasady. Po prostu, tak wyszło, wszystko jest ok, poza formalnościami. Większość z rodziny obgaduje. Jestem jedynym takim przypadkiem. Wolne związki są, jak wszędzie, ale dotyczą młodych do trzydziestki, raczej bez wspólnego mieszkania, nie mówiąc już o domu. No więc żyjemy w takim konkubinacie, co to się większości jakoś źle kojarzy, albo, że tak biedni, albo, że on żonaty, albo obrzydliwie bogaci ekscentrycy. Co do aspektu prawnego, ze względu na instytucję zachowku, spisanie testamentów wzajemnych nie jest rozwiązaniem. Ślub cywilny to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie. Chociaż nie unikam chodzenia do kościoła, przeszkód do kościelnego nie ma żadnych, to nie wyobrażam sobie siebie w tej sytuacji. Głupio mi, na białą suknię czuję się za stara, na garsonkę za młoda i ci wszyscy goście. Wszyscy przyjezdni, więc jak ktoś ma 8 godz jechać, żeby tylko godzinkę być na ślubie, to bez sensu. Tylko, czy będziemy żałować za x lat, że nie mieliśmy wesela? Jak wygląda taki skromny ślub? Technicznie? Jak pamiętam z różnych wesel, goście nawet czekają w "domu weselnym", czy sali, bo para spóźnia się z sesji fotograficznej. Nigdy nie uczestniczyłam w przyjęciu po skromnym ślubie. Tzn. rodzice, świadkowie, tak zaraz od razu po ceremonii? Mam mętlik. Przyznaję, że teoretycznie porządne wesele prawie załatwione. Tylko zaproszenia nie wysłane, no i suknia bleee nie, ale i tak nie będę robić cyrków i 10 przymiarek sukien z francuskich katalogów. Kłopot w tym, że zwątpiłam, bo z lektury kilku for wynika, ze takie imprezy to się rok wcześniej załatwia, więc mam obawy, czy to się uda i czy nie będzie jakiegoś obciachu. 10 lat temu nie miałabym takich wątpliwości. Wesele musi być, kapela, zabawa do białego rana, najlepiej latem, limuzyna, prezenty, oczepiny. Teraz już się tak nie cieszę, bo ten ślub nic nie zmieni. Echh, nie miała baba kłopotu, tylko sobie jakiś ślub wymyśliła
  9. enia

    Ślub - ratunku

    No właśnie tak sobie przemyśliwuję, suknia wizytowa niby nie jest zła, ze ślubem się kojarzy, ale nie wiem, czy z własnym. No właśnie chodzi mi o to bardziej, czy właśnie takie imprezy jak wesele i ta cała biała sukienka to ma jakieś granice wiekowe. Ja właśnie chyba jestem na takiej właśnie granicy, z jednej strony chciałabym białą, ale coś mi się wydaje, że nie będzie mi w niej "do twarzy" oględnie mówiąc. Z drugiej strony aż tak staro nie wyglądam. Rok temu ciotka wdowa na swoim ślubie i weselu przywdziała sobie białą sukienkę. Wyglądała niby dobrze, ale jakoś tak dziwnie. Ciotka lat 47. Nie wiem, biała, czy kremowa, suknia w stylu ślubnym nieodparcie kojarzy mi się z młodą buzią. Co do ślubu cywilnego, to też zastanawiam się, czy jest teraz taka konieczność. W naszym przypadku konieczna byłaby intercyza (firma itp). Nazwiska nie zmienię, bo firmuję nazwiskiem kilka ważnych rzeczy. Dziękuję za komentarze
  10. Tak naprawdę jestem forumoholiczką, ale mi głupio z takim tematem. W rodzinie znają mój nick, więc piszę mam nadzieję, że anonimowo. Jestem prawie w wieku, jak to się mówi, ryczących 40. Zamierzam wziąć ślub z moim partnerem, ale te przygotowania coś nam słabo idą. Terminy niby załatwione, częściowo, ale nie o to chodzi. Dylematy są, kościelny, czy cywilny, tylko zostawmy proszę wątek religijności, bo zgodziliśmy się, że jak można w kościele, to dlaczego nie. A mnie to przeraża, może nie tyle sama ceremonia ile jakaś impreza po. Mam bardzo liczną rodzinę, gdzie zawsze proszą na wesele. Nie wypada nie zaprosić. Nie mnie, bardziej rodzicom, którzy utrzymują bardzo porządne kontakty ze swoim licznym rodzeństwem i jeszcze liczniejszym ich potomstwem. Więc jeśli wesele, to niestety w dużej sali. Już mi słabo, jak sobie pomyślę, te piosenki i konkursy. Nie podoba mi się, ale wesele jest dla gości. Z drugiej strony nie robić wesela, to mi się naobrażają i będę słyszeć teksty, co to za ślub, jak dziadek na weselu wódki nie pił (jeszcze powiem, połowa rodziny z tradycyjnych wsi). I ta suknia, co się wygląda jak beza. Najchudsza nie jestem, w każdej sukience wyglądam jak ciotka, no i czy siwe włosy pasują do białej sukni? Normalnie mi niedobrze. Siwe farbowane oczywiście, chodziło o wiek, ale też mentalność, nie wyobrażam sobie podniecania się wyborem sukienki, bukietów, jak to czytam na forach ślubnych, ale tam są same młode panny. Mnie to jakoś nie bawi. Narzeczony znów (dobra przyznam się, że sporo młodszy) w zasadzie ma ochotę na wielkie wesele. I tak to spychamy, jedno na drugie. Znowu sam ślub kościelny bez wesela, to technicznie jak zrobić? Goście won, a my do restauracji? W tej sukni na rosół i schabowego? To mi się znów ze stypą trochę kojarzy. Albo może teraz cywilny, a potem jak dojrzeje to kościelny? Ale to już będzie na świętego nigdy. No więc im dłużej myślę, to nie chce mi się wygłupiać. W sumie to, czy ślub cywilny jest nam na coś potrzebny? I tak mamy łańcuch do końca życia - kredyt na dom. Dzieci brak. Rodzina trochę świruje, bo dziadkowie np zerwali kontakty z teściami (moimi, tak mówię - teście i mąż, bo nie będę każdemu tłumaczyć, że nie mam papierka) po wielkiej kłótni pt: jak żeście wychowali syna, że bez ślubu żyją. Itd, itp. Nie wiem, czy ślub cywilny nie byłby jednakże zabezpieczeniem, jak polisa na życie, w razie odpukać.... Więc niby mam to w nosie, ale znów jak się komu co stanie, co wtedy? Pewnie przesadzam. Cholera, aż brzuch boli, no dobra, boję się obciachu, boję się, że będę się źle czuła, że to są koszty, że mi się nie będzie podobało. Z drugiej strony warto by było co wspominać i fajnie jakby impreza się udała. Nie mogę się przemóc.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...